Dobry!
Oglądalność wprawdzie mała, co jest w dużej mierze (CAŁKOWICIE!) moją winą, ale się poprawię i bardzo dziękuję tej dwójce która jednak pozostawiła komentarz (w razie możliwości postaram się odwdzięczyć). Just wait, pals :3
Co do historii ogólnie, postaci jest od groma i postaram się stopniowo je wprowadzać. W tym rozdziale pojawi się ktoś, kogo uwielbiam ale nie nadążam za jego tokiem rozumowania... czasami. Ale będzie się coś jednak działo, nie martwcie się ^^
Na końcu dorzucę jakieś rysunki, starsze bardziej lub mniej.
ヘルヤダ, パート2 ー スタート!
Helliada, part 2 - start!
========
Obudził się na sienniku. Czuł, jak kuje go w plecy, ale za nic nie umiał sobie poukładać w głowie, dlaczego nie jest we własnym łóżku. Luigino zamrugał oczyma i rozejrzał się. Kamienne ściany przypominały te z jego mieszkania, jednak u niego w pokoju nie było stalowych krat. Zaraz, dlaczego był w więzieniu? Wstał i podszedł do prętów, próbując przecisnąć przez nie głowę, jednak otwór był zbyt mały. Poza kratami znajdował się tylko ciemny korytarz. Prychnął, chcąc zmaterializować w ręce trójząb. Ale ten jakoś nie chciał się pojawić.
- To na nic. – rozległ się dziewczęcy głos za jego plecami. Obrócił się na pięcie. Elda siedziała na ziemi w kącie celi. Zaraz, skąd on ją znał? Po chwili przemyśleń zbladł na myśl o tym, co się stało.
- Gdzie my jesteśmy? - jęknął diabełek. – I dlaczego nie mogę przywołać swojego żelastwa?
- Dlatego. – anielica wskazała obrożę na swojej szyi. Lui miał identyczną. - Prawdopodobnie ktoś nas złapał, sądzę, że za zniszczenie tego demona, i nas zamknął. A te coś po prostu blokuje nasze moce. Nie pozostaje nic tylko siedzieć i czekać, aż ktoś przyjdzie.
- Czekać? Ale... Ja muszę do domu... siostra...
Białowłosa wzruszyła ramionami.
- Razem się w to wpakowaliśmy. Głupia byłam, że ci pozwoliłam zostać i walczyć. Być może będziesz miał większe problemy niż ja. Może ja jestem nieautoryzowanym łowcą, ale ty nadal jesteś diabłem i wystąpiłeś przeciw swojemu.
- Dzięki wielkie! – odwrócił głowę. Przeanalizował to, co powiedziała i coś do niego dotarło. – Zaraz, łowcą?
- Taaa... poluję na demony, czasem większe czasem mniejsze. – Elda machnęła ręką. – Zawsze istnieje ryzyko, że zginiesz. Ale ten, którego rozwaliliśmy, to nie był pierwszy lepszy demon. Poza tym, nie pojawił się tam sam. Widziałeś księżyc na jego piersi?
Lui podrapał się po głowie, próbując sobie przypomnieć taki szczegół. Coś mu świtało, więc kiwnął głową.
- To symbol jednej z potężniejszych rodzin Piekła. Pewnie to oni go wysłali. W jakim celu, nie wiem.
- Jakiej niby rodziny? - teraz dopiero ten symbol zaczynał coś mówić chłopcu, a prawda przerażała go coraz bardziej.
- Słyszałeś o Tsuki? Taka familia, zajmują się handlem w Piekle.
- O matko.. słyszałem! – Lui odczuł nagłą potrzebę, by usiąść, w przeciwnym wypadku straciłby równowagę.
Tsuki. Ród, który posiadł wyłączność na import towarów ze świata ludzi. Najsilniejsi i najbogatsi, ponoć pławiący się w złocie. Kto z nimi zadarł, już był martwy. Głownie to oni ścigali samowolnych handlowców z biednych kręgów, chociaż zwykle woleli nie zniżać się do takiego poziomu jak odwiedzanie takich okolic. Mimo to, wszystko co legalnie dostawało się do Piekła, przechodziło przez ich pałac, ponoć ogromny jak miasto. Jakkolwiek wpływowi i groźni by nie byli, największym złem była głowa tej rodziny – nijaki Mangetsu. Słynął z jednej jedynej rzeczy – niepohamowanego gniewu. Kto wszedł z nim w szranki, był trupem zanim zdążył nawet się zastanowić. Chłopcu zakręciło się w głowie. Wpadł w kłopoty, ale większe niż się spodziewał.
Chwilę ciszy przerwały zbliżające się, powolne kroki. Elda nie ruszyła się z miejsca, ale Luigino odruchowo skulił na pryczy. Ze strachem wyczekiwał osoby, szła w ich stronę. Czyjaś sylwetka pojawiła się w jego polu widzenia.
- Nie musicie się mnie obawiać.
Do uszu diabełka dotarł chłodny, harmonijny głos, całkowicie pozbawiony emocji. Powoli podniósł głowę. Przed kratami stał młody diabeł, na oko niewiele starszy od Eldy. Był chudy jakby nie jadł od tygodnia. Śniada cera kontrastowała z jego przydługimi blond włosami, a ubiór stanowił niecodzienny strój z czarnego lateksu, dopełniony kolczastymi bransoletami na rękach. Skrzydełka układały się w artystyczne zawijasy, długi ogon leniwie kiwał na boki. W półmroku było widać lśniące, białe tęczówki diabła.
