wtorek, 15 stycznia 2013

ROZDZIAŁ I - Volitat plumis



Dobry wieczór, zbłąkane duszyczki oraz ci, którzy nie trafili tutaj całkiem przypadkowo.
Tak zwana "nota wstępna" została odbębniona, więc po kilku dniach przychodzi czas na wstawienie rozdziału (a obecnie jestem przy pisaniu już 3-go). Historia, chociaż pisana trochę zawiłym/poważnym językiem (ale ludzie bez przesaaadyyyy...) z zasady powinna być komedią ale czy jest... No ja nie wiem. Tutaj przedstawia się rozdział numer 1, którego tytuł po łacinie znaczy (wg. tłumacza google) "fruwające pierze". Przykro mi, ale schiz po pewnym anime którego nie nazwę każe mi używać tego języka w pojedynczych choćby słowach.
Jeszcze jedno: tym razem mi się nie udało, ale postaram się do każdego rozdziału dorzucić jakiś artwork, czy to ręczny czy już skończony na komputerze. Później może zrobi się z tego jakaś galeria.. :3

さあ、はじめよ!
saa, hajime yo!

= = = = = = = =

Świat pełen świateł i cienia, gdzie kontrast i przejścia między barwami nie są pewne. Szarzy ludzie, czarno-białe osobistości. Jedni ważniejsi od drugich, lub przynajmniej takimi chcieli się widzieć. Obłudni i szczerzy, radośni i smutni. Przypominający masę  bezkształtu, przekonani o swojej potędze.
Ale najważniejsze, co należy o nich wiedzieć, to to, że są pożywieniem. I tylko nim.


- Siostra! - dziecięcy głos przedarł się przez przedpokój i dotarł do kuchni. – Czy ja naprawdę muszę się uczyć takich bzdur?
- Ucz się, młody. – do pokoiku wróciła rzucona na odczepnego odpowiedź.
„Młody” westchnął, obracając się ze starą, obskurną księgą w rękach na drugi bok. Był tylko młodym diabełkiem, w wieku nawet nie nastoletnim, a już, za poleceniem siostry, musiał studiować te głupie księgi. Jego mniemaniem głupie.
Gdyż mały Luigino, bo tak się owy diabeł zwał, posiadał jeszcze umysł przeciętnego ośmiolatka. Nie był ani specjalnie sprytny, silny, czy wysoki. Do tego należał do raczej słabszej kasty mieszkańców Piekła. Zwykły, piegowaty rudzielec, o wesołym spojrzeniu czerwonych oczu, obdarzony krótkimi rogami wystającymi spośród odmętów włosów, niewielkimi skrzydełkami i ogonkiem. Miał nijakie skłonności do niechlujstwa, toteż jego pokoik, tak jak ubranie złożone z gatek ze skóry dzikiego zwierza, pozostawiały wiele do życzenia pod względem czystości. Jak większość budynków w Piekle, mieszkanie było tylko zimną bryłą z poustawianych jak klocki kamieni, całkowicie pozbawionym charakteru i wrażenia estetyki. Pokój wchodzący w skład takiego domu, ciemny i oświetlony jedynie jarzeniówką łatwo można było zamienić w śmietnik. Do tego dokładało się zamiłowanie diabełka: w swoim pokoju trzymał kilkanaście mniejszych lub większych szczurków.
- Obiad! – głos jego siostry zbawił go od nudnej lektury. Leniwie zsunął się z łóżka i poczłapał do kuchni, wbrew pozorom wcale nie tak brudnej. Usadowił się przy stoliku z surowego drewna, przyglądając się mieszającej w garnku siostrze. Nie była do niego podobna. Kształtna diablica, o ciele seksownej dwudziestolatki, skąpym strojem uwydatniająca wdzięki. Jej cera nie była taka różowa i pokryta piegami jak to było w przypadku Luigino, czarne włosy spinała w kuc na czubku głowy, jedynie kształt i kolor oczu dzieliła ze swoim młodszym bratem.
