czwartek, 8 stycznia 2015

ROZDZIAŁ XI - Occulta praeterita

Tak sobie pomyślałam: napiszę rozdział do końca wakacji.
Kit.
No dobrze, ale do Halloween już się wyrobię!
Gdzie tam.
Do końca roku?
Cóż, trochę po zakładanym terminie, ale nie ma co narzekać, bo tekstu jest na całe 8 stron! Ciężko jest pisać, kiedy wie się, co stać się powinno, ale z jakiegoś powodu słowa... Nie kleją się do siebie. Na szczęście ostatnie 3 strony wyrzuciłam z siebie jednym tchem gdzieś około czwartej nad ranem. Mam obawy, że pogubię się w fabule, ale niechaj dzieje się co chce!
Kiedy następny rozdział powiedzieć nie mogę, bo teraz jest głupi czas w roku dla studenta. Ciary mnie przechodzą i tyle.

君の曲に導かれ竜を追いかけていたはず
kimi no kyoku ni michibika re ryū o oikakete ita hazu



========


Shiro bezbłędnie przeprowadził Eldę przez tłumy kotłujące się na terenach publicznych pałacu, przez armię kupców i handlarzy, nawet nie rozpoznających syna swego dobroczyńcy, który zezwolił im na sprzedaż na terenie swej posiadłości. Anielica, mimo iż wychowała się w kulturze diabłów i aniołów, czuła się nieswojo otoczona tak rozgrzaną aurą rogatych, a i spojrzenia wodzące za jej puszystymi skrzydłami i świetlistą aureolą nie były nadto przychylne. Jednak blondyn pewnym krokiem szedł przed siebie, a jego chude palce zaciśnięte na dłoni dziewczyny zdawały się mówić „nie bój się, już niedaleko”.
Spojrzała do góry i za siebie. Poznała balustrady, którymi Shiro ciągnął ją i Luigino w mniej sprzyjających okolicznościach. Było to zaledwie kilka dni temu, lecz z drugiej strony zdawało jej się być dalekim o całe stulecia. Nie byłaby w stanie nawet przypuszczać, że ten irytujący, poważny i sztywny jak kij od miotły chłopak stanie się jej przyjacielem.
W pewnym momencie gęstwina motłochu zelżała, a oni stanęli pod bramą, sięgającą odległego sufitu, rzecz jasna wykutą z czystego złota, a na obu jej skrzydłach widniał symbol półksiężyca. Strażnicy, odziani w szkarłatne zbroje, nisko skłonili się paniczowi i bez słów otwarli przejście. Shiro pociągnął anielicę dalej, do apartamentów.
- Są dwie opcje, Eldo. - odezwał się nagle, z nienagannym spokojem, jednakże nie patrząc w jej stronę. - Albo twoim życzeniem będą godziny niezmąconego spokoju, lub zapragniesz porozmawiać o tym co się wydarzyło. Niestety, w drugim wypadku prawdopodobnie cię zawiodę.
- Ja bym raczej chciała się na chwilę zatrzymać. - stwierdziła Elda, dość zwalniając kroku i zmuszając diabła do tego samego. - Mam wrażenie, że od jakiegoś czasu przed czymś uciekamy.
Chłopak odwrócił się. Znała już jego chłodny wyraz twarzy, ale tym razem był on przesycony jakąś odmianą troski i zmartwienia. Zwiesił głowę.
- Wybacz. Nie przepadam za tą „halą targową”. Ale teraz możemy zwolnić.
- Po drugie... - głos Eldy utknął na dnie jej gardła. Wiedziała jedno: musiała się na czymś skupić, na czymś innym niż to, czego się dowiedzieli. Wzięła głęboki oddech. - Chodźmy do ciebie. Mam ochotę na duży kubek gorącej herbaty i muszę ci zadać kilka pytań. - mrugnęła porozumiewawczo, a ten drobny gest wywołał rumieniec na śniadej skórze młodego diabła. Dziewczyna zdawała się być zadowolona z faktu, że ma na niego taki wpływ.


Cisza. Radosna i błogosławiona, niezmącona żadną falą dźwiękową cisza.
Mefistofeles czuł wywołany nią niepokój, całkowicie zresztą uzasadniony, a zarazem radość, która to wyciskała krople diabelskich łez z jego zielonych oczu. Nie pamiętał już tej rozkoszy, którą cisza daje. Nie był w stanie sobie przypomnieć, czym ona była. A teraz, w tej właśnie chwili, kiedy odzyskał świadomość w swej własnej komnacie, spostrzegł, że jego umysł jest absolutnie wolny od jakichkolwiek głosów.
Poniekąd rozkojarzony swym szczęściem, rudzielec podniósł się na łokciach, rozejrzał i usiadł na łóżku. Jego bariera zniknęła; więzienie które sam sobie stworzył przestało istnieć. Odgarnął rude kosmyki włosów by powolnymi, okrężnymi ruchami palców rozmasować skronie. Nie słyszał już okropnych szeptów, myśli obcych osób nie wwiercały się mimowolnie w jego świadomość. Czym innym była zdolność czytania w cudzych umysłach, swoją drogą czasami przydatna, a jeszcze czym innym niezdatna do okiełznania umiejętność słyszenia wszystkiego, co pomyśli każda osoba w promieniu kilometra, zmieszanego z podszeptami o nadciągającej wojnie. To w ciągu ostatnich kilku tygodni prawie doprowadziło go do szaleństwa, i, zanim stał się naprawdę niebezpieczny, odciął się od świata. Lecz ta trójka wtargnęła do jego azylu, a on sam był na tyle głupi, że chciał ich skrzywdzić. Było wiele lepszych sposobów na obejście się z gośćmi.
Tą nagłą zmianę zawdzięczał tej uroczej anielskiej dziewczynie, która raczyła go postrzelić, lecz o dziwo nie zadając mu żadnej rany. Czyżby mimowolnie go uleczyła?
W głowie anielicy oraz jej brata (na same wspomnienie jego umięśnionego ciała rudzielcowi ciekła ślinka) kryła się tajemnica. Sekret, który przekraczał rodzinne sprawy. Chłopak czuł, że wszystko to wiąże się zarówno z Piekłem jak i Niebem, a przede wszystkim ze strefą neutralną – Helliadą. Najgorsze jego przeczuć mówiło, że nurtujące go ostatnimi czasy przepowiednie wojny mają z całą tą sytuacją bezpośredni związek.
Wstał i przeciągnął się leniwie. Matka się ucieszy widząc go w pełni sił fizycznych jak i psychicznych. Jakaś kostka w jego karku przyjemnie strzeliła, gdy przekrzywił głowę na bok. Jednak mało kto wie, jak jest naprawdę.
Kiedy nie panuje nad sobą, potrafi być groźny. Ale świadom swego szaleństwa jest jeszcze bardziej niebezpieczny.
Uśmiechnął się szeroko, tak iż zalśniły jego białe kły.

- Słyszałem że wróciłeś, młody. - głos nieco zaniepokojonego Silencio doszedł zza drzwi. Kuuhaku podniósł się, będąc wciąż wpół przytomny po minionej chwili snu. Ułożył kotka na poduszce obok, uważając, by go nie zbudzić. - Mogę wejść? Pogadać chwilkę?
- Ta, szefie. Wbijaj. - burknął Kuu i ziewnął szeroko. Był to pierwszy przypadek  zaśnięcia od dłuższego czasu i chłopak czuł się nieswojo. Zwykle kofeina i jego nienaganne diabelskie geny trzymały go na nogach przez całą dobę.
Drzwi otwarły się a gigant niezgrabnie wcisnął się do małego pomieszczenia które na wyrost zwało się„pokojem”. Było ono ciasne dla mierzącego niecałe dwa metry, a ponad dwa z rogami młodzieńca, a starego biznesmena, jeszcze bardziej rosłego oraz szerokiego w barach, przyprawiało o uczucie paraliżującej klaustrofobii. Uśmiechnął się przepraszająco i usiadł na łóżku, a te zapadło się z bolesnym jękiem.
- Wiem, że jest z ciebie skromny dzieciak, ale jeśli tylko poprosisz, dostaniesz większą kwaterę. - zagadnął Silencio.
- Przychodzę tutaj tylko raz na ruski czas, więc nie robi mi to różnicy. - białowłosy wzruszył ramionami. - Jeśli chcesz pogadać o tej „tajemniczej wiadomości”, to raczej nic z tego, szefuniu.
Smutek i rozczarowanie na twarzy Silencio sprawiły, że Kuu zapragnął zapaść się razem z niezdatnym już zapewne do spania łóżkiem głęboko pod ziemię. Jednakże, ponieważ jego życzenie nijak nie było w stanie się samoczynnie spełnić, ciągnął dalej.
- Pomijając fakt, że ten rudy pacan rzeczywiście chciał nas ubić, przed czym dzieciaki Tsukich ostrzegały, to dowiedzieliśmy się czegoś kompletnie bezużytecznego, a to, co istotne, nadal pozostaje w głowach moich i tej dziewoi. - wyrzucił z siebie z odrobiną zażenowania. - Głównie dlatego, że nie możemy dojść do porozumienia. Nie pytaj, jak to działa, szefie, bo sam nie wiem.
- No dobrze, skoro tak mówisz, to na razie naciskać nie będę. - Silencio skinął głową. - Powiedz mi tylko, młodzieńcze, czym jest to „kompletnie bezużyteczne” coś?
Kuuhaku skrzywił się. Mógł trzymać język za zębami.
- Nic wartego uwagi. Ta durna anielica to moja młodsza siostra.
Mężczyzna spojrzał na niego uważnie, jakby coś było niejasnego w tej odpowiedzi. Wyprostował się i uniósł brwi w lekkim przejawie niedowierzania.
- Znalazłeś siostrę i to dla ciebie nic nie znaczy? - zapytał spokojnie.
- Dokładnie. Coś jeszcze, szefie? - ton Kuuhaku stał się ostry, wręcz nieuprzejmy wobec swojego pracodawcy i opiekuna.
- Nie wiem, co między wami zaszło – gigant nadal przemawiał łagodnym, lecz poniekąd drżącym głosem – ale to jednak twoja siostra. Po latach znalazłeś kogoś, kto jest dla ciebie prawdziwą rodziną.
- Nie wiem, czy zauważyłeś, szefie, ale jestem sierotą i chcę nią pozostać, a moje miejsce jest tutaj.
Gigant splótł palce, a od głębszego zamyślenia odciągał go jedynie ból w plecach, które, z powodu niskości stropu, nawet w pozycji siedzącej musiały pozostać zgięte. Było coś, czego wypowiedzenie paliło go od dawna, ale on – wielki, rozradowany wyznawca epikureizmu – bał się tej szczerości. W ułamku sekundy uznał, że to jest dokładnie ta chwila, w której powinien podjąć ten temat.
- Nie możesz tutaj zostać na zawsze, chłopcze. - rzekł smutno. Spojrzał w stronę białowłosego, by zobaczyć nieco dziecięce zdumienie w zielonych oczach Kuu. - Dokładnie, nie możesz. Lub raczej, nie powinieneś. Nie myśl, że wyrzucam cię na bruk. - uśmiechnął się blado. - Powinieneś zrobić krok naprzód, a nie tkwić w tej cholernej fabryce i pracować, ba! harować dla mnie przez następne tysiąclecia. Dam ci, co tylko chcesz. Jeśli zapragniesz domu: ja ci go wybuduję. Jeśli będziesz szukał pracy: dam ci najlepsze referencje. Chociaż jestem starym głupcem, to też mogę służyć ci radą, tak jak teraz. A wiesz dlaczego? - przerwał, by sprawdzić jaki efekt wywarł na Kuuhaku jego wywód. Zaszokowana, wręcz przerażona mina chłopaka pozostała bez zmian. - Bo jesteś dla mnie jak syn.
- Jak syn...? - powtórzył cicho Kuu. - O... rozumiem, to...
- Wiem, że nie rozumiesz. Jestem świadom, dlaczego wciąż, jak idiota pracujesz dla mnie i wylewasz z siebie siódme poty. - Silencio na chwilę ukrył twarz w dłoniach. - A ja jestem tak bezduszny, że wykorzystuję to bez mrugnięcia okiem.
Chłopak czuł, jak powietrze w jego płucach rozpływa się w nicość. Gardło zaczęło go uciskać, poczuł napływ duszności i delikatnych drgawek.
- Co takiego niby wiesz, szefie?
- Że to bezcelowe, chłopcze. - diabeł silił się na stanowczość, ale sam czuł, jak jego ciało odmawia posłuszeństwa. Wyobrażał sobie tę chwilę wiele razy i za każdym razem przeszywały go ciarki na myśl o tym koszmarze. Jednak, gdy ten moment nadszedł, okazał się być jeszcze gorszym niż to co utkała jego wyobraźnia. - I to... to wszystko... Czuję... nie... Ja JESTEM PEWNY że to tylko i wyłącznie moja wina. Gdybyś tylko wychował się w jakieś przyzwoitej rodzinie diabłów, a nie przy takim starym zboczeńcu jak ja...
Zapadła chwila ciszy, nawet już nie niezręcznej, ale rozpaczliwej. Kuuhaku powoli zaczynał odzyskiwać oddech, a jego głowa układać sytuację w prawidłowy kształt.
- To, czego chcesz, nie może się stać. Przy mnie tylko zmarnujesz siebie, swoje życie. Wiem, w czym jesteś najlepszy. Jeśli masz przyjaciela, to zyskuje on wiernego kompana, twoi wrogowie mają przesrane z góry do dołu, a dla osoby którą kochasz zrobisz wszystko.
- Nawet zaharuję się na śmieć. - dodał cicho chłopak. - Cały czas myślałem, że po prostu jesteś ślepym idiotą albo po prostu: idiotą.
- Nie, nie jestem. I zaufaj mi, życie z rodziną... PRAWDZIWĄ rodziną którą założysz sam, w twoim własnym domu da ci szczęście, a nie to, co wydaje ci się być źródłem szczęścia. A pogodzenie się z twoją siostrą będzie najwłaściwszym krokiem.
- Czyli robiłem to wszystko na marne. - jakieś niezrozumiałe uczucie nędzy i rozpaczy zaczęło ogarniać umysł białowłosego. Kulił się na tym połamanym łóżku, ale tak naprawdę chciał krzyczeć i niszczyć wszystko wokół siebie, rozwalić w drobny mak. Chyba to była jedyna jego prawdziwa umiejętność. Było tyle rzeczy, które chciał powiedzieć, ale nie przechodziły mu przez gardło. Bo teraz już nie miały znaczenia. Ba, nigdy nie miały. Istniała tylko pustka.
- Nie chciałbym tego tak ujmować, ale... wybacz mi, Kuuhaku. - gigant westchnął. - W istocie, twój wysiłek poszedł na marne.