- Kim jesteś? Gdzie jesteśmy? I dlaczego? - rzuciła Elda bezceremonialnie. Blondyn uniósł dłoń a kraty samoczynnie się otwarły. Gdyby Luigino starczyło odwagi, uciekłby. Ale brzęk stalowych prętów i szczęk zamka uświadomił go, ze stracił okazję.
- Moje imię nie ma znaczenia. – beznamiętny ton nie zmienił się ani trochę. – Jestem tylko pokornym sługą Pana Mangetsu.
- Więc jednak. – syknęła anielica.
- Tak. Zanim złapały was nasze oddziały, pozbyliście się demona bojowego rodziny Tsuki, znanego jako Ventosa Exterminatore. To wasz zarzut i zostaniecie osądzeni przed obliczem samego Mangetsu.
- Osądzeni? - Luigino był bliski płaczu. – Jeśli umrę, siostra da mi takie lanie że tydzień nie będę mógł siedzieć...
Elda spojrzała na niego spode łba, a nowo przybyły zignorował tę infantylną uwagę.
- Moim zadaniem jest was zaprowadzić. Radzę nie uciekać i nie próbować żadnych sztuczek.
- Raczej nie mam zamiaru pogarszać sobie sytuacji. – anielica skrzywiła się i podniosła z kamiennej posadzki.
- Ciężko jest określić czyja jest gorsza. – diabeł ponownie otwarł kraty i przeprowadził więźniów, kierując się do wyjścia z lochów. – Anielski łowca demonów czy zdrajca?
Kręte, wąskie schody prowadziły do prawdziwego, złotego zamku, który znajdował się na górze. Legendarny dwór rodziny Tsuki był naprawdę tak ogromny i zatłoczony przez kupców jak potocznie mówiono. Zgodnym z plotkami był także fakt, że każde pomieszczenie było wręcz oblane złotem i zdobione aż do przesady. W głowie Eldy pojawił się pomysł, by zgubić się w tłumie i uciec, jednak ich przewodnik sprytnie prowadził ich bocznymi korytarzami, a główne hale mogli oglądać jedynie z galerii ponad nimi.
- W sumie, jaki wyrok nam grozi? - zapytała dziewczyna.
- W najlepszym wypadku śmierć. – odpowiedział chłodno blondyn.
- A w najgorszym? - Luigino wolał wiedzieć co go czeka.
- Śmierć przez tortury, w okrutnych mękach. Szybkość wykonania wyroku zależy od wytrzymałości skazanego.
- Żartujesz sobie?! - krzyknął rudzielec, załamując ramiona. – Żadnej taryfy ulgowej dla dzieci?
- Co do ciebie, jest jeszcze jeden zarzut. – przewodnik odwrócił się w jego stronę. – Byłeś w ludzkim świecie bez wyraźnego zezwolenia, czyż nie?
Lui przełknął ślinę. Gorzej być nie mogło.
- Może się jakoś dogadamy... - z tyłu usłyszeli nerwowy chichot Eldy. – On przecież jest jeszcze dzieciakiem, a ja jestem z Helliady, nie z Nieba...
- Z „miasta dezerterów”? Lepiej nie używaj tego jako argument, anielico. Takie pochodzenie nie jest przyjazne ani diabłu, ani aniołowi.
Gwoli ścisłości: Helliada. Miasto założone kilka wieków temu poprzez porozumienie Najwyższego i Najczarniejszego. Było ono całkowicie bezstronne, toteż spokojnie mogły w nim żyć istoty z Piekła i Nieba. Czasem się dogadywały, czasem nie, ale jedno było pewne: rodowici mieszkańcy obu frontów niezbyt przychylnie patrzeli na tych, co zdecydowali się osiedlić w Helliadzie. Traktowano ich trochę jak zdrajców, jak stworzenia niższej rangi. Z drugiej strony posiadanie obywatelstwa tego miasta, miało swoje plusy: anioł mieszkający w Helliadzie miał już w sobie coś z diabła i na odwrót: diabeł stawał się po trochu aniołem.
Ale widocznie to nie był trafiony pomysł.
- Jejku, po prostu robiłam to, co do mnie należało. Wasz wielki, śmierdzący pan Eksterminator też nie był jakoś specjalnie autoryzowany! - broniła się Elda.
- Co wolno wojewodzie... - zaczął blondyn, jednak powstrzymał się od zakończenia przysłowia. – Poza tym, nie mnie, lecz panu Mangetsu to powiedz.
- No tak, jesteś tylko durnym służącym o wyglądzie pedała. – warknął Luigino. Gdyby nie lodowate spojrzenie, można by było stwierdzić że obelga spłynęła po diable jak po kaczce.
- A ty, chłopcze, waż swoje słowa. – odparł spokojnie. – Bo zdziwisz się kiedyś, gdy skierujesz je do nieodpowiedniej osoby.
- Coś w tym jest. – mruknęła Elda. Najbliższa przyszłość nie malowała się zbyt kolorowo, poza tym czuła, że ma na sumieniu Luigino. – Ale może... no pomyśl... Jest jakiś sposób by się uratować? – znów zaczęła bezcelową rozmowę.