- Czym mnie dzisiaj znów chcesz potruć? - Luigino przerwał chwilę ciszy. Zamiast odpowiedzi, przed jego nosem pojawiła się miska gulaszu.
- Nic nowego, dzieciaku, to co od tygodnia. – westchnęła diablica, sama nakładając sobie skromną porcyjkę, po czym przysiadła się do stołu. – I jak idzie czytanie?
Chłopiec jedynie jęknął boleśnie. Dziewczyna pokiwała głową ze szczerym zrozumieniem.
- Każdy z nas to przechodził, Lui. Nie ma bata.
- Kiedy to jest okropnie nudne, Sophia! Jak można takie coś robić dzieciom?
Sophia. Imię, które wskazywałoby na inteligencję nosicielki, jednak nie było to regułą. Diablica chciała za wszelką cenę wykazać się jako mądra i wyrozumiała opiekunka, co nie było łatwym zadaniem. Ciężko jej było znaleźć wspólny język z bratem, o wychowywaniu nawet nie mówiąc.
- Po prostu postaraj się mieć już to za sobą.
Zero racjonalnych argumentów. Lui chcąc nie chcąc dobrał się do swojego obiadu, jednak ten, odgrzewany po raz enty, nie nadawał się do jedzenia. Na szczęście głód wwiercający się w jego brzuch kazał mu pochłonąć całą miskę.
- Nudzi mi się, wychodzę. – burknął, odsuwając miskę.
- A niby gdzie znowu? - parsknęła Sophia oburzonym tonem. - Jak ci się nudzi, to pozmywaj, darmozjadzie!
- Nie wiem kiedy wrócę. – szybko przebiegł przedpokój i zanim dziewczyna się obejrzała, drzwi wejściowe trzasnęły.
Chłopiec nie miał żadnego celu, opuszczając dom. Znienawidzony i wielce odkrywczy pseudonim „Rudy” przyczepił się do niego jak rzep psiego ogona. Prześmiewcze uwagi skutecznie zniechęciły go do rówieśników i skazały na samotne wyprawy.
A zewnętrzne kręgi Piekła, które od lat zamieszkiwał wraz z siostrą, były swoistymi slumsami, jeszcze większym śmietnikiem pośród ogólnego koszmaru tego miejsca. Brudne bloki, sypiące się domy oraz rynsztoki pełne tego o czym nie warto wspominać, a wszystko to z szarego kamienia i w szarym kamieniu wykute. Diabły w okolicy nie były przyjazne nawet dla siebie nawzajem, jednak mały dzieciak obchodził ich tyle co zeszłoroczny śnieg.
Bez problemu przemykał ciemnymi ulicami, nie zwracając uwagi nawet na nielegalnych handlarzy ziemskim towarem. Wpadł mu do głowy pomysł. Nieco szalony.
Każdy krąg posiadał chociaż jeden portal do ludzkiego świata. Jednak przekroczenie takowego nie było przeznaczone każdemu. Rygorystyczna kontrola, konieczność okazania zezwolenia i inne takie zapobiegały niekontrolowanemu handlu towarami lub zbieraniu dusz na własną rękę. Ale to był inny krąg, tutaj za odpowiednią kwotę można było dokonać rzeczy teoretycznie niemożliwych.
Luigino zakradł się pod budynek kontrolny, w którym znajdowało się przejście, i cichutko wśliznął do środka. Jakaś prowizoryczna bramka, stare kachle, zapach kawy i oczywiście strażnik w swoim oszklonym gabinecie. Był to silny i, przyglądając się jego twarzy, prawdopodobnie głupi diabeł. Oderwał się od popołudniowej gazety i z niesmakiem spojrzał na niechcianego gościa.
- Czego, smarkaczu? - warknął, rozsiadając się wygodniej na krześle. Mały Lui wziął oddech i poprosił najsłodziej jak potrafił:
- Mogę przejść, proszę pana?