- O cóż takiego pragnęłaś mnie zapytać, Eldo? - Shiro opuścił wzrok by wbić go w kielich koziego mleka, który to kurczowo trzymał w dłoniach. Anielica odłożyła filiżankę  już tylko na wpół zapełnioną zieloną herbatą na stolik nocny i rozłożyła się na łóżku. JEGO łóżku.
Chłopak usiadł po turecku po przeciwnej stronie okrągłego łoża, a w jego nieco zbłąkanym spojrzeniu, który gnał od naczynia z mlekiem do onieśmielającego uśmiechu dziewczyny, można było odnaleźć zakłopotanie. Elda nie mogła powstrzymać chichotu.
- Gdy cię poznałam, miałam cię za twardziela i kawał lodu – rzuciła, jednocześnie zwracając uwagę na sufit, bo widok czerwieni narastającej na twarzy Shiro mógł sprawić, że straci panowanie nad swoim śmiechem – ale w ciągu tych kilku dni pokazałeś mi się z kilku innych stron.
- Sugerujesz, Eldo, że nie jestem „twardy”? - w głosie blondyna, wciąż czerwonego jak burak, można było usłyszeć nutę zawodu.
- Nie, skąd! - zwołała anielica, zrywając się. - Jesteś zajebisty w walce i kiedy się postarasz, to nawet z ciebie dżentelmen!
- „Nawet”? - uniósł brwi.
- Nie czepiaj się szczegółów. - burknęła dziewczyna. Pociągnęła kolejny łyk herbaty. - Chciałabym wiedzieć, jak to się stało, że jesteś smokiem!
Westchnął głęboko, widząc iskierki upierdliwej wręcz ciekawości w jej oczach. Nie był już pewien, czy na pewno tak chciała wyprzeć ze swojej głowy sprawy rodzinne, czy istotnie chciała poznać jego historię.
- Czy wiesz o umowie, jaką mój dziad, Szatan, zawarł ze smokami w świecie żywych?
- Smoki istniały tam, gdzie istnieją ludzie? - błękitne oczka Eldy zalśniły jeszcze jaśniej.
- Czyli nie wiesz. - stwierdził Shiro, mówiąc bardziej do siebie niż do dziewczyny. - Krótko mówiąc: według tego paktu, dusza każdego smoka po jego śmierci trafia do Piekła, gdzie jest przyjmowana z zaszczytami i może prowadzić dogodne życie w diabelskiej formie. Jednocześnie natura gada nie jest eliminowana. Mój ojciec jest właśnie jedną z takich smoczych dusz, a dzięki jego krwi ja oraz moja siostra jesteśmy po części smokami.
Elda nie powiedziała nic, jej usta jedynie ułożyły się w bezdźwięczne „wow!”.
- Ojciec nie wspomina zbyt wiele o czasach, gdy był smokiem w pełnej krasie, ale w Piekle jest największym i najsilniejszym z nich, co za tym idzie: jest ich władcą. - przystopował na chwilę. Miał pomysł, okazję, by powiedzieć coś Eldzie, coś jej uświadomić, tym bardziej, że wsłuchiwała się w jego słowa jak zaczarowana. Wziął głębszy oddech. - Dzięki mojej matce jestem spokrewniony z rodziną królewską, z samym Szatanem, a mój ojciec dał mi potęgę smoka. W ten sposób wiem jaka jest, jaką może być moja moc. Widziałem, jak ty ostatnio nie panujesz nad swoją. Jaki jest tego powód?
Dziewczyna zacisnęła wargi.
- Nie mam pojęcia. To po prostu się dzieje. Mój muszkiet strzela inaczej niż kiedyś.
- Widzisz, Eldo. Tak jak w moim przypadku, odpowiedź może być w twoim rodowodzie. - pospiesznie upił łyk mleka i odstawił kielich, by zbliżyć się do anielicy oraz, mimo zawstydzenia, objąć ją. - Przypuszczam, że to rozwijająca się zdolność będąca spuścizną po twojej rodzinie. Powinnaś się jednak czegoś o niej dowiedzieć.
- Nie chcę o tym myśleć, gadać tym bardziej. - warknęła.
- Unikasz problemu. To źle, Eldo. - chłopak śmielej wtulił się w jej drobne ciałko. Łagodny zapach jej włosów wprawił go w delikatne zawroty głowy. - Przed chwilą byłaś tak łakoma faktów z mojego życia. Zdawało mi się, że jest z ciebie bardziej ciekawska osoba.
- To miał być komplement? - spojrzała na niego spode łba, niby urażona, jednak nie miała zamiaru wyrywać się z objęć.
- To cecha, która sprawia, że robisz głupie aczkolwiek niesamowite rzeczy. Nie jesteś w stanie usiedzieć w miejscu.
- Nie widziałeś mnie przed konsolą. Jestem w stanie siedzieć w miejscu całe dnie. - mimo woli, na jej twarzy zawitał uśmiech, a na policzkach rumieniec, kiedy tylko uczuła łagodny pocałunek.
- Też nie przepadam za twoim bratem, ale pojednanie się z nim to klucz do rozwiązania wielu spraw, o których jeszcze nie wiesz, a wiedzieć byś chciała.
- Shiro, naprawdę chcesz o tym teraz gadać? O nim? - Elda całym swym ciężarem wsparła się na ramieniu diabła, którego to łomotanie serca było już głośne i wyraźne. Igranie z jego naturą powoli zaczynało się jej podobać coraz bardziej i bardziej.
- Jestem jak najbardziej poważny, a ty musisz nad tym pomyśleć. - powiedział, ale jakby już z mniejszym przekonaniem. Anielica uwiesiła się na jego szyi, a to wystarczyło, aby chęci rozmyślania o czymkolwiek innym zaczęły ulatywać z jego umysłu wywiewane łagodnym oddechem dziewczyny.
- Skoro tak bardzo tego chcesz, to proszę. - warknęła Elda. - Powiem ci, jak jest. Nigdy nie miałam rodziny i nauczyłam się żyć bez niej, wiedząc, że jej nie odnajdę ani nie poznam. Jestem sama i samodzielna. A jedyną osobą, która ma prawo nazywać się moim bratem – zmarszczyła czoło, a jej łagodna dotąd aura stała się nagle ciężka niczym ołów – jest Anioł. Ten koleś troszczy się o mnie od... sama nie pamiętam od kiedy. Czasem sam nie jadł, tylko po to bym ja jakoś...
Zacisnęła wargi, zamilkła. Ramiona Shiro oplatały ją coraz ciaśniej, ale nie zważała na to. Po chwili zamyślenia trzasła otwartą dłonią w czoło.
- A niech to! Anioł! Znów o nim zapomniałam! - wykrzyknęła, a jej nagła reakcja o mało co nie przyprawiła młodego diabła o zawał. Dziewczyna zignorowała nawet jego rozczarowaną minę, bezceremonialnie zeskakując z łóżka. - Shiro! Zabierz mnie do Helliady! - rozkazała. Odruchowo przeczesała palcami włosy, dzięki czemu umysł chłopaka całkowicie odleciał w nieznane.
- Teraz, w tej chwili? - wyjąkał ze zdziwieniem, jednakże również stanął na nogi. Spojrzenie jakim uraczyła go Elda przyprawiło go o ciarki, którym nie mogła się oprzeć ani jego diabelska, ani smocza natura. Było pewne mordu i niedowierzania w nieogarnięcie jakim wykazał się młody szlachcic.
- Oczywiście, że natychmiast. - warknęła. - Anioł musi się o mnie martwić, a ja głupia nawet nie pofatygowałam się by dać jakiekolwiek oznaki życia!
Nadal nie pojmując, jakim cudem zachowanie Eldy zmieniło się tak diametralnie a także dlaczego sam pozwala sobą manipulować, Shiro bez słowa otwarł portal.