- Anielico. Nie jesteś w swoim świecie, tutaj nie ma miejsca na „miłosierdzie”. - tłumaczył blondyn spokojnie. – Jeśli zawiniłaś, poniesiesz karę. Chociaż, znając Pana Mangetsu, niekoniecznie sprawiedliwą. Jeśli zachowacie spokój, może wam się poszczęści.
- Mamy go błagać? - skrzywił się Lui. Mimo wszystko, miał w sobie coś na kształt dumy.
- Z pewnością usatysfakcjonowałby go taki widok. Jednak niczego nie obiecuję.
Elda przystanęła. Postanowiła spróbować jeszcze raz.
- A może mógłbyś nam pozwolić uciec? - zaczęła niepewnie. Diabeł obrócił się na pięcie i obrzucił ją paraliżującym spojrzeniem.
- Mógłbym. Nie uważam, abyście zawinili tak, iż przeznaczony wam los był sprawiedliwy. Jednakże...
- To puszczaj nas, facet! - jęknął rudzielec, nerwowo podskakując w miejscu.
- … jednakże – ten zmarszczył brwi, nieco zdenerwowany faktem, że mu się przerywa. Zawsze coś: pierwsza emocja zaobserwowana na jego twarzy. – Uciekanie przed odpowiedzialnością się nie godzi.
- Godzi nie godzi, chłopie, ja chcę żyć! - chłopiec był bliski płaczu.
- I właśnie tacy jak ty przynoszą naszej rasie hańbę. – blondyn odwrócił się na pięcie i ruszył dalej. – Tchórzliwi i pozbawieni honoru.
- Przecież to dziec.. !
- A ty, anielico, nawet nie dziwię się, że wpadł ci do głowy taki pomysł. – przewodnik, nie czekając na nich, poszedł dalej. Kiedy ten się oddalał, odnieśli wrażenie że mają szansę uciec, jednak diabeł machną ręką, a w powietrzu zalśniły dwie linki, które, przypięte do ich obroży jak smycz, pociągnęły ich za nim.
- Auć! A to dlaczego?
- Zawsze wiedziałem, ze anioły to gorsza rasa.
- Jak to gorsza? To.. istny rasizm! - Elda w pierwszej sekundzie była zszokowana tym, co usłyszała, ale zdziwienie natychmiast obóciło się w oburzenie. – Jak śmiesz w ogóle tak mówić?! Przecież to wy się zbuntowaliście, to wy upadliście!
- Sądzisz, anielico – zwrócił się do niej z delikatnym uśmieszkiem na twarzy. Emocja numer dwa – że karanie każdego za posiadanie odmiennych racji jest właściwe? Jesteśmy tacy jak wy, tylko wyewoluowaliśmy, w nowy i lepszy gatunek. My nie upadliśmy, my poszliśmy o krok naprzód.
- Stanie się czystym złem to nie jest „krok naprzód”. – burknęła dziewczyna. Ten w odpowiedzi jedynie kiwnął głową. Lui czuł się wdzięczny za tę chwilę ciszy. Ich rozmowa powoli zaczęła robić mu mętlik w głowie.
Mijali wiele rozwidleń i sal, jednak wszystkie te był puste i nie spotkali po drodze żywej duszy. Co było jednak dziwne, patrząc na ogrom i zatłoczenie tych pomieszczeń, które mieli okazję oglądać z góry a także na czas jaki już szli. Nagle blondyn na czele przystanął naprzeciwko ogromnych, złotych wrót ustawionych w zbyt wąskim dla nich korytarzu, by otworzyć je na zewnętrzną stronę.
- Tutaj się rozstajemy, młody diable, anielico. – ukłonił się głęboko. – Miło było was poznać i życzę powodzenia.
- Czekaj, nie wchodzisz z nami..? - Elda rzuciła okiem na wrota, później znów w stronę blondyna. Jednak tego już nie było. Po chwili rozglądania doszli do wniosku, że on po prostu rozpłynął się w powietrzu.
- Ej, Elda... - na twarzy Luigino po raz pierwszy tego dnia pojawił się uśmiech. – Zostaliśmy sami, nikt nas nie pilnuje... może moglibyśmy teraz...?
- A wiesz, jak stąd wyjść? - burknęła anielica. – Poza tym, jak to on powiedział: odpowiedzialność.
- W ogóle słuchałaś tego transwestyty? A jesteś pewna, że naprawdę był „on” a nie „ona”? Właściwie, jakie to ma znaczenie, wynośmy si..
Nie zdążył skończyć, bo właśnie wrota same przed nimi się otwarły. Chłopiec odruchowo chwycił dłoń Eldy, szukając pocieszenia, jednak ta również była przerażona. Przełknęła ślinę i ruszyła przed siebie.
Oślepił ich blask złota, jeszcze bardziej drażniący niż w reszcie zamku. Weszli do niewielkiej względem reszty posiadłości sali audiencyjnej. Pod każdą z ozdobnych ścian, wzdłuż jej długości stał sznur strażników uzbrojonych po zęby. Na samym końcu, osłonięte atłasowym baldachimem, stały cztery różnej wysokości trony. Zajęty był jedynie ten najwyższy.
Zasiadał na nim wysoki, dumnej postawy czart, o idealnie czarnej karnacji. Odziany był w bogate, szkarłatne szaty, dłonie aż skrzyły się od ilości sygnetów. W ostrych rysach twarzy malowała się wściekłość. Zimne spojrzenie zdało się dwojgu skazańców całkiem znajome.