Strażnik w odpowiedzi parsknął śmiechem.
- Proszę! Mam zadanie ze szkoły, koniecznie muszę przejść do ludzkiego!
- Zezwolenie. – rzucił diabeł.
- Zgubiłem. – chłopiec spuścił głowę.
- Sprawa prosta. Nie ma pozwolenia, nie ma przejścia. Znajdź albo idź po kopię do budy.
Dzieciak stał cichutko, szklistymi oczyma wpatrując się w faceta. Zaczął się kiwać na boki, wyczekująco nucąc sobie jakąś melodyjkę pod nosem. Strażnik nie wytrzymał.
- Spadaj albo wywalę cię stąd siłą! - podniósł głos, jednak Lui nie zamierzał się ugiąć. Mężczyzna westchnął i zmierzył rudzielca wzrokiem. W sumie, co mu szkodziło? Taki dzieciak nie byłby w stanie niczego przemycić, nie miałby nawet w czym. Nie wyglądał też na takiego, który mógłby opętać nielegalnie jakąś ludzką duszę. Poza tym, praca do szkoły. – Dobra, znikaj mi z oczu. – machnął jedynie ręką w stronę bramek i powrócił do lektury gazety.
- Dzięki wielkie! - Luigino z szerokim uśmiechem na ustach przebiegł przez stanowisko kontrolne, skręcił korytarzem a później stanął przed masywnymi drzwiami. Otworzył je z trudem, ale widok lśniącego, błękitnego portalu wynagrodził jego wysiłek. W ludzkim świecie był tylko raz czy dwa, ale w jego wspomnieniach malował się prawdziwie kolorowo. Chciał znów zobaczyć te przepiękne miejsce.
Jednak to, co zobaczył po przejściu przez błyszczącą taflę, nie przypominało niczego co zapamiętał. Wyszedł na środku szerokiej jezdni, biegnącej prostym torem pomiędzy ogromnymi, betonowymi lub szklanymi budynkami. Rozejrzał się. Musiał trafić do jakiegoś ogromnego miasta, jednakże... Samochody wokół stały nieruchomo, porozstawiane chaotycznie i pozostawione jakby w pośpiechu. Wytężył wzrok, jednak wokół nie zobaczył ani jednego człowieka. Niepewnie postawił krok na przód. Czuł, że coś tu jest nie tak. Portal za nim wciąż się jarzył; tak samo jak każda istota z zaświatów był niewyczuwalny dla śmiertelników. To, co otaczało małego diabełka, przypominało masową ewakuację lub co gorsza zwiastun apokalipsy.
Poczuł delikatny powiew na swoich piegowatych policzkach. Ale nie był to przyjemny, orzeźwiający wiatr. Trącił on żarem, tak dobrze znanym chłopcu z Piekła. Jęknął boleśnie. Zamiast trafić do pełnego życia miasta trafił... no właśnie gdzie? Zamachał kilka razy skrzydłami, a te poniosły go do góry. Wzniósł się kilkaset metrów ponad ziemię i przysiadł na najwyższym z okolicznych dachów, rozglądając się. Zamarł. To co zobaczył przekroczyło jego wszelkie oczekiwania.
Ponad lasem szarych wieżowców unosiła się wirująca chmura kurzu i brudu. Tornado, niesamowitych rozmiarów, do tego jakby tlące się ogniem. Wiatr prawie zwalał chłopca z nóg. Przez przymknięte powieki starał się przyjrzeć zjawisku dokładniej. Trąba powietrzna wychodziła z pleców ogromnego, większego  o kilka dobrych razy od budowli demona. Była to czarna, humanoidalna istota o ramionach długich i silnych, ostrych zębiskach i płonących ogniem oczach. Jego ciało okrywała zbroja, a na jego piersi widniał jasny, złoty księżyc.