Chłodnawe powietrze Helliady podsycał delikatny zefirek. Anielica przywykła do tych warunków pogodowych, wychowując się w nich od małego, jednakże blondyn, który dotychczas żył w egotycznym wręcz upale Piekła,  żałował całym swym sercem, że nie zabrał ze sobą chociażby szalika. Z drugiej strony, jedynym i całkowicie wystarczającym ciepłem była dłoń Eldy, którą ściskał tak kurczowo, jakby dziewczyna mogła zniknąć na zawsze wewnątrz labiryntu domów. Chociaż pewnym było, że dziewczyna orientuje się w okolicy, to od kilkunastu dobrych minut zdawali się błądzić po cichym osiedlu.
- Jaki mamy dzisiaj dzień? - zapytała Elda, ze zmarszczonymi brwiami zaglądając w każdy kąt.
- Środę, jak przypuszczam. - Shiro również rozglądał się pieczołowicie, w ogóle jednak nie będąc świadomym dlaczego to tak długo trwa. Pytanie wyrwane z kontekstu w ogóle go już jakoś nie zaskoczyło.
- Czyli powinien dziś sprzątać ten kwartał. Dobrze. - dziewczyna mruknęła pod nosem.
- Lecz, pragnę zauważyć – zaczął cicho chłopak – że ta okolica jest całkowicie opustoszała. Jesteś pewna, że tutaj ktokolwiek mieszka?
- Kij z tym, kto mieszka. Ważne kto...
- …pracuje, dniami i nocami zamartwiając się, gdzie ta durna dziewucha się podziała?
Oboje podskoczyli, gdy męski głos zagrzmiał nad ich głowami, jak miecz przecinając się przez otaczającą ich, nienaturalną ciszę. W pierwszym odruchu Shiro objął Eldę, by w razie potrzeby ją ochronić.
Za nimi, prawie jak z podziemi wyrastając, stanął Anioł. Nieogolony jak zwykle, z przydługimi włosami we względnym nieładzie i dobrodusznym uśmiechem na twarzy z trudem powstrzymywał się od ataku śmiechu na widok tej ich uroczej reakcji, podpierając się kijem miotły postawionej na sztorc.
- Szukałam cię! - warknęła Elda, zwinnie wymykając się z objęć diabła. - Nie było mnie jakiś czas, więc postanowiłam dać znak życia.
- Miło mi słyszeć, że zmądrzałaś. - Anioł pokiwał głową. - Mało brakowało, bym oszalał z tęsknoty za tobą, młoda. - dodał z lekkim sarkazmem. - Twoja „norka” stoi w gruzach, przepadłaś bez słowa, bez niczego, przez kilka dni. I gdzie ja mam cię szukać?
- Przepraszam, że tak wyszło. - mruknęła cicho.
- Dobrze, że przepraszasz, młoda. - mężczyzna poczochrał jej białe włosy silną, twardą od lat pracy dłonią. - Ale na szczęście nie oszalałem z rozpaczy, bo wiem i widzę, że panicz Tsuki się tobą zajmuje! - z szerokim uśmiechem wskazał na Shiro.
- Z-zaraz, co? - zająknęła się Elda. Jej wzrok wodził od blondyna, równie zaskoczonego jak ona, do rozpromienionej twarzy Anioła. - Skąd wiedziałeś, że...? Znacie się?
- Nigdy drogiego panicza nie spotkałem, ale za to dobrze znam jego ciocię Kael! - roześmiał się. - Ta urocza kobieta, która zwykła pijać ze mną oraz świętym Piotrem trunki wyskokowe podczas cotygodniowej rundki pokera, bywa także na co ciekawszych balach w Piekle, gdzie może od swojej ukochanej siostrzyczki Miki dowiedzieć się że ta „przepiękna białowłosa anielica o oczach jak szafiry”, jak to powiedziała, jest kandydatką na żonę dla jej syna! - zrobił przerwę, by z chichotem przyjrzeć się rumieńcom które pojawiły się na policzkach Eldy i Shiro, a gdy już mieli zacząć zaprzeczać, kontynuował dalej. - Od czasu, kiedy szukał cię tutaj ten rudy czort ze swoją siostrą, coś cię ciągnie do Piekła, młoda, więc żaden inny anioł być to nie mógł. I tak rudzielec wcześniej gadał coś o Tsukim, a skoro pojawiłaś się tutaj z jakimś tajemniczym młodzieńcem, wnioskuję że to panicz we własnej osobie!
Diabeł, zapominając języka w gębie, skinął nieznacznie głową, spoglądając na Anioła jak na kosmitę.
- Jakby to powiedzieć... Wow. - odezwała się Elda po chwili ciszy. - Wszystko się zgadza. Czyli wiedziałeś, gdzie jestem i niepotrzebnie się tutaj fatygowałam?
- Gdybyś po prostu wpadła odwiedzić mnie, to bym się nie obraził. - mina mężczyzny nieco zrzedła. - Ale fakt, wiedziałem. I pomimo twojego braku poszanowania dla mojego zdrowia psychicznego, nie wariowałem ze strachu o ciebie.
Dziewczyna bez zbędnych już słów przytuliła Anioła w ramach przeprosin. Ten burknął coś pod nosem i łaskawie poklepał ją po plecach.
- Idź i nie grzesz więcej. - parsknął.
- Elda pozostanie w pałacu mojej rodziny. - odezwał się wreszcie Shiro. - Obiecuję objąć ją opieką.
- Czyli okazji do grzechu będzie wiele... - mężczyzna zaśmiał się grubiańsko, ignorując zażenowaną minę Eldy. - Ale poza tym, cieszę się, że masz wreszcie faceta. Jeśli jednak przez ciebie – pogroził blondynowi palcem – młoda będzie ryczeć, to nie powiem gdzie ci ten kij od miotły wepchnę.
- Wypraszam sobie. - Shiro wyprostował się mierząc Anioła pełnym pogardy spojrzeniem. - Kiedy biorę kogoś pod swoje skrzydła jestem zobowiązany zadbać o zdrowie fizyczne jak i psychiczne mojego gościa.
- A jaki wyrachowany w gadce... - anielski sprzątacz oparł ciężar ciała na miotle. - Sądzę, że nie ma co was zatrzymywać. Adios!
- Jeszcze jedno, Anioł. - dziewczyna wzięła głębszy wdech. - Pamiętasz takiego napakowanego diabła, którego kilka lat temu powstrzymałeś od zabicia mnie, a który od tamtego czasu regularnie uprzykrza mi życie?
- Nie mów, że to on tak urządził twoje mieszkanko! - ramiona Anioła opadły, a Elda łącznie z blondynem smutno pokiwali głowami. - Ja rozumiem, młoda, masz swoje na sumieniu ale coś takiego...?! - zacisnął palce na trzonie miotły. - Urwę mu ręce przy samej jego czarciej dupie!
Dziewczyna gestem dłoni stłumiła jego zapał, a sam wyraz jej twarzy przyprawił go o uczucie niepewności.
- Ten cały Kuuhaku tak naprawdę ma na imię Elyah i jest moim bratem.
Dla Anioła czas jakby stanął w miejscu, kiedy ta niecodzienna para złożona z anielicy i diabelskiego panicza zaczęła jeden przez drugiego opowiadać: to o balu, to o drzewie z okiem, o jakieś ukrytej informacji i nierozważnej wizycie u Mefistofelesa. Z każdym pochłanianym słowem jego uśmiech bladł, a na nieogolonej twarzy coraz wyraźniej rysowały się zmarszczki, jakie dotychczas zadało mu życie. Poczuł, że miotła wkrótce nie wytrzyma naporu jego ciała, gdy usłyszał o tym, że broń dziewczyny strzela inaczej niż dotychczas, silniej.
- Dobrze się czujesz? - troskliwy i nieco przestraszony głos Eldy dotarł do niego jak z oddali. Wyprostował się i pokręcił głową.
- Zamiatałem dzisiaj dwie dzielnice. Chyba czas na mnie by się położyć, młoda. - starał się brzmieć jak najbardziej przekonująco. - Ale wreszcie odnalazłaś kogoś z rodziny. To cudownie.
- Nie bardzo, Anioł. Nie wiem czy się śmiać czy płakać. - powiedziała dziewczyna oschłym tonem.
- Wiesz, pogadajmy o tym wieczorem. - uciął mężczyzna. - Mogłabyś wpaść do Piotrka, tak około dwudziestej? Możesz przyjść ze swoim nowym ukochanym. - z krzywym uśmiechem skinął w stronę Shiro, a ten odwdzięczył się tym samym.
- Dobrze, wpadnę. Mam nadzieję, że jeszcze będziesz trzeźwy. - zaśmiała się.