- WY NĘDZNE ROBAKI! KAZALIŚCIE MI CZEKAĆ! - donośny, męski krzyk wstrząsną całą salą w posadach. Elda i Lui odskoczyli w bok, bo w innym wypadku trafiłaby ich kula ognia. – Jeszcze mi uciekają! Zabili mi mojego nowego żołnierza i jeszcze śmią mi się na oczy pokazywać!
- Proszę się uspokoić... - jęknęła anielica, ciągnąc za sobą Luigino, by zrobić unik przed kolejnym atakiem.
- ŚMIESZ ROZKAZYWAĆ WIELKIEMU MANGETSU, ANIELSKI POMIOCIE?! - diabeł zerwał się z tronu. W gniewie pochwycił go do rąk i uniósł nad głową gotów rzucić, i to bez większego wysiłku. Już zamachnął się, rycząc ze wściekłości, już dwoje bezsilnych dzieciaków kuliło się, nie wiedząc co robić, gdy nagle...
- Nie ma takiej potrzeby.
Znany im od kilkudziesięciu minut głos sprawił, iż Mangetsu zatrzymał się w połowie zamachu. Burknął coś pod nosem po czym ponownie zasiadł na tronie, uprzednio odstawiając go na miejsce. Zza kotary powolnym krokiem wyszedł diabeł, który ich tutaj przyprowadził. Zatrzymał się przy drugim co do wielkości tronie.
- Synu, czy ja cię prosiłem o interwencję? - warknął Mangetsu. Blondyn spokojnie zajął swoje miejsce.
- Zaraz... SYNU?! - Lui wytrzeszczył oczy, coraz bardziej tracąc wiarę w to co się wokół niego działo.
- Po prostu znów uchylasz się od rozsądnych wyroków, ojcze.
- Ale przecież... mówiłeś że jesteś... - przez usta anielicy trudno przechodziły jakiekolwiek słowa.
- Sługą. Można powiedzieć, że wiernie służę swojemu ojcu, więc...
- Cicho mi tu! - przerwał pan domu. – Nie wiem, co znów im nagadałeś, Shiro, ale nie czas na pogaduchy. Ta dwójka rozwaliła mojego Ventosa Exterminatore! Całkiem nówka, nie śmigany! Za coś takiego powinno się obojgu łby porozwalać! Tak, dokładnie! – zaśmiał się na myśl o tym co przyszło mu do głowy. – Wykończymy ich w sali tortur, jak umrą to ich pochowamy, odgrzebiemy i znów zabijemy!
- Ojcze, ochłoń. – domniemany syn westchnął ciężko. Prawdopodobnie nad głupotą swojego ojca. – Zastanówmy się raz jeszcze: czy ich czyn jest wart tak okrutnej kary?
- No jasne że tak, młody! Wiesz, jak mnie tym wnerwili?!
- Nie kieruj się aż tak emocjami, drogi ojcze. Wiesz przecież, że to złudna droga. – chłopak wstał i zaczął przechadzać się tam i z powrotem obok tronów. – Ten demon nie był niczym wartościowym w naszej armii, zwyczajnym prototypem, a takich mamy wiele. Ona zniszczyła go, bo taka jest powinność anioła. On go zniszczył, bo został zaatakowany.
- No ale...
- Poza tym, powinniśmy być im wdzięczni.
W chwili ciszy, która nastała, sparaliżowani ze strachu i szoku Elda i Luigino usłyszeli, jak Mangetsu z dezaprobatą bierze głęboki oddech i ze świstem wypuszcza powietrze.
- Shiro, nie nerwuj ty mnie. Wdzięczni? Za co, do cholery?!
- Ukazali dysfunkcje naszego wojska. – ciągnął spokojnie dalej. – Jeśli jednego żołnierza może pokonać ta dwójka, to jest źle. Dzięki nim wiemy, że powinniśmy coś udoskonalić, bo nie funkcjonuje jak trzeba. Mam rację?
- Nie pamiętam, żebym zatrudniał beta testerów... - warknął Mangetsu. - Ale dobra, powoli mnie przekonujesz, Shiro. Co chcesz z nimi zrobić? Bo jak dla mnie rozwalenie głów jest zawsze najlepszym pomysłem.
- Oddaj ich moje ręce, ojcze. – spojrzał w stronę „zainteresowanych”. - Przyda się nowa służba.
- Służba? Ale co siostra na to powie...? - pisnął Lui.
- Zostanie poinformowana, a wy oboje zostaniecie tutaj do odwołania. Czy pasuje ci taki układ, ojcze?
Mężczyzna przejechał dłonią po twarzy, mając wyraźnie dość. Miał okazję wyżyć się na tej przeklętej dwójce, jednak jego syn go przegadał i to zresztą nie pierwszy raz. W tej chwili już mu nie zależało, więc opcja była tylko jedna.
- Rób jak uważasz. Niech mi się tylko stracą z oczu.
- Dziękuję, ojcze. – blondyn ukłonił się i zwrócił w stronę Luigino i Eldy. - A wy chodźcie za mną.
- To na nic. – rozległ się dziewczęcy głos za jego plecami. Obrócił się na pięcie. Elda siedziała na ziemi w kącie celi. Zaraz, skąd on ją znał? Po chwili przemyśleń zbladł na myśl o tym, co się stało.
- Gdzie my jesteśmy? - jęknął diabełek. – I dlaczego nie mogę przywołać swojego żelastwa?