Czart parł przed siebie powoli, depcąc, miażdżąc i wyrywając wszystko co napotkał, rycząc w okrutnej furii. Był odległy od chłopca o kilka kilometrów, jednak ten widział tę istotę dokładnie. Szok, który odczuł za pierwszym razem, zamienił się w podziw.
Tak jest! Nasi do boju! - zawył pod wiatr. Nie było szans, by niszczyciel go usłyszał. Luigino ekscytował się każdym sypiącym się w drobny mak budynkiem, każdą szkodą którą demon wyrządził, każdym odłamkiem stali który pożarł w gniewie. Chociaż ten niebezpiecznie zbliżał się w jego stronę, dzieciak nie zamierzał zmieniać pozycji. Skakał, wiwatował w najlepsze.
Nagle coś lub ktoś mignął tuż obok chłopca. Zdezorientowany Lui spojrzał za siebie, później znów w stronę piekielnej istoty. Coś, mimo żaru i wiatru, leciało prosto w stronę demona. Coś odzianego w biel, białowłosego i na białych puchatych skrzydłach szybujące. Pojawienie się anioła mogło oznaczać jeszcze więcej akcji, jednak co taki jeden mógł przeciwko takiemu monstrum?
Anioł i demon byli już na tyle blisko, by Lui widział wszystko dokładnie. Białowłosą istotą była dziewczyna, której szczupłe ciało okrywała jedynie zwiewna tunika. Zaciekłość malowała się na jej twarzyczce, a w rękach kurczowo ściskała biały muszkiet. Krążyła wokół demona, irytująca jak mucha, oddając co jakiś czas strzał, po czym jej broń samoczynnie przeładowywała się za pomocą jakieś niebieskiej energii. Z początku jej przeciwnik nie zwracał na nią uwagi, jednak trudno mu było zignorować strzały prosto w twarz, nawet jeśli miały one siłę prztyczków. Machnął łapą, by zmiażdżyć anielicę, jednak ta szybkim nurkowaniem usunęła się z pola rażenia, jednocześnie oddając kilka strzałów w jego dłoń. Luigino widział, jak w locie sięga ręką do torby przy pasie i wyciąga buteleczkę, po czym wlewa jej zawartość do lufy swojej broni. Przełknął ślinę. Żarty się skończyły – w grę wchodziła woda święcona.
Lecąc jak najszybciej się dało, wycelowała w oko demona. Ten jednak, przeczuwając, co mu grozi, uchylił się przed ostrzałem. Od jego sarkastycznego śmiechu ziemia zadrżała. Anielica, klnąc pod nosem, przeładowała muszkiet, chcąc tym razem oddać celny strzał. Jednak chwila zawahania i...
- Dobrze, chłopie! - ucieszył się Lui, kiedy dłoń demona wreszcie dosięgła niebiańskiej istoty i zacisnęła ją w pięści. Jednakże gigant zamarł, wyraźnie już usłyszawszy głos Luigino. Odwrócił głowę w jego stronę. – Zniszcz ją! Zniszcz!
Demon, zamiast podzielić entuzjazm rudego, ryknął z dezaprobatą i pięścią, którą ściskał anioła, wbił się w dach budynku, dokładnie w miejsce, gdzie Lui stał.  Chłopiec, otępiały z przerażenia i zaskoczenia, nie mógł nic zrobić wobec narastającej ciemności. Czuł, jak wszystko wokół dąży tylko do tego, by go zniszczyć, zmiażdżyć. Nie miał siły nawet krzyczeć. Nie miałby nawet do kogo.
Nagle niebieski blask odepchnął od niego wszelkie otaczające go gruzy. Mimo, że był obolały, czuł, że żyje i nie spada już bezwiednie.
- Idioto! Co ty tu w ogóle robisz?!
Dziewczęcy krzyk uderzył prosto w jego twarz. Skrzywił się i otworzył oczy. W rękach trzymała go anielica, ta sama, która rzekomo została zmiażdżona przez demona. Błękit jej oczu lśnił wściekłością, taką samą, jak bariera ochronna wokół nich. Dziewczyna szybowała jak najdalej od swojego wroga. Powietrze delikatnie rozwiewało jej długie, proste włosy. Opadła na jeden z nienaruszonych budynków, a diabełka położyła pod nogami.