Machał jeszcze im na pożegnanie, gdy trzymając się za ręce przeszli przez portal prowadzący do Piekła. Dawno nie widział takiej radości na twarzy Eldy, a jej sztywny jak słup soli kochaś również wydawał się być zadowolonym z towarzystwa dziewczyny. Błysnęło światło, przejście zamknęło się bezszelestnie.
- Uroczy widok. - mruknął Anioł pod nosem, zastanawiając się, czy jest jeszcze sens wracać jakiejkolwiek pracy. - Niedobrze, bardzo niedobrze.
Nawet jako istota nieśmiertelna czuł fizyczne zmęczenie związane z zamiataniem każdego zakątka Helliady po kolei, ale na szczęście jego umysł był nadal jasny. Krew płynęła szybciej w jego żyłach, serce łomotało. Ruszył przed siebie wyludnioną uliczką.
- Cholernie niedobrze jest.
Wiedział doskonale, gdzie teraz powinien się udać. Machnął kilka razy skrzydłami by wznieść się ponad szarymi budynkami oraz czym prędzej dotrzeć na miejsce. Mimo iż większość mieszkańców Helliady była skrzydlata, to w dobrym tonie było odbywać piesze podróże. Jednak, jako osoba o wyglądzie żula, Anioł nie dbał o savoir vivre.
Dzielnica pełna zimnych bloków ciągnęła się w nieskończoność, oddzielona od faktycznej części miasta lśniącą rzeczką, ale tam, na horyzoncie, majaczył jeden większy gmach i był punktem docelowym. Anioł opadł nagimi stopami na surowy, płaski dach trójkondygnacyjnej konstrukcji i spojrzał w dół.
Na dole było aż czarno od lśniących, ekstrawaganckich motocykli wszelkich gabarytów i typów, zaparkowanych w nieco chaotycznym rzędzie. Na większości widniał ten sam znak: białe, wystrzępione anielskie skrzydło. Wokół maszyn kręciła się grupka złożona z aniołów, diabłów, demonów oraz ludzkich dusz, i każdy bez wyjątku wyglądał co najmniej groźnie, przyobleczony w skóry bądź prezentujący pokryte tatuażami umięśnione barki.
- Hej! - zawołał Anioł, a twarze kilku z tych podejrzanych osobników zwróciło się w jego stronę. - Gdzie szef? Muszę z nim pogadać, to sprawa życia i śmierci.
- To znowu ty? - jęknął jeden z nich, przysłaniając dłonią oczy, gdyż popołudniowe słońce go raziło.
- Czego znowu tutaj szukasz? - warknął ktoś inny. - Wiesz ilu straciliśmy przez twoje ostatnie zlecenie?
- Ubolewam. - rzucił sucho Anioł. - Ale tym razem potrzebny mi jedynie wasz szef.
- Skończ się już drzeć, Bezimienny.
Na dźwięk tego szorstkiego głosu mężczyzna obrócił się na pięcie. W drzwiach prowadzących na dach stał młodzieniec. Chociaż lśniąca nad jego jasnymi włosami aureola oraz puszyste białe skrzydła wskazywały na anielskie pochodzenie, to chuda i kanciasta postura i takaż twarz przywodziły na myśl bezlitosnego demona. Przenikliwe, głęboko osadzone oczy prawie że przebijały Anioła na wskroś ostrym jak brzytwa spojrzeniem.
- Ah... Nie musicie już się zamartwiać! Szefu sam się znalazł! - rzucił Anioł przez ramię i odwrócił się do młodzieńca. - Jak leci, Joshua?
Nie siląc się na odpowiedź, chłopak sięgnął do wewnętrznej kieszeni kurtki, by wciągnąć zeń paczkę papierosów i zapalniczkę. Ignorując gościa, odpalił fajkę i niespiesznym krokiem podszedł do krawędzi dachu.
- Mówiłeś że rzucisz. - westchnął mężczyzna, drapiąc się po zaroście.
- Ja mówiłem, że rzucę – zaczął Joshua – a ty, że dasz mi i moim ludziom święty spokój.
- To sytuacja wyjątkowa!
- Jakby to już gdzieś słyszał. - zaciągnął się solidnie. - Chcesz jednego? Dobrze ci zrobi.
- Ty mi tutaj używkami oczu nie mydlij. Młoda znalazła brata!
Joshua spokojnie wypuścił dym z ust i z jako takim zrozumieniem skinął głową.
- Mów dalej.
- Jej muszkiet jest poza jej kontrolą, rodzony brat raczej wolałby się z nią pozabijać, do tego wiedzą o Przepowiedni!
Teraz to blondyn obrócił się jak oparzony. W jego wrogich oczach zalśniła iskra lęku.
- Jak to: wie? Skąd?
- Jakieś czytające w myślach drzewo im powiedziało, mniejsza. - Anioł machnął ręką. - Byli już z tym u Mefistofelesa, ale on nie jest w stanie wyciągnąć z nich treści tej Przepowiedni, dopóki skaczą sobie do gardeł.
- Podobno rudy pedał jest niespełna rozumów. - usta Joshuy wykrzywiły się w nieprzyjemnym uśmiechu. - Wyszli z tego cało?
- Bez uszczerbku na zdrowiu, ale to ryży właśnie powiedział im o pokrewieństwie. Na szczęście, na razie są w kropce.
- Urzekła mnie twoja historia, Bezimienny. - chłopak zaciągnął się po raz kolejny. Anioł był pewny, iż pomimo usiłowań utrzymania posągowej miny, dłoń dzierżąca papieros delikatnie drżała. - Jednak czego chcesz ode mnie?
- Przekabać rudego na naszą stronę. - odrzekł mężczyzna. - Jesteś jednym z niewielu, na których demoniczne sztuczki nie mają wpływu, a jasnowidztwo Mefistofelesa może nam się przydać.
- Jeśli sądzisz, że chociaż zbliżę się do tego ścierwa – teraz w spojrzeniu chłopaka palił się żywy ogień, a spokojny dotąd głos zagrzmiał jak burza – to chyba czas zaprzestać naszej małej współpracy!
- Joshua, posłuchaj...
- To TY mnie posłuchaj! - wbił chudy palec w pierś Anioła. - Nie lubię cię, stary, ale toleruję. To tylko i wyłącznie dlatego, że oboje sobie coś zawdzięczamy. Ty mnie: życie; ja tobie: wolność. Ale jeśli sądzisz, że z tego powodu możesz prosić o coś takiego...!
- Faktycznie, mam jeszcze jedną prośbę, młody. - zarechotał Anioł. - Powiedz swojemu bratu, by szykował wojska, bo jeśli teraz nic nie zrobimy, to nam się tutaj zrobi kolejna wojna.
Joshua warknął coś pod nosem i rzucił niedopałek. Obszedł dach kilka razy dookoła, klnąc w bezsilnej złości i raz po raz łypiąc na pozornie zwykłego sprzątacza. Jednak nagle zatrzymał się, wpatrując w odległe o wiele kilometrów centrum miasta. Ramiona mu nieco opadły, oddech się ustabilizował.
- Może po prostu powiesz młodej prawdę? - zapytał cicho.
- A ty wyjawisz swoim chłopakom, czyim braciszkiem jesteś? - rzucił Anioł złośliwie. Joshua nie odpowiedział ani słowem. - Widzisz? Niektóre tajemnice powinny zostać poza światłem dziennym, dla dobra ogółu. Łącznie z moim imieniem, dla mojego własnego dobra w tym wypadku.
- Niech ci będzie. Zrobię to, czego chcesz.
Anioł podszedł bliżej.
- Nie wiemy jak brzmi cała Przepowiednia, ale nie chcę, by młoda dowiedziała się pierwsza. - gestem pokazał chłopakowi, że jednak ma ochotę na papierosa. - Chcę tylko, by Mefistofeles był do dyspozycji w dowolnej chwili. Jeśli nie uda ci się przemówić do jego rozsądku, możesz go tutaj przyprowadzić. Siłą.
Dym zatańczył na popołudniowym wietrze.



========

Rozdział zakończymy stałym elementem każdej noty, czyli mniej lub bardziej udane rysunki i nie tylko! =D jjjak to brzmi..

Po pierwsze, naprawienie wizerunku Mefista, bo ten ostatni, słitaśny art mnie doprowadza do szału.


Jestem beznadziejna w markerach (które są beznadziejne same w sobie) ale się staram. W miarę możliwości.


Po drugie, szybkie rysunki z okresu wakacji. Technika kryklania, jedna z najlepszych xD

W ładnej knajpce w Solinie.

I pizzeri w Przemyślu.



Tu powinno być jeszcze coś, ale zachowam to na później, więc kończymy na wysokiej nucie, a dokładnie na gamie c



Założeniem było trenowanie kreski Disneya, ale nie o tym mowa.


piosenka przeciwna do "Inferno CRY" =3

sobota, 26 lipca 2014

ROZDZIAŁ X - Dissensio

Ha. Ha! HA!
Ja naprawdę mam niesamowite tempo, ale wreszcie udało mi się napisać ten rozdział. Nieco nudnawy, krótszy od poprzednich o 2-3 strony, ale na koniec historia w miarę ciekawa. Żywię taką nadzieję. Muszę go wstawić w stanie takim (w razie znalezienia jakiś błędów proszę mi to wytknąć), jakim jest, albowiem o godzinie 5 nad ranem (!) wyjeżdżam pociągiem hen w pii....!... daleko. Yaku, czekaj na mnie grzecznie.
Wena doskwiera mi na wiele różnych sposobów, więc bardziej ostatnimi czasy oddawałam się rysowaniu niż pisaniu i oto mamy efekt. Miałam pomysł, by przetłumaczyć całość na angielski (w ten sposób, nie oszukujmy się, czytelników będzie więcej) albo zrobić mangę, co jednak byłoby nie lada wyzwaniem dla moich skilli, cierpliwości i nerwów.
No i leń ze mnie.