- Dlatego. – anielica wskazała obrożę na swojej szyi. Lui miał identyczną. - Prawdopodobnie ktoś nas złapał, sądzę, że za zniszczenie tego demona, i nas zamknął. A te coś po prostu blokuje nasze moce. Nie pozostaje nic tylko siedzieć i czekać, aż ktoś przyjdzie.
- Czekać? Ale... Ja muszę do domu... siostra...
Białowłosa wzruszyła ramionami.
- Razem się w to wpakowaliśmy. Głupia byłam, że ci pozwoliłam zostać i walczyć. Być może będziesz miał większe problemy niż ja. Może ja jestem nieautoryzowanym łowcą, ale ty nadal jesteś diabłem i wystąpiłeś przeciw swojemu.
- Dzięki wielkie! – odwrócił głowę. Przeanalizował to, co powiedziała i coś do niego dotarło. – Zaraz, łowcą?
- Taaa... poluję na demony, czasem większe czasem mniejsze. – Elda machnęła ręką. – Zawsze istnieje ryzyko, że zginiesz. Ale ten, którego rozwaliliśmy, to nie był pierwszy lepszy demon. Poza tym, nie pojawił się tam sam. Widziałeś księżyc na jego piersi?
Lui podrapał się po głowie, próbując sobie przypomnieć taki szczegół. Coś mu świtało, więc kiwnął głową.
- To symbol jednej z potężniejszych rodzin Piekła. Pewnie to oni go wysłali. W jakim celu, nie wiem.
- Jakiej niby rodziny? - teraz dopiero ten symbol zaczynał coś mówić chłopcu, a prawda przerażała go coraz bardziej.
- Słyszałeś o Tsuki? Taka familia, zajmują się handlem w Piekle.
- O matko.. słyszałem! – Lui odczuł nagłą potrzebę, by usiąść, w przeciwnym wypadku straciłby równowagę.
Tsuki. Ród, który posiadł wyłączność na import towarów ze świata ludzi. Najsilniejsi i najbogatsi, ponoć pławiący się w złocie. Kto z nimi zadarł, już był martwy. Głownie to oni ścigali samowolnych handlowców z biednych kręgów, chociaż zwykle woleli nie zniżać się do takiego poziomu jak odwiedzanie takich okolic. Mimo to, wszystko co legalnie dostawało się do Piekła, przechodziło przez ich pałac, ponoć ogromny jak miasto. Jakkolwiek wpływowi i groźni by nie byli, największym złem była głowa tej rodziny – nijaki Mangetsu. Słynął z jednej jedynej rzeczy – niepohamowanego gniewu. Kto wszedł z nim w szranki, był trupem zanim zdążył nawet się zastanowić. Chłopcu zakręciło się w głowie. Wpadł w kłopoty, ale większe niż się spodziewał.
Chwilę ciszy przerwały zbliżające się, powolne kroki. Elda nie ruszyła się z miejsca, ale Luigino odruchowo skulił na pryczy. Ze strachem wyczekiwał osoby, szła w ich stronę. Czyjaś sylwetka pojawiła się w jego polu widzenia.
- Nie musicie się mnie obawiać.
Do uszu diabełka dotarł chłodny, harmonijny głos, całkowicie pozbawiony emocji. Powoli podniósł głowę. Przed kratami stał młody diabeł, na oko niewiele starszy od Eldy. Był chudy jakby nie jadł od tygodnia. Śniada cera kontrastowała z jego przydługimi blond włosami, a ubiór stanowił niecodzienny strój z czarnego lateksu, dopełniony kolczastymi bransoletami na rękach. Skrzydełka układały się w artystyczne zawijasy, długi ogon leniwie kiwał na boki. W półmroku było widać lśniące, białe tęczówki diabła.
- Kim jesteś? Gdzie jesteśmy? I dlaczego? - rzuciła Elda bezceremonialnie. Blondyn uniósł dłoń a kraty samoczynnie się otwarły. Gdyby Luigino starczyło odwagi, uciekłby. Ale brzęk stalowych prętów i szczęk zamka uświadomił go, ze stracił okazję.
- Moje imię nie ma znaczenia. – beznamiętny ton nie zmienił się ani trochę. – Jestem tylko pokornym sługą Pana Mangetsu.
- Więc jednak. – syknęła anielica.
- Tak. Zanim złapały was nasze oddziały, pozbyliście się demona bojowego rodziny Tsuki, znanego jako Ventosa Exterminatore. To wasz zarzut i zostaniecie osądzeni przed obliczem samego Mangetsu.
- Osądzeni? - Luigino był bliski płaczu. – Jeśli umrę, siostra da mi takie lanie że tydzień nie będę mógł siedzieć...
Elda spojrzała na niego spode łba, a nowo przybyły zignorował tę infantylną uwagę.
- Moim zadaniem jest was zaprowadzić. Radzę nie uciekać i nie próbować żadnych sztuczek.
- Raczej nie mam zamiaru pogarszać sobie sytuacji. – anielica skrzywiła się i podniosła z kamiennej posadzki.
- Ciężko jest określić czyja jest gorsza. – diabeł ponownie otwarł kraty i przeprowadził więźniów, kierując się do wyjścia z lochów. – Anielski łowca demonów czy zdrajca?