- Nie ruszaj się! - warknęła, z torby wyciągając kolejną fiolkę, tym razem wypełnioną czymś czerwonym.
- C-co się dzi..? - wyjąkał rudzielec, jednak zanim dokończył, anielica wepchnęła butelkę w jego usta i wlała tam zawartość. Dzieciak wytrzeszczył oczy, czując jak płyn pali go w gardle, a chwilę później także w każdej innej części ciała, rozchodząc się po nim. Jedno było pewne: nagle odzyskał siły, a ból ustał. - Dzięki...
- Zamknij się. Nie czas na to. Tylko przeszkadzasz. I niepotrzebnie się narażasz! -  słowotok lał się z ust dziewczyny, wściekłej i przejętej. – Myślisz, że jak jesteś po tej samej stronie, co ten brzydal, to on daruje ci życie? To się mylisz. On niszczy wszystko co spotka na swojej drodze.
- Ja tylko...
- Nie ma „tylko”. Wynoś się stąd i nie wchodź mi w drogę. – muszkiet znów zmaterializował się w dłoni anielicy. Opierając lufę o ramię, odwróciła się w stronę pogromu, który zniszczył już prawie całe miasto. Lui zamrugał oczyma, nie wierząc w to co się działo. Anioł uratował mu życie. Anioł.
- Hej, laska... - podniósł się z ziemi. – Może pomóc ci jakoś w walce z tym gościem?
- Wielkie dzięki. – rzuciła przez ramię. – Została mi resztka święconki, dam sobie radę. Po prostu racz zabrać swój szanowny tyłek w bezpieczne miejsce.
- Ale w końcu mnie też zaatakował, no nie? - stanął obok niej, dziarsko podpierając się pod boki. – Jestem mu coś winien.
Spojrzał na anielicę. Ta mimo wszystko nie mogła się powstrzymać od uśmiechu.
- Jestem Elda, a ty, rudzielcu?
- Luigino, i nie waż się mnie nazywać rudzielcem ani nic z tych rzeczy! - nie zastanawiając się wiele, zasadził jej kuksańca w bok. Ta bez skrupułów oddała.
- Więc, Luigino... Ten drań nadchodzi. Mam nadzieję, że coś jednak potrafisz.
- Mam.. tylko to. – po chwili skupienia w dłoni chłopca pojawił się długi, złoty trójząb. Postawił go na sztorc. – Może się przydać.
- Ładna zabawka! – zaśmiała się Elda, jednak w tym śmiechu nie było ani cienia złośliwości. Poderwała się do lotu. – To chodź, zrobimy to razem!
Skrzydła poniosły go za nią, jednakże ciężar trójzębu, chociaż ten był jakby częścią chłopca, destabilizował i spowalniał jego lot. Wszystko zdawało się byś jak w śnie, sam nie  wierzył, że to naprawdę się dzieje. Anielica robiła wszystko, by zmylić demona, okrążając go w przerażającym tempie, Lui tylko unikał jego łap, próbując się doń zbliżyć. W  miarę możliwości zakręcił trójzębem nad głową, ładując go energią. Zacisnął kły i prąc przed siebie, starając nie zważać na nic, runął na tors potwora wyciągając przed siebie ostrze broni. Zatrzymał się dopiero na twardej skórze, czarnej i śmierdzącej smołą. Trójząb zagłębił się na pokaźną głębokość, a Lui wyzwolił jego energię. Demon ryknął z bólu, próbując strzepnąć z siebie rudzielca, ale ten zdążył się już ewakuować. Serpentynami i zawijasami wyrywał się spod rąk demona i niesamowitego wiatru, który spychał go w jego stronę. Kątem oka widział, jak Elda celuje w miejsce, w którym zaatakował. Powstała tam spora dziura, która przebijała się na wylot przez piekielny pancerz. Dziewczyna zrobiła ostatni unik i wystrzeliła.