手の中りんごが君の想いを食べたいよ
te no naka ringo ga kimi no omoi o tabetai yo


========


 Kuuhaku pierwszy otrząsnął się z odrętwienia.
- Jaja sobie ze mnie robisz, ryży gnojku? - warknął. Jednakże czuć było, że nuta pewności siebie w jego głosie była nader wymuszona. - Myślisz, że jak wygrzebiesz z dna mojej głowy imię matki, to wtedy możesz...
- Przedstawiłem się jako Pan Fałszu, nie mogę temu zaprzeczyć, lecz w tak ważnej kwestii bym nie kłamał. - Mefistofeles wydał się nieco urażony.
Łańcuchy białowłosego z charakterystycznym dla siebie metalicznym łomotem upadły na podłogę, gdy ten w bezsilności zwiesił swe silne ramiona. Elda również poczuła, jak jej kolana stają się miękkie, a ciężar ciała staje się dla nich nadmierny. Przysiadła na schodach.
- Żeby w taki sposób... się dowiedzieć... - dziewczynie zabrakło sił które pozwoliłyby jej podnieść wzrok. Rudowłosy Książę ostentacyjnie włamał się do ich głów i zanim się spostrzegli, wyciągnął na wierz tak ważną informację. Silencio mówił o jakieś wiadomości, którą zostawiono na dnie ich świadomości, nie o więzach rodzinnych. Ale skoro jej domniemany brat (słowo to w stosunku do Kuu napełniło ją obrzydzeniem) jest diabłem, musiało to oznaczać, że i ona nie jest czystej krwi anielicą. Nieczęsto myślała o rodzicach, jednak teraz była zaskoczona faktem, iż mogli być jedną z tych „wyzwolonych par Helliady”: związkiem z dwóch całkiem przeciwnych gatunków. Mimowolnie nasunęło jej się na myśl, że w takim wypadku zostanie dziewczyną Shiro nie byłoby złym pomysłem.
- Więc ta... - Kuuhaku, czy też Elyah, drżącą ręką wskazał na Eldę, ale nie śmiał jej już nazwać w sposób, w jaki zwykł to robić – ta dziewczyna jest moją siostrą?
- Mogliście się dowiedzieć później, jednakże chciałem koniecznie zobaczyć wasze miny. - zachichotał Mefisto. Widać było wyraźnie, iż obserwacja reakcji białowłosego rodzeństwa sprawia mu niezmierną radość. Rzucił okiem na Shiro, jakby oczekując, że ten podzieli jego fascynację. Jednak chłodne oczy blondyna wyrażały jedynie niczym nie zmąconą powagę.
- To było zbyt bezpośrednie, Mefistofelesie. - rzekł. - Obawiam się, że samotność odebrała ci poczucie taktu.
- Mój siostrzeniec jak zwykle opanowany! - rudzielec wciąż był rozradowany.
- Owszem, władza nad emocjami jest moją specjalnością. Nie jestem pewny co do tej dwójki. - spojrzenie blondyna objęło Kuuhaku i Eldę. On stał, ze zmarszczonymi brwiami wpatrując się w swoje stopy, ona siedziała na stopniu schodów, twarz kryjąc w drżących dłoniach. Shiro zaczął się wspinać w jej stronę. - Zapewne to nie była ta informacja, której szukamy, a ty już taką bzdurą namieszałeś im w głowach, Mefistofelesie. To nie było rozważne.
Był już dostatecznie blisko, by objąć anielicę. Sam nie darzył swojej siostry przesadną sympatią, jednak relacja między Eldą a Kuu była jeszcze bardziej niezdrowa, chociaż sam nie wiedział, dlaczego tak się stało. Mógł tylko wyobrażać sobie jaki szok mogła przeżywać dziewczyna, wiedząc, że jedynym członkiem jej własnej rodziny i jej bratem jest diabeł, do którego żywi czystą nienawiść.
Shiro usiadł obok niej i już miał poczuć jej ciepło na swym ciele, lecz dokładnie w tej chwili anielica powstała. Skrzydła jej były nieco uniesione, jakby w bojowym nastawieniu, ale twarz pozostawała kamienna.
- To nic nie zmienia. - rzuciła twardym tonem. Kuuhaku nadal nie mógł spojrzeć w jej stronę. - Żyjemy od ponad stu lat w nieświadomości. Nawet kiedy się poznaliśmy kilka dziesięcioleci temu, kiedy pierwszy raz skoczyliśmy sobie do gardeł, to nie znaliśmy prawdy. Mimo tego, zawsze byliśmy rodzeństwem, czy nam się to podoba czy nie. To nasze spojrzenie na świat się zmieniło, nie rzeczywistość. - postąpiła kilka kroków w dół schodów. - W ten sposób wyczerpujemy temat.
- Cudownie. Też nie chcę o tym gadać. - burknął Kuuhaku. Jego łańcuchy zniknęły, ale nie podniósł głowy. - Chcę tylko zobaczyć tę cholerną wiadomość i wrócić do normalnego życia. Więc zrób coś pożytecznego, ryży gnojku, a zaraz później już nas nie będzie.
Mefisto uśmiechnął się tajemniczo i jednym susem znalazł się przy fortepianie. Jego długie, chude palce płynnie zatańczyły na klawiszach z kości słoniowej, a od delikatnej muzyki wszystkim zakręciło się w głowach. Elda znów musiała szukać oparcia na jednym ze schodków, a Kuu i Shiro wsparli się o najbliżej stojące meble. Melodia rozbrzmiała tak nagle, tak nieoczekiwanie...
- Chcecie się dowiedzieć? - zapytał rudzielec, tłumiąc śmiech. Utwór przezeń grany przeszedł od klasycznej kompozycji w ciepły jazz. Jego zielone oczy z zadowoleniem podziwiały trójkę „gości”, którzy zaczęli doznawać dość solidnych zawrotów głowy. To tylko go zachęciło do dalszej gry. - Więc zapewne nie będziecie mieli nic przeciwko temu, co zaraz...
Fałszywy ton. Muzyka mieszająca w błędniku ustała, kiedy Mefistofeles, prawie przerażony, odskoczył od fortepianu. Pomylił się? Jakim cudem? Był tak wprawny w grze, iż mógłby bezbłędnie wyczarować dowolną melodię na jakimkolwiek instrumencie, nawet przez sen. Możliwość, że osunął mu się palec była zerowa. A może nie była to jego wina, tylko...?
- Dobra, ryży gnojku. - zanim Książę zdążył pomyśleć, silna dłoń Kuuhaku złapała go za fraki i uniosła do góry na całe pół metra. - Nie wiem, w co ty się bawisz, ale lepiej to wytłumacz! - syknął białowłosy diabeł, wściekły jak rozjuszona osa. - W innym wypadku wybierzesz sobie jeden z dwóch sposobów na śmierć, które dla ciebie wykombinowałem. Pewnie już sam dobrze wiesz, co mam na myśli.
- Wybieram sposób numer trzy! - rudzielec zachichotał nerwowo, starając się jakoś wyswobodzić z uścisku, jednak ten pozostawał żelazny.
- O ty zboczony knypku... - mimo złości, Kuu wyszczerzył się szaleńczo. Jednym pomysłem było zgniecenie rudego łańcuchami, drugim zaszlachtowanie go gołymi rękoma. „Sposób numer trzy” jedynie ledwo zamajaczył na skraju jego świadomości, ale rudy wyhaczył tą ideę bez problemu. Skubany...
- Jednakże wolałbym uwolnienie mojej osoby. - ciągnął dalej Mefisto. - Wtedy będę mógł odpowiedzieć na pytanie, gdyż, jak się domyślasz, ta pozycja nie jest zbyt przyjemna.
Nie myśląc o „przyjemnych pozycjach”, Kuuhaku rzucił rudzielcem prosto na schody, tak jakby ten nie ważył więcej od torebki herbaty. Białowłosy nigdy nie uznawał hierarchii, nawet wśród diabłów, toteż nie miał zamiaru okazywać szacunku komuś, kto bezceremonialnie włamał się do jego umysłu, nawet jeśli napastnik był jako takim księciem. Z drugiej strony bawiło go nieco przerażone spojrzenie Tsukiego, którego zaskoczył taki sposób traktowania jego wuja.
- To gadaj, ryży gnoju, co masz do powiedzenia.
Mefistofeles z lekkim trudem wstał na nogi. Siła tego przystojniaka z długimi włosami imponowała mu, lecz jeśli tak dalej pójdzie, będzie musiał coś zrobić z tą niesubordynacją. Coś bardzo nieprzyjemnego.
- Więc tak: muzyka miała ułatwić mi dostęp do utajnionej części waszych umysłów, bo tam znajduje się to, czym tak się interesujecie. Jednakże – westchnął głęboko, wręcz teatralnie – jesteście tak niezgrani ze sobą, że dotarcie do tamtego miejsca jest niemożliwe.
- Co to znaczy: niezgrani? - nieśmiało odezwała się Elda. Ale znała już odpowiedź.
- Jak długo będziecie w niezgodzie, droga anielska panienko, tak długo dostęp do tego obszaru pozostanie niedostępny. - Mefisto rozłożył ramiona, nadal nieco dramatyzując swoją gestykulację. - Bardzo mi przykro, ale ja tworzę jedynie iluzje, nie cuda.
Zapadła cisza, wypełniona zdziwieniem i rezygnacją. Pogodzić Eldę i Kuuhaku? Tak nagle? Oboje wiedzieli, że nie nastąpi to teraz, a także prawdopodobnie nigdy później. Żadne z nich też nie miało na to najmniejszej ochoty.
- Nic tu po nas. - burknął Kuu. Nie oczekując na zezwolenie czy protest, obrócił się na pięcie i zwrócił w stronę wyjścia. Jednakże, zanim Elda zdążyła się ruszyć, zanim Shiro zdążył objąć dziewczynę w prawie obronnym geście, nastała całkowita ciemność. Ciemność gęsta, kleista, prawie namacalna. Nie było wiadomym, czy to działo się naprawdę, czy po prostu odebrano im zmysł wzroku: przed oczyma mieli tylko głęboką czerń.
- Myślicie, że zaglądanie do waszych zawszonych umysłów jest dla mnie jakąś przyjemnością?! Że lubię to robić?! Nie! - głos Mefistofelesa zabrzmiał we wnętrzu głowy każdego z nich, straszny, maniakalny, zwielokrotniony. Demoniczny. - Wasze durne, ograniczone myśli same pchają się przed moje oczy! Widzę je wszędzie, ciągle! U każdego!
Anielica spróbowała się ruszyć, jednakże w tej samej chwili stwierdziła, iż nie czuje żadnej z kończyn. Czy one w ogóle istniały? Może była już duchem? Jednak teoretyczny brak ciała nie odebrał jej słuchu.
- Nawet nie wiecie... Nie macie pojęcia... Jak wielkie to brzemię, jak bolesne... Oddałem wam przysługę, a wy chcecie odejść bez zapłaty? Otóż zapłacicie...
- Współczuję, ale nie mamy ochoty ani czasu na te gierki, ryży gnoju. - usłyszała gdzieś pełen dezaprobaty głos Kuuhaku.
- Mówiłem, że przychodzenie tutaj to zły pomysł. - gdzieś obok niej musiał stać Shiro. - Lecz, niestety, uparliście się jak para osłów.
- Chwila moment! - spróbowała odezwać się sama. - To będzie nieco głupie, Mefisto, jeśli zrobisz coś swojemu siostrzeńcowi, jego - przełknęła ślinę, lub przynajmniej zdawało jej się, że tak zrobiła – przyjaciółce i jej rodzonemu bratu? Nikt się nie wkurzy o to?
- Błędnie odczytaliście moje intencje. - zachichotał Mefistofeles. - Nic okropnego wam się nie przydarzy, o ile grzecznie i pokornie będziecie mi służyć!
- O, ludzie... - jęknęła Elda. - Shiro, przypomina ci coś takie zachowanie?
- Nie chcę o tym teraz mówić. - usłyszała zniesmaczony ton blondyna. - Raczej radziłbym się zastanowić, jak wybrnąć z tej sytuacji.
- Moglibyśmy atakować na oślep – rzucił Kuuhaku obojętnie – ale za cholerę nie wiem, gdzie ryży gnojek stoi.
- Fakt, to utrudnia zadanie, ale nie uniemożliwia go.
- Mówisz, Tsuki? To jaki jest pla...?
- MILCZEĆ! - ryknął poirytowany Mefisto. Ciemność jakby zadrżała. – NIGDZIE SIĘ STĄD NIE RUSZYCIE!
- Zluzuj portki, ryży! - zaśmiał się Kuu, ale po chwili dodał. - Ale nie w TYM sensie...
- Więc chcecie go zaatakować, chłopaki? - Elda wreszcie dołączyła do rozmowy, zaskoczona i zarazem przerażona spokojem, z którym dwójka diabłów omawiała sposób swojego działania, i to tuż pod nosem oprawcy. Czuła się zdezorientowana. - Przecież my nie mamy... nie mamy ciał!
- To tylko iluzja, Eldo. Jeśli sobie uświadomisz ten fakt, będziesz wolna.
Uspokoiła się. W tej chwili głos Shiro, który łagodnie rozbrzmiał w jej uchu, był wszystkim, co chciała słyszeć; sprawiał, że drżała. A to oznaczało, że jej ciało nie zniknęło, że ciągle w nim jest! Nawet poczuła zimną kolbę muszkietu w pod dotykiem swoich chudych palców.
- Dobra, chłopaki. - uśmiechnęła się do siebie. - Pozwólcie, że ja się tym zajmę!
Nie wiedziała gdzie. Nie miało to zresztą znaczenia. Zignorowała dźwięk skrzypiec, który nagle włamał się do jej umysłu, chcąc nim zapanować. Strzeliła.
Z jakiegoś powodu wiedziała, że tak będzie. Wystrzał zalśnił błękitem, mocniej niż zazwyczaj. Zdarzyło jej się to po raz drugi, ale tym razem nie była zaskoczona. Będzie musiała się dowiedzieć, czemu tak się dzieje. Ale nie teraz. W tej chwili może dziać się, co tylko zechce.
Ciemność zadrżała od uderzenia. Ale w co ładunek uderzył, ciężko było zgadnąć. Muzyka utraciła swoje brzmienie, a błękit objął wszystko i nic. Nagle ogarnęła ich oślepiająca jasność. Elda zaczęła się martwić, że jej anielska moc, tajemniczo nader wielka, skrzywdzi innych. Lecz tak się nie stało.
Światło wróciło do natężenia, jakie dają kryształowe żyrandole. Jeden taki zwisał z równie ozdobnego sufitu. Elda nieco zachwiała się na nogach. Znajdowała się w dość przepastnej, ładnej sypialni, wystrojem przypominającej komnatę Mefista, w której dopiero co byli, jednak na pewno nie było to to samo pomieszczenie. Nie stała tutaj taka armia instrumentów, zwyczajnie by się nie zmieściła. Fortepian i tak zajmował prawie ćwierć powierzchni pokoju, a całą resztę meble, sztalugi i blejtramy, łoże oraz standardowe meble, jakie można znaleźć w każdej sypialni.
Ulgą dla dziewczyny był widok Kuuhaku i Shiro, nieco osłabionych, jednak nadal żywych, chociaż strzał musiał ich zwalić z nóg. Za to na łóżku leżał prawdopodobnie nieprzytomny Mefistofeles.
- To było interesujące, Eldo. - pochwalił blondyn, usiłując wstać. Musiało kręcić mu się w głowie.
- Tak, bardzo. Niech tego już więcej nie robi! - warknął Kuu. - Przynajmniej ryży „odleciał”... I w ogóle, co to za miejsce?
- Elda zniszczyła barierę Mefistofelesa. - stwierdził śniadoskóry. - Więc nie jesteśmy już pod jego wpływem.
- Oh... ś-świetnie... - jęknęła anielica. - I co teraz robimy?
- Proponuję – Shiro niepewnie spojrzał na bezwładne ciało swojego wuja – wiać.