Kręte, wąskie schody prowadziły do prawdziwego, złotego zamku, który znajdował się na górze. Legendarny dwór rodziny Tsuki był naprawdę tak ogromny i zatłoczony przez kupców jak potocznie mówiono. Zgodnym z plotkami był także fakt, że każde pomieszczenie było wręcz oblane złotem i zdobione aż do przesady. W głowie Eldy pojawił się pomysł, by zgubić się w tłumie i uciec, jednak ich przewodnik sprytnie prowadził ich bocznymi korytarzami, a główne hale mogli oglądać jedynie z galerii ponad nimi.
- W sumie, jaki wyrok nam grozi? - zapytała dziewczyna.
- W najlepszym wypadku śmierć. – odpowiedział chłodno blondyn.
- A w najgorszym? - Luigino wolał wiedzieć co go czeka.
- Śmierć przez tortury, w okrutnych mękach. Szybkość wykonania wyroku zależy od wytrzymałości skazanego.
- Żartujesz sobie?! - krzyknął rudzielec, załamując ramiona. – Żadnej taryfy ulgowej dla dzieci?
- Co do ciebie, jest jeszcze jeden zarzut. – przewodnik odwrócił się w jego stronę. – Byłeś w ludzkim świecie bez wyraźnego zezwolenia, czyż nie?
Lui przełknął ślinę. Gorzej być nie mogło.
- Może się jakoś dogadamy... - z tyłu usłyszeli nerwowy chichot Eldy. – On przecież jest jeszcze dzieciakiem, a ja jestem z Helliady, nie z Nieba...
- Z „miasta dezerterów”? Lepiej nie używaj tego jako argument, anielico. Takie pochodzenie nie jest przyjazne ani diabłu, ani aniołowi.
Gwoli ścisłości: Helliada. Miasto założone kilka wieków temu poprzez porozumienie Najwyższego i Najczarniejszego. Było ono całkowicie bezstronne, toteż spokojnie mogły w nim żyć istoty z Piekła i Nieba. Czasem się dogadywały, czasem nie, ale jedno było pewne: rodowici mieszkańcy obu frontów niezbyt przychylnie patrzeli na tych, co zdecydowali się osiedlić w Helliadzie. Traktowano ich trochę jak zdrajców, jak stworzenia niższej rangi. Z drugiej strony posiadanie obywatelstwa tego miasta, miało swoje plusy: anioł mieszkający w Helliadzie miał już w sobie coś z diabła i na odwrót: diabeł stawał się po trochu aniołem.
Ale widocznie to nie był trafiony pomysł.
- Jejku, po prostu robiłam to, co do mnie należało. Wasz wielki, śmierdzący pan Eksterminator też nie był jakoś specjalnie autoryzowany! - broniła się Elda.
- Co wolno wojewodzie... - zaczął blondyn, jednak powstrzymał się od zakończenia przysłowia. – Poza tym, nie mnie, lecz panu Mangetsu to powiedz.
- No tak, jesteś tylko durnym służącym o wyglądzie pedała. – warknął Luigino. Gdyby nie lodowate spojrzenie, można by było stwierdzić że obelga spłynęła po diable jak po kaczce.
- A ty, chłopcze, waż swoje słowa. – odparł spokojnie. – Bo zdziwisz się kiedyś, gdy skierujesz je do nieodpowiedniej osoby.
- Coś w tym jest. – mruknęła Elda. Najbliższa przyszłość nie malowała się zbyt kolorowo, poza tym czuła, że ma na sumieniu Luigino. – Ale może... no pomyśl... Jest jakiś sposób by się uratować? – znów zaczęła bezcelową rozmowę.
- Anielico. Nie jesteś w swoim świecie, tutaj nie ma miejsca na „miłosierdzie”. - tłumaczył blondyn spokojnie. – Jeśli zawiniłaś, poniesiesz karę. Chociaż, znając Pana Mangetsu, niekoniecznie sprawiedliwą. Jeśli zachowacie spokój, może wam się poszczęści.
- Mamy go błagać? - skrzywił się Lui. Mimo wszystko, miał w sobie coś na kształt dumy.
- Z pewnością usatysfakcjonowałby go taki widok. Jednak niczego nie obiecuję.
Elda przystanęła. Postanowiła spróbować jeszcze raz.
- A może mógłbyś nam pozwolić uciec? - zaczęła niepewnie. Diabeł obrócił się na pięcie i obrzucił ją paraliżującym spojrzeniem.
- Mógłbym. Nie uważam, abyście zawinili tak, iż przeznaczony wam los był sprawiedliwy. Jednakże...
- To puszczaj nas, facet! - jęknął rudzielec, nerwowo podskakując w miejscu.
- … jednakże – ten zmarszczył brwi, nieco zdenerwowany faktem, że mu się przerywa. Zawsze coś: pierwsza emocja zaobserwowana na jego twarzy. – Uciekanie przed odpowiedzialnością się nie godzi.
- Godzi nie godzi, chłopie, ja chcę żyć! - chłopiec był bliski płaczu.
- I właśnie tacy jak ty przynoszą naszej rasie hańbę. – blondyn odwrócił się na pięcie i ruszył dalej. – Tchórzliwi i pozbawieni honoru.
- Przecież to dziec.. !
- A ty, anielico, nawet nie dziwię się, że wpadł ci do głowy taki pomysł. – przewodnik, nie czekając na nich, poszedł dalej. Kiedy ten się oddalał, odnieśli wrażenie że mają szansę uciec, jednak diabeł machną ręką, a w powietrzu zalśniły dwie linki, które, przypięte do ich obroży jak smycz, pociągnęły ich za nim.
- Auć! A to dlaczego?