Prosto w serce.
Efekt wody święconej był natychmiastowy. Demon, wijąc się i rycząc w cierpieniu, rozpuszczał się od ugodzonego miejsca jakby pod wpływem kwasu. Tornado zaczęło zanikać, monstrum straciło równowagę i upadło, trzymając się za pierś i niszcząc kolejną część infrastruktury miasta. Luigino znów zastygnął w bezruchu, unosząc się delikatnymi machnięciami skrzydeł. Czy właśnie przyczynił się do śmierci „swojego”?
- Spadamy, rudzielcu! - Elda mignęła tuż obok niego, łapiąc go za ramię. Gwałtowne pociągnięcie w tył jakby rozbudziło chłopca.
- Z-zaraz... ale dokąd..?
- Nie gadaj tylko machaj tymi skrzydłami! - wrzasnęła.
Jednak, zanim zdążył zrobić cokolwiek, jakaś nieznana siła uderzyła w niego i sparaliżowała jego ruchy. Broń rozpłynęła się w jego ręce. Przed oczyma zaczęło robić się ciemno, ale zdążył zauważyć, że z Eldą dzieje się to samo.
Miał kłopoty. I to wielkie.



2 komentarze:

  1. No dobrze, jako szanujący się znawca blogów internetowych, powinienem zacząć od kwestii technicznych, którymi są...a czort niech je bierze! xD(zadziwiająco pasujące stwierdzenie, nie prawdaż?:3) Po pierwsze: Lui ma zajebiaszczom siostrę, nie tylko starsza, to jeszcze ma bardzo dobre cechy, takie jak....eee...charyzma i pełna ambicji żądza władzy?xD Nie no, rozumiem gościa, tyrania w domu to musi uciekać, nie ma bata x3 Poza tym...czy on się zamienił umysłem z Kotem w Butach?!xD Robienie "mordki" a'la ów futrzak jest takie...banalne xD...Ale za to działa:3("Pamiętajcie, dzieci, słodkie oczka zawsze sprawią iż dostaniecie lizaka"...ymm...no..x3...to nie moja wina, że to tak brzmi!xD) A Lui, jak tak patrzę, to ma niezwykły dar powodowania, że z ciemnej d...py, wpada w jeszcze mroczniejszą xD Bo kto to widział, dopingować TAKIEGO DEMONA, w walce z ANIELICĄ, Z PUKAWKĄ NA ŚWIĘCONKĘ?!XD No, gdyby ta dwójka działa drużynowo...oj...x3("...Ale pamiętaj też, dziatwo kochana, te wielkie sukinkoty, które są demonami, cukierasów nie dają!><"XD) No dobra, nie będę lał wody, bo Elda już dostatecznie polała, a drugiego Titanica tu nie trzeba, gdzie tylko woooda i woooda dookoła xD...Rozdział fajny, szybko się czytało, a to u mnie oznaka, że jest fajny:3 Czekam na więcej i pozdrawiam, Yaku:3:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Yhym, yhym...
    Bickslow : A tak konkretniej?
    Znowu zaczynasz ?!
    Bickslow : Też cię kocham.
    :3 Dobra, wybaczam :3
    Na czym to ja...? Ach, tak...
    Jeeeeenyyyyy, jakie to faaajneee ~ ! Się zajarałam :3 Pomysł fajny, fajnie napisane, podoba mi się twój styl :3 Tylko powiem szczerze, u mnie notka na samym początku rozdziału wyszła nieczytelnie... Może przez to, że dość mała czcionka? No nic :3
    Diabeł, anioł... Kurde, jakby był starszy ten diabełek to bym walnęła zakazanego romansa ~ ! Cała ja :3
    No nic, czekam na ciąg dalszy z niecierpliwością ~ !
    Buzi ~ !
    ~Reneé

    OdpowiedzUsuń