Pospiesznie otwarty portal pozwolił im zniknąć z „miejsca zbrodni” i znaleźć się pod bramą pałacu Tsukich. Nie był to jednak zbyt dobry pomysł, bo przewalał się tam tłum diabłów handlarzy i kupców tak gęsty, że omal nie zmiażdżył pod swym naporem dwójki diabłów i anielicy, jednak ta była w jakiś sposób przez nich chroniona. Teraz dopiero sobie uświadomiła, że przez cały ten czas zwiedzała tę ogromną posiadłość od środka, ale nigdy nie widziała jej z zewnątrz. Gdy tylko się rozejrzała, odczuła lekkie zawroty głowy, podobne do tych, które wywoływała muzyka Mefistofelesa. Dotarło też do niej, czym tak naprawdę jej Piekło, a o jego formie słyszała tylko w plotkach.
Więc, gwoli wyjaśnienia, Czeluść, Otchłań czy po prostu właśnie Piekło było niczym innym niż kompleksem setek jaskiń ciągnących się w nieskończoność w bliżej nieokreślonych podziemiach. Wrażenie robiły rozmiary tych jaskiń, wysokie i szerokie na dziesiątki kilometrów. To wystarczająca ilość miejsca by pomieścić dzielnicę, posiadłości, a nawet całe miasta.
Pałac znajdował się w jednej z tych średniej wielkości grot. Nie potrzebował nadmiernej ilości miejsca. Brama i zdobiony front pałacu zostały wyryte w litej skale, a cała jego reszta, ogrom komnat, korytarzy i sal: w jej głębi. Do wejścia prowadził długi na kilometry i szeroki na metrów setki most z solidnego, czarnego kamienia. Elda niepewnie spojrzała za barierkę. Pod nimi wiła się rzeka bulgocącej magmy.
- Jak wylecisz, to nie będę cię łapał. - usłyszała Kuuhaku tuż nad swoją głową.
- Nie potrzebuję twojej pomocy. Shiro, dlaczego nie przeniosłeś nas od razu do środka?
- Wybacz. - zmieszał się blondyn stojący zaraz obok niej. - Nieco spanikowałem.
- No, no! Ultra-spokojny Tsuki stracił nad sobą kontrolę! Czekaj, wpiszę to do swojego kalendarza. - zadrwił białowłosy.
- Jak się nie uciszysz, to sam cię zepchnę tam na dół. - rzucił Shiro. - O ile oczy mnie nie mylą, matka skrzydeł ci nie dała.
Elda i Kuuhaku zastygli i po raz pierwszy spojrzeli w swoją stronę. Wspomnienie matki sprawiło, że fakt ich pokrewieństwa nagle stał się bardzo bolesny i irytujący. Dziewczyna zauważyła, że jej brat jest równie zniesmaczony, ale również, co stwierdziła z ulgą, przerażony jak ona.
- Przepraszam... znów się zagalopowałem. - jęknął blondyn.
- Nie to nic. Nie ma o czym gadać. - ucięła anielica. - Wracamy do domu. A mój braciszek też powinien... Zniknąć mi z oczu.

Był zaskoczony, wstrząśnięty, wściekły, a gdyby tego było mało, zaczęło mu się kręcić w głowie. Kuuhaku nieco zbyt gwałtownie zatrzasnął za sobą drzwi swojej klitki, czym przestraszył puchatego kotka, który smacznie drzemał na poduszce. Zwierzak podskoczył i miauknął w przerażaniu. Diabeł natychmiast zrozumiał swój błąd i troskliwie wziął malca w ramiona. Czuł, jak pod sierścią w przyspieszonym tempie bije serduszko.
- Znowu musisz mi wybaczyć, mały. Po prostu mam kiepski dzień. - chłopak położył się na wznak, wykończony myślami, a kotek ufnie zwinął się na jego brzuchu, pomrukując cicho.
Nie pamiętał nawet ich twarzy, nie potrafił przypomnieć sobie barwy ich głosu. Rodzice odeszli z jego życia już dawno temu i nie zajmowali w jego pamięci żadnego ważnego miejsca. Kuu nawet nie miał nawet specjalnie czasu, by myśleć o swojej matce czy ojcu. Wiedział tylko, że jego wspomnienia z pierwszych lat dzieciństwa były wspaniałe, ale nagle... Nawet nie potrafił dokładnie powiedzieć, co się stało. Gdzieś na dnie umysłu świtało mu wspomnienie zapłakanej matki, a zaraz później: brudne ulice obrzeży Piekła. Nigdy nie dowiedział się, jak się tam znalazł. Był wtedy mały, chudy i słaby. Z lekkim uśmiechem wspomniał obraz samego siebie, nieumiejącego nawet unieść swojej stalowej broni. Szukał swojego domu wszędzie, ale nie potrafił go znaleźć. To była dziwna sytuacja, przerażająca i rozpaczliwa dla małego, mentalnie pięcioletniego diabełka. Jednakże szybko wziął się w garść, przestał wracać do tego, co było i czego już nie odnajdzie. Stał się nieufny wobec innych, samowystarczalny, lecz tylko na tyle, na ile pozwalały mu warunki. Szwendał się po brudnych rynsztokach tu i tam, od czasu do czasu kradnąc niewielkie ilości jedzenia, by nie umrzeć z głodu, a w tamtym czasie niewiele do tego brakowało. Chociaż dobrze pamiętał, jak nazywali się jego rodzice, jego własne imię zaczęło się rozpływać w świadomości, a siostrzyczki całkowicie gdzieś przepadło. Pamiętał tylko, jak jakaś banda roześmianych Azjatów przeszła obok niego, kiedy kulił się wygłodniały w cieniu jakieś rudery. Nie rozumiał ich mowy ani trochę, ale zapamiętał słowo, które jeden z nich wypowiedział, przyglądając się osłabionemu chłopcu w łachmanach jak małpie w zoo: „Kuuhaku”.
„Pusty”. Tak, wtedy w oczach miał tylko pustkę. Zaczął sam na siebie mówić w ten sposób, a „Elyah”, który żył kiedyś radośnie w ciepłym rodzinnym domu, umarł śmiercią naturalną.
Nie wiedział dokładnie, kiedy to się zaczęło. Jakiś bogacz zainteresował się nim. Zapewne zobaczył, jak kradnie jabłka ze straganu i znika w norze kilka przecznic dalej. Mężczyzna czasem go zagadywał, czasem tylko towarzyszył, a nawet przynosił jedzenie, ale w swojej upartej nieufności Kuu nie odzywał się ani słowem, wręcz ignorował tego diabła. Po jakimś czasie tamten przedstawił się jako Silencio, ale na chłopcu nie robiło to najmniejszego wrażenia. Widział tego czarta co kilka dni, starając się go powoli unikać. Aż doszło do przełomu.
To, że jabłka znikały ze straganów w okolicy, było już wiadome. Ktoś najął szajkę przypakowanych diabłów, by nieco przytemperowała złodziejaszka. Nieco. Jednak dla nich to był tylko pretekst, by się zabawić. Bez problemu zauważyli małego, białowłosego diabełka, który na ich widok uciekł w popłochu z tuzinem jabłek w rękach. Nie ważne, jak szybko uciekał, jak rozpaczliwie chciał się schronić: osaczyli go, skopali, pobili. Teraz nie stanowiłoby to dla niego problemu: jego skóry nie da się uszkodzić ani przebić, ale wtedy ta zdolność była w stanie jedynie zalążkowym, co uratowało go od utraty życia. Mimo wszystko do dzisiaj nie wiedział, jakim cudem udało im się wyrwać, jednak nie na długo. Dopadli go na krańcu dzielnicy, przy przepaści nad jeziorem lawy. Pamiętał, że mieli psa. Coś, co miało wyglądać jak pies. A może dzik? Jedynym pewnikiem było, iż to stworzenie miało mocne szczęki. Banda ze śmiechem patrzyła, jak to stworzenie bestialsko wgryza się w ogon diabełka i szarpie z całej siły. Kazali mu trzymać go w ten sposób nad urwiskiem i gryźć tak długo, aż włókna puszczą i dzieciak zleci. Kuuhaku nie wiedział, co się dokładnie wtedy działo. Krzyczał z bólu a oczy miał pełne łez. Wiedział, że zaraz zginie. Jedyne, czego chciał, to wrócić do mamy, do taty.
Stał się cud. Kolec ogona nie wytrzymał i rozdarł się. Chłopiec zaczął spadać, w duszy dziękując, że to już koniec, z drugiej strony nie chcąc umierać. Jednak ktoś go złapał. Czyjeś ramiona przycisnęły go do siebie, ale przez załzawione oczy nie widział wiele. Gdzieś tam majaczył jego zakrwawiony ogon i... jeszcze więcej krwi?
Z czasem dowiedział się, co się stało. Uratował go Silencio, który we wściekłości pokroił bandytów w plasterki. Wtedy nie zastanawiał się wiele. Zabrał znajdę do swojego domu, dając jej nowe życie i zaskarbiając sobie dożywotnią wdzięczność chłopca...
Kuuhaku zamrugał. Musiał przysnąć, tak jak kotek, którego ciężar i ciepło czuł wyraźnie. Coś go jednak wybudziło.
Po raz kolejny rozbrzmiało pukanie do drzwi.



========

Było dość dobrze? Było?
Mam nadzieję. A teraz stała część programu! Galeryja! =D (z takimś jakimś akcentem...)
Poświęcona (w stosunku do diabła to kiepskie słowo) Mefistofelesowi!