- Zawsze wiedziałem, ze anioły to gorsza rasa.
- Jak to gorsza? To.. istny rasizm! - Elda w pierwszej sekundzie była zszokowana tym, co usłyszała, ale zdziwienie natychmiast obóciło się w oburzenie. – Jak śmiesz w ogóle tak mówić?! Przecież to wy się zbuntowaliście, to wy upadliście!
- Sądzisz, anielico – zwrócił się do niej z delikatnym uśmieszkiem na twarzy. Emocja numer dwa – że karanie każdego za posiadanie odmiennych racji jest właściwe? Jesteśmy tacy jak wy, tylko wyewoluowaliśmy, w nowy i lepszy gatunek. My nie upadliśmy, my poszliśmy o krok naprzód.
- Stanie się czystym złem to nie jest „krok naprzód”. – burknęła dziewczyna. Ten w odpowiedzi jedynie kiwnął głową. Lui czuł się wdzięczny za tę chwilę ciszy. Ich rozmowa powoli zaczęła robić mu mętlik w głowie.
Mijali wiele rozwidleń i sal, jednak wszystkie te był puste i nie spotkali po drodze żywej duszy. Co było jednak dziwne, patrząc na ogrom i zatłoczenie tych pomieszczeń, które mieli okazję oglądać z góry a także na czas jaki już szli. Nagle blondyn na czele przystanął naprzeciwko ogromnych, złotych wrót ustawionych w zbyt wąskim dla nich korytarzu, by otworzyć je na zewnętrzną stronę.
- Tutaj się rozstajemy, młody diable, anielico. – ukłonił się głęboko. – Miło było was poznać i życzę powodzenia.
- Czekaj, nie wchodzisz z nami..? - Elda rzuciła okiem na wrota, później znów w stronę blondyna. Jednak tego już nie było. Po chwili rozglądania doszli do wniosku, że on po prostu rozpłynął się w powietrzu.
- Ej, Elda... - na twarzy Luigino po raz pierwszy tego dnia pojawił się uśmiech. – Zostaliśmy sami, nikt nas nie pilnuje... może moglibyśmy teraz...?
- A wiesz, jak stąd wyjść? - burknęła anielica. – Poza tym, jak to on powiedział: odpowiedzialność.
- W ogóle słuchałaś tego transwestyty? A jesteś pewna, że naprawdę był „on” a nie „ona”? Właściwie, jakie to ma znaczenie, wynośmy si..
Nie zdążył skończyć, bo właśnie wrota same przed nimi się otwarły. Chłopiec odruchowo chwycił dłoń Eldy, szukając pocieszenia, jednak ta również była przerażona. Przełknęła ślinę i ruszyła przed siebie.
Oślepił ich blask złota, jeszcze bardziej drażniący niż w reszcie zamku. Weszli do niewielkiej względem reszty posiadłości sali audiencyjnej. Pod każdą z ozdobnych ścian, wzdłuż jej długości stał sznur strażników uzbrojonych po zęby. Na samym końcu, osłonięte atłasowym baldachimem, stały cztery różnej wysokości trony. Zajęty był jedynie ten najwyższy.
Zasiadał na nim wysoki, dumnej postawy czart, o idealnie czarnej karnacji. Odziany był w bogate, szkarłatne szaty, dłonie aż skrzyły się od ilości sygnetów. W ostrych rysach twarzy malowała się wściekłość. Zimne spojrzenie zdało się dwojgu skazańców całkiem znajome.
- WY NĘDZNE ROBAKI! KAZALIŚCIE MI CZEKAĆ! - donośny, męski krzyk wstrząsną całą salą w posadach. Elda i Lui odskoczyli w bok, bo w innym wypadku trafiłaby ich kula ognia. – Jeszcze mi uciekają! Zabili mi mojego nowego żołnierza i jeszcze śmią mi się na oczy pokazywać!
- Proszę się uspokoić... - jęknęła anielica, ciągnąc za sobą Luigino, by zrobić unik przed kolejnym atakiem.
- ŚMIESZ ROZKAZYWAĆ WIELKIEMU MANGETSU, ANIELSKI POMIOCIE?! - diabeł zerwał się z tronu. W gniewie pochwycił go do rąk i uniósł nad głową gotów rzucić, i to bez większego wysiłku. Już zamachnął się, rycząc ze wściekłości, już dwoje bezsilnych dzieciaków kuliło się, nie wiedząc co robić, gdy nagle...
- Nie ma takiej potrzeby.
Znany im od kilkudziesięciu minut głos sprawił, iż Mangetsu zatrzymał się w połowie zamachu. Burknął coś pod nosem po czym ponownie zasiadł na tronie, uprzednio odstawiając go na miejsce. Zza kotary powolnym krokiem wyszedł diabeł, który ich tutaj przyprowadził. Zatrzymał się przy drugim co do wielkości tronie.
- Synu, czy ja cię prosiłem o interwencję? - warknął Mangetsu. Blondyn spokojnie zajął swoje miejsce.
- Zaraz... SYNU?! - Lui wytrzeszczył oczy, coraz bardziej tracąc wiarę w to co się wokół niego działo.
- Po prostu znów uchylasz się od rozsądnych wyroków, ojcze.
- Ale przecież... mówiłeś że jesteś... - przez usta anielicy trudno przechodziły jakiekolwiek słowa.
- Sługą. Można powiedzieć, że wiernie służę swojemu ojcu, więc...