Temat, który stworzyłam w... lutym? Ta, w lutym. Nieco z opóźnieniem zrobiłam PV, ale to nic.
W sumie, Mef to fajny chłopak. Tak, nie?
Piosenka kierowana do osoby, która jeszcze nie ujawniła się w opowiadaniu. Ale będzie, za rozdziała czy dwa. Jak Elda i Kuuhaku się dogadają...
Przy okazji, tych piosenek tematycznych jest więcej, ale nie mam dostatecznie dużo weny, siły i ogółem nie nadążam z robieniem do nich filmów. No, niestety.
Zdradzę jeno tytuły.
Ryuu wo oikaketeita - temat Eldy
APPLEBOY - temat Kuuhaku (po tym rozdziale to chyba jest jasne)
The Child of the Garden - temat Silencio. Art i coś na wzór klipu zostało zrobione miesiące temu ale... nie wrzucam bo nie.


Wychodząca ostatnimi czasy nowa seria Sailor Moon ma kreskę bardziej odpowiadającą oryginałowi. Niestety, ale tak się już teraz nie rysuje. Sorki. I jeszcze większe niestety, bo to mnie zainspirowało. Boże święty, ta słodycz jest bolesna... Odbijmy sobie to jakoś!


Tak lepiej. Sto razy lepiej. I właśnie dlatego Mefisto nie powinien się uśmiechać.
Koniec, kropka.


A teraz coś całkiem z innej beczki! =D



uhhh ta dupka... =D

więcej na moim dA :3 (link po lewej, zgodnie z nowym szablonem. właśnie, widzicie? nowy szabloon! =D)

poniedziałek, 9 czerwca 2014

ROZDZIAŁ IX - Illusionist

Wena nie pyta. Wena jest. Gorzej, kiedy pojawia się wtedy, kiedy nie powinna. Ale cóż, cieszę się z jej obecności jak cholera! =D Aż z tej weny zaczęłam jakieś dziwne frazesy wypisywać na sprawdzianie z fotografii. A wizualne nadal żyją sobie gdzieś tam...
Mniejsza o sesję, idzie całkiem dobrze. Rozdział poszedł mi przyjemnie i gładko, i jestem przeszczęśliwa, że dotarło tutaj niewiele osób, ale zadowolonych, że historia poszła naprzód :D Marv raduje się!

胸に隠した想いは切なくて
mune ni kakushita omoi wa setsunakute

========


Eldzie wydawało się, że widzi cień jakieś postaci. Ale czyj, nie mogła sobie przypomnieć. Sylwetka ta była niemała, i mimo swoich rozmiarów z dużą gracją wymachiwała ogromnym... Kilofem? Nie, to nie był kilof. Skupiła się na tym przedmiocie, ale jej umysł był gdzieś daleko, odpływał.
- Kilof? Naprawdę? - zapytała samą siebie, tuż przed tym, jak całkowicie zapadła się w ciemność.
W tej pustce brzmiała jakaś melodia, zagłuszana odległym, dziecięcym śmiechem. Tam dziewczyna skierowała swoją wolę, swoje skupienie. Chciała być bliżej, ale jak określić swoje położenie, kiedy nie ma się punktu odniesienia? Gdzie dryfowała? Jak szybko leciała? W którym kierunku? A może wirowała wokół własnej osi? Pomyślała chwilkę.
- Tak, to miałoby sens. Pewnie dlatego jest mi tak niedobrze.
Zaczynała się rozpływać. Ale dlaczego? Może to z powodu tego słodkiego zapachu gorącej czekolady?
Chwila, chwila, chwila! Jakiej znowu czekolady?!

- Oho, białogłowa z niebios do nas wraca! Już zaczynałem się obawiać.
Elda gwałtownie nabrała powietrza, zakrztusiła się, poczuła, jak jej oczy zalewają się łzami. Zamrugała, bo światło, chociaż niewielkie, było dla niej zbyt jaskrawe, tym bardziej wzmocnione przez słone krople, które chciały skutecznie utrudnić jej widzenie. Do uszu anielicy zaczęły dochodzić skoczne tony z sali balowej.
Bal. Walka. Shiro i Kuuhaku. Drzewo.
- Drzewo z okiem... - wychrypiała. Otwartą dłonią przetarła twarz, otrząsnęła się i rozejrzała. Siedziała na twardym krześle w dusznej, ciepłej i przestronnej kuchni. Pierwszą rzeczą, na jaką zwróciła uwagę, był kubek gorącej, parującej czekolady, która tylko niecierpliwie czekała na wypicie, na stole stojącym po prawej stronie dziewczyny. Drżącymi dłońmi anielica pochwyciła naczynie i wzięła solidny łyk. Zamarła na chwilkę: czegoś tak rozkosznego w smaku nie miała jeszcze okazji pić. Płyn nie był ani za gorzki, ani za słodki, zawierał też w sobie niesamowitą nutę smakową, której dziewczyna nie była w stanie określić. Czuła w tym brązowym napoju bezpieczeństwo, dom, może nawet miłość.
- Masz to wychlać całe.
Szorstki głos wyrwał ją z zadumy, a kiedy Elda się otrząsnęła, czekolada niebezpiecznie zafalowała w kubeczku. Z drugiego końca stołu patrzył na nią Kuu, bladym i półprzytomnym wzrokiem, ale nadal wrogim. Ramieniem podpierał głowę. Stosownie daleko od niego siedział Shiro, również popijając coś ciepłego. Chociaż Elda widziała, jak usilnie blondyn stara się zachować powagę, to trudno jej było nie zauważyć, jak raz po raz przechodzą go dreszcze. Wreszcie spojrzała przed siebie. Z ojcowską troską na twarzy klęczał przy niej pan Silencio, z pewnością wyczekując, aż dziewczyna się obudzi. Przez jego gigantyczne ramię widziała jeszcze jedną osóbkę: łkającą, ale szczęśliwą Kiniro.
- Możesz się czuć nieco osłabiona, ale to normalne. - rzekł spokojnie gigant. - A w tej dawce na pewno niegroźne dla twojego zdrówka.
- Co się stało? - wyjąkała Elda. Musiała odstawić kubek, bo czuła, że jej ręce nie są w stanie dłużej utrzymać jego ciężaru. - Tam było oko... i wtedy.... Jak się tutaj znaleźliśmy?
- To, moja droga – Silencio podniósł się na równe nogi, jednocześnie boleśnie zahaczając głową o żyrandol; jęknął – jest zasługa panienki Kiniro, że jesteście tutaj, wszyscy. I przede wszystkim, jej zasługa, że jeszcze żyjecie.
Cała trójka wbiła wzrok w mężczyznę, co najmniej zaskoczeni jego słowami, jak nie przerażeni.
- Powie nam pan, co to było? - głos Tsukiego nie przejawiał oznak żadnych szczególnych emocji. - Obiecał pan, że wszystko wytłumaczy, gdy tylko Elda dojdzie do siebie.
- Nie dojdzie do siebie, dopóki nie wygulga całego kubka tej cholernej czekolady, idioto. - warknął Kuuhaku, któremu najwyraźniej i w tej chwili nie brakowało energii na docinki. Shiro udał, że te zdanie nie było skierowane do niego. - Nie po to się śpieszyłem z robieniem tego szajsu, żeby laska dumała nad kubkiem tak długo, aż wszystko będzie zimne!
- To... ty zrobiłeś tą czekoladę? Że niby dla mnie? - Elda instynktownie odsunęła się od swojej porcji napoju, jakby bojąc cię, że ta ni z tego ni z owego eksploduje. - Nie dodałeś tam żadnych świństw? Środków na przeczyszczenie, płynu do naczyń?
- Wierz mi, że mnie kusiło – białowłosy wyszczerzył kły – ale szkoda marnować coś tak dobrego. A czekolada to akurat moja specjalność.
- Świetnie. Dzięki. - pociągnęła kolejny łyk, niepewnie i nieufnie. Smak nadal był wyśmienity. To nie mogła być trucizna. Kin usiadła obok niej i ukryła twarz w dłoniach.
- Musicie wypić coś ciepłego. Pomoże wam to wrócić do normalnego stanu. - Silencio obszedł kuchnię. - Zaraz po tym, jak zniknęliście, ta oto młoda panienka Tsuki przybiegła do mnie, mamrocząc coś o tym, że wy i Kuu poszliście się bić. Pomyślałem sobie, że to nic poważnego – zmarszczył brwi – ale tak naprawdę, to przybiegłem ostatniej chwili. Byliście już nieprzytomni, więc tylko „zabezpieczyłem” miejsce zdarzenia i przyniosłem was tutaj.
- Tam było drzewo, prawda? - zapytał Shiro.
- O tak, wredna roślinka. Ale nie powiem wam więcej, niż wiedzieć musicie. – gigant oparł się o blat. – Ten drań żywi się bólem, fizycznym i psychicznym, zwykle ludzkim, ale ten pochodzący od istot takich jak my jest dla niego jak rarytas. Jestem w miarę odporny na jego działanie, ale dla przeciętnego Kowalskiego zbliżanie się do niego bez stroju ochronnego... - mężczyzna skrzywił się, prawdopodobnie chcąc się uśmiechnąć. Bez skutku. - No i też nie bez powodu pracownicy elektrowni mają więcej wolnego niż godzin pracy. Nie zniósłbym, gdybym miał któregoś na sumieniu.
- Zdaje mi się, że czytałem o takiej roślinie. - Shiro opuszkiem palca okrążył brzeg naczynia. Widać było, że się nad czymś głęboko zastanawia. - To drzewo rosło w centrum...
- W każdym razie – przerwał mu Silencio ostrym tonem – pozostaje kwestia tego, jakim cudem rozwaliliście jego schron. Sam nadzorowałem budowę i dobrze wiem, że nie ma takiej siły, która jest w stanie przebić się przez Sarkofag.
W gardle Eldy coś stanęło, jakaś gula, sprawiając, że nie była w stanie przełknąć kolejnego łyka czekolady. Gdy tylko przypomniała sobie wystrzał...
- To moja wina, proszę pana. - wydukała cichutko, lecz za chwilkę dodała: – Ale nie chciałam tego, przysięgam!
Silencio zmierzył ją wzrokiem, jakby chciał poznać jej myśli, czytać w nich. Lecz po chwili na jego twarzy zawitał chłodny, ale uprzejmy uśmiech.
- Anielska panienka... To dużo wyjaśnia, a jednocześnie bardzo mnie niepokoi.
Urwał na chwilkę. Chociaż diabeł chciał być miły, Elda mogła łatwo zgadnąć, w jakiej sytuacji teraz się znajduje. Jego podopieczny oraz syn wpływowego magnata chcieli się pozabijać z powodu anielskiej dziewczyny, na jego własnym przyjęciu, przy okazji uszkadzając rdzeń elektrowni i prawie dając się zabić florystycznemu potworowi. Trudno powiedzieć, kto z nich byłby w większych tarapatach, gdyby ta sprawa wyszła poza tą piątkę zgromadzoną w kuchni.
- A czy mogę spytać, co w tym takiego niepokojącego, proszę pana? - dziewczyna zwróciła się do Silencio.
- Uciąłem sobie „pogawędkę” z tym drzewem... Tak, potrafię się z nim dogadać. – zaskoczone miny dzieciaków wyraźnie go rozbawiły. - Poszperał wam we wspomnieniach i nieco najadł się waszym bólem. Nie wchodziłem w szczegóły, nie pytałem się, co siedzi w głowach naszej młodzieży, więc nie bójcie się. Nie znam waszych tajemnic. Ale powiedział, że w sercach waszej dwójki jest coś ciekawego. 
Zamarli. Silencio z pełną powagą spoglądał to na Eldę, to na Kuuhaku. Oboje, nieco zaskoczeni, kątem oka, z pełną niechęcią łypnęli w swoją stronę.
- Sęk w tym, że to nie jest wasza myśl. Na prawdę, nie patrzcie się na mnie jak na kosmitę! - w obronnym geście, gigant podniósł ręce do góry. Szok i niedowierzanie słuchających go diabłów i anielicy powoli zbliżało się do limitu. - Powtarzam jedynie to, co usłyszałem. Oboje macie w głowach... Jak wam to wytłumaczyć, byście zrozumieli? Zakodowaną wiadomość. Ktoś ją tam zostawił i dotyczy ona was obojga, ale odczytanie jej nie jest łatwe.
- I co z tego, szefie? - burknął Kuu. - Sam fakt, że coś łączy mnie z tą babą mnie obrzydza. Jakoś mało mnie obchodzi, co oboje mamy w głowach.
- Pięknie. - Elda przewróciła oczami. - Wiesz, w pierwszej chwili chciałam ci strzelić w ten nadęty łeb, a teraz żałuję, że tego nie zrobiłam. Roślinka byłaby tam, gdzie być powinna, a ja nie musiałabym słuchać twojego ciągłego...
-  Proszę, przestańcie już. To do niczego nie prowadzi. - w głosie Silencio było coś, co w okamgnieniu ich uciszyło, mimo iż jego słowa były bardzo spokojne i uprzejme. - Gdyby to nie było ważne, to bym wam nie mówił. Ale to jest coś, czego musicie się dowiedzieć, chociaż będzie potrzebna pomoc. Ufam, że panicz Shiro zna odpowiednią do pomocy osobę.
Kin uniosła głowę. Przetarła zapuchnięte od cichego płaczu oczy i odezwała się po raz pierwszy:
- Ciocia Ivy pytała się pana o babcię Lucretię... Słyszałam, że pan dobrze wie, w jakiej jest teraz sytuacji... Właśnie przez NIEGO.
- Moja siostra ma rację. Zbliżanie się do niego nie jest dobrym pomysłem, szczególnie kiedy powód jest błahy. - zawtórował jej starszy brat.
- O kim mówicie?  - zaciekawiła się Elda. Dopijając swą czekoladę zauważyła, iż faktycznie z jej samopoczuciem jest o wiele lepiej. Mimo szczerej niechęci do Kuuhaku, czuła do niego coś na kształt wdzięczności.
- Nie chcesz wiedzieć. - Shiro też skończył swój napój i wstał. - Proszę nam wybaczyć wyrządzone szkody. Obiecuję pokryć wszelkie koszty napraw.
- Nie chcę od ciebie żadnych pieniędzy, chłopcze. - zaśmiał się gigant. - Ja tylko cieszę się, że żyjecie. Nawet nie jestem na was zły, tylko nieco rozczarowany.
Jego smutne spojrzenie zatrzymało się na Kuuhaku. Tylko tyle wystarczyło, by silny, pewny siebie chłopak skulił się w sobie.
- Przepraszam, szefie. Powinienem był nad sobą panować. - wymamrotał.
- Przeprosiny przyjęte. A wasza trójka – Silencio wskazał na Shiro, Kin i Eldę – zmykajcie, najlepiej do domu i do łóżek, zanim Mangetsu połapie się, w jakim jesteście stanie. Później mu przekażę, że już wróciliście do swojego pałacu. - przez chwilę stał, zamyślony. Za raz potem na ustach Silencio zagościł jego zwykły, szeroki uśmiech. - Chociaż jest on już tak wstawiony, że za niedługo zacznie podrywać moją profilowaną lampę w holu!