- Cicho mi tu! - przerwał pan domu. – Nie wiem, co znów im nagadałeś, Shiro, ale nie czas na pogaduchy. Ta dwójka rozwaliła mojego Ventosa Exterminatore! Całkiem nówka, nie śmigany! Za coś takiego powinno się obojgu łby porozwalać! Tak, dokładnie! – zaśmiał się na myśl o tym co przyszło mu do głowy. – Wykończymy ich w sali tortur, jak umrą to ich pochowamy, odgrzebiemy i znów zabijemy!
- Ojcze, ochłoń. – domniemany syn westchnął ciężko. Prawdopodobnie nad głupotą swojego ojca. – Zastanówmy się raz jeszcze: czy ich czyn jest wart tak okrutnej kary?
- No jasne że tak, młody! Wiesz, jak mnie tym wnerwili?!
- Nie kieruj się aż tak emocjami, drogi ojcze. Wiesz przecież, że to złudna droga. – chłopak wstał i zaczął przechadzać się tam i z powrotem obok tronów. – Ten demon nie był niczym wartościowym w naszej armii, zwyczajnym prototypem, a takich mamy wiele. Ona zniszczyła go, bo taka jest powinność anioła. On go zniszczył, bo został zaatakowany.
- No ale...
- Poza tym, powinniśmy być im wdzięczni.
W chwili ciszy, która nastała, sparaliżowani ze strachu i szoku Elda i Luigino usłyszeli, jak Mangetsu z dezaprobatą bierze głęboki oddech i ze świstem wypuszcza powietrze.
- Shiro, nie nerwuj ty mnie. Wdzięczni? Za co, do cholery?!
- Ukazali dysfunkcje naszego wojska. – ciągnął spokojnie dalej. – Jeśli jednego żołnierza może pokonać ta dwójka, to jest źle. Dzięki nim wiemy, że powinniśmy coś udoskonalić, bo nie funkcjonuje jak trzeba. Mam rację?
- Nie pamiętam, żebym zatrudniał beta testerów... - warknął Mangetsu. - Ale dobra, powoli mnie przekonujesz, Shiro. Co chcesz z nimi zrobić? Bo jak dla mnie rozwalenie głów jest zawsze najlepszym pomysłem.
- Oddaj ich moje ręce, ojcze. – spojrzał w stronę „zainteresowanych”. - Przyda się nowa służba.
- Służba? Ale co siostra na to powie...? - pisnął Lui.
- Zostanie poinformowana, a wy oboje zostaniecie tutaj do odwołania. Czy pasuje ci taki układ, ojcze?
Mężczyzna przejechał dłonią po twarzy, mając wyraźnie dość. Miał okazję wyżyć się na tej przeklętej dwójce, jednak jego syn go przegadał i to zresztą nie pierwszy raz. W tej chwili już mu nie zależało, więc opcja była tylko jedna.
- Rób jak uważasz. Niech mi się tylko stracą z oczu.
- Dziękuję, ojcze. – blondyn ukłonił się i zwrócił w stronę Luigino i Eldy. - A wy chodźcie za mną.
========
W tym rozdziale, to by było na tyle. Mam nadzieję, że dotrwaliście aż tutaj, poza tym gratuluję! :3
I kilka starocio-niestaroci.
Najstarszy rysunek przedstawiający Luigino jaki mam, i w sumie pierwszy z serii. Wstawiony na deviantArta dnia pańskiego 14 lutego 2010 (czyli jednak 3 lata temu a nie 5 xD) Wtedy to po prostu był art na walentynki, gdzie zamiast amora mamy diabła. Rudego. Poza tym dzieciak był bez imienia.
Shiro! ShiroShiroShiro! =D
Art gdzieś tak z wakacji... więc jeszcze nie stary.
Jeszcze mam z kilka, ale to następnym razem :3
Shiro...Shiro...BIAŁY! XD Nie chcę wyjść na jakiegoś rasistę czy coś, ale imię "Biały" u mulata jest niezłą zagrywką:3 Me gusta xD Co ja się będę rozpisywał xD Postać Shiro mówi sama za siebie i komentuje, ten jego "wszystkomiwisizmdopókimieszkanianieniszczyzm"(mam nadzieję, że rozczytasz xD) mnie co prawda lekko irytuje, ale o to w tym chodzi. A co do ojczulka...oj,watch out, we have badass here :3 Ale to, że się słucha syna?xD Biedak, nie ma autorytetu, a Shiro nauczył go też dyscypliny(a jak powiadała jedna postać z polskiego kina: "Dyscyplina to podstawa wychowania!"XD). Inaczej mówiąc: fajnie, fajnie, super, zajebiaszczo i Yaku chce więceeeej!:3 Pozdrawiam zatem serdecznie:3:*
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że jednak żyją i nic im nie grozi... Ten mały-jak-mu-tam Shiro, o Shiro, dobryś jest, bowiem ich ratujesz :3
OdpowiedzUsuńPlus. Wielki plus u mnie, no i demon to go lubię :3 Like Shiro *o*
Ale jego łojciec to już mi się nie podoba, zaprawdę powiadam ja wam ~ ! Wredny, chciał mi zabić mojego małego diabełka i anielicę ;( HEJT D:
Cudownie, oby tak dalej, kochana ~ !
Buziam ~ !
~Reneé
nooo... rozwija się
OdpowiedzUsuńnooo.. rozwija się
OdpowiedzUsuń