Powrót nie był problematyczny. W trójkę przecisnęli się przez naprędce otwarty portal i wyszli naprzeciw drzwi do apartamentów Shiro. Chcieli bez słowa pójść do łóżek i zasnąć, zapominając o tym wszystkim, jednakże Kiniro w tym momencie nie wytrzymała. Wybuchła całkowicie niespodziewanie, drąc się na brata i przyjaciółkę wniebogłosy: że jak mogli coś takiego zrobić, dlaczego nie pomyśleli o rodzicach, dlaczego się tak narażali, że przecież  mogli umrzeć. Uspokojenie jej nie należało do zadań najłatwiejszych, do tego jego wykonanie spadło całkowicie na głowę Eldy. Blondyn nie palił się do sympatyzowania ze swoją siostrą, dlatego to anielica musiała ją długo przepraszać i tulić. Ostatecznie diablica dała się udobruchać.
Po tej scenie jak najszybciej i bez słowa udali się do łóżek. Elda miała w prawdzie kilka pytań, lecz nie miała na to siły. Delikatnie cmoknęła chłopaka w policzek, zostawiając go z płomiennym rumieńcem na twarzy i chwilowym paraliżem, a sama zamknęła się w swojej sypialni. Zrzuciła z siebie buty i sukienkę, rozpuściła włosy, potrząsnęła kilka razy głową, byleby proste, srebrzyste nitki ułożyły się w swój klasyczny sposób, i całym ciężarem opadła na łóżko.
Co się właściwie stało? Jakim cudem jej muszkiet wystrzelił tak, a nie inaczej? Skąd u niej taka siła? Przetarła oczy, które już kleiły się, skore do snu. Jeszcze kilka dni temu w spokoju grywała w gry wideo, a teraz przez ten cały natłok zdarzeń nie miała nawet czasu pomyśleć o nabiciu sobie kolejnego poziomu. Zaraz, zastanowiła się, nie przejdę już dalej. Jej mieszkanie leżało w gruzach, telewizor też nie nadawał się do niczego, a save'y... Przeszedł ją zimny dreszcz, jęknęła boleśnie. Po raz kolejny żałowała, że nie rozkwasiła głowy Kuuhaku. Tak, z chęcią by to zrobiła, mimo iż deklarowała swoją rasę jako „anielską”.
- Przecież nikt nie jest idealny. - mruknęła pod nosem.
Uświadomiła sobie, że jej nagłe zniknięcie połączone z faktem, że dotychczasowe miejsce zamieszkania wygląda jak wygląda, zapewne wywoła stan przedzawałowy u Anioła. Oprócz tego, że nie znała jego imienia, nie dowiedziała się nigdy, ile ten skurczybyk ma lat, więc ciężko było jej stwierdzić, jak ma się sprawa z jego zdrowiem. Odkąd pamiętała, jego zarost był nieogarnięty a on sam niezbyt zadbany,  a wszystko, co udało mu się zarobić, starał się jakoś zainwestować właśnie w Eldę, chociażby miałby to być tylko marne grosze. Gdyby nie on, dziewczyna mogłaby już dawno nie istnieć. Jakaś niewidzialna ręka ścisnęła jej serce, żal przepełnił ją od czubka głowy po palce u nóg. Jak mogła tak po prostu pozwolić sobie na wyparowanie z Helliady, do tego jeszcze w takich okolicznościach? Kiedy się spotkają, pewnie Anioł nie powie jej nic, nie skarci jej, jedynie delikatnie pacnie w głowę, rzucając jakiś suchy żart, ale ona dobrze wiedziała, że do tego czasu będzie się zamartwiał na śmierć.
Pomyślała jeszcze o kimś innym. Luigino. Widziała go zaledwie kilka dni temu, a czuła, jakby od ich ostatniego spotkania minęły stulecia. Wiedziała, że ten też może wpaść w panikę, gdy zobaczy to pobojowisko które zostało z jej ciasnego mieszkanka. Kochany, mały rudzielec. Z jakiegoś powodu miała ochotę wziąć go w ramiona i wyściskać na dobranoc. Może odwiedzi go jutro. Tak, jutro będzie najlepiej...
Zaczęła już przysypiać, kiedy zaczęły ją nachodzić dziwne myśli. Nie podziękowali Donowi Silencio jak należy, to pewne. A do tego coś, co ona i Kuuhaku mieli w swoich umysłach... Jakaś wiadomość.... Czy to naprawdę takie ważne?

- Co tutaj robisz? Kto pozwolił ci tutaj wejść?
- Uspokój się, dzieciaku. Nie mam zamiaru mordować cię w twoim własnym...
- Odpowiedz na pytanie.
Rozbudziły ją głosy. Uniosła głowę, mętnym spojrzeniem obejmując komnatę, z trudem poruszyła kończynami. Nie mogła uwierzyć, że zasnęła w tak dziwnej pozycji. Ociężale zsunęła się z łóżka.
- Nie tak trudno tutaj wejść, wasza straż jest bardzo niekompetentna. - warknął ktoś ze zniecierpliwieniem. - Więc schowaj tę wykałaczkę i pozwól mi...
- To jest włócznia. Może powinieneś brać tabletki na wzrok zamiast sterydy?
Elda zamaszyście otwarła drzwi, nadal jednak będąc zaspaną i chwiejąc się na boki. Tuż przed nią, na korytarzu, Shiro dociskał ostrze swojej włóczni do grdyki Kuu, który wyglądał, jakby zaraz miał eksplodować z gniewu.
- Ej, ty. - rzuciła w stronę białowłosego, ciągle nie do końca rozbudzonym głosem. - Przez ciebie straciłam save'y.
Panowie łypnęli w jej kierunku w tym samym momencie. I od razu zareagowali, chociaż całkowicie odmiennie. Shiro odskoczył, jakby go ktoś solidnie uderzył w twarz. Włócznia wyparowała, jego ciemna karnacja stała się prawie całkowicie czerwona, a oczy rozszerzyły się, z przerażenia, z zakłopotania i z jakieś dzikiej radości, która trwała jednak tylko chwilę, bo chłopak natychmiast odwrócił się, a dłońmi szybko sięgnął swego nosa, obawiając się krwotoku. Kuuhaku nie drgnął, jedynie zmierzył ją wzrokiem od góry do dołu i z powrotem, po czym uśmiechnął się złośliwie.
- Płaska z ciebie deska.
Dziewczyna zamrugała, zmarszczyła brwi. O co chodzi? Co się do licha...?
Odwróciła się na pięcie i zatrzasnęła drzwi tak mocno, że zapewne cały pałac zatrząsł się w posadach. Całkowicie zapomniała, że zasnęła całkiem nago, golusieńko! Zarzuciła na siebie jakąś kiecę, przeczesała włosy. W lustrze widziała swoją zażenowaną minę aż nadto wyraźnie. Mimo tego, wyszła, udając, że się nic nie stało. Próbowała nawet przeboleć to, że właśnie nazwano ją płaską.
Kiedy Tsuki opornie dochodził do siebie po tak ekstrawaganckim widoku, drugi diabeł z trudem powstrzymywał się od śmiechu.
- Coś się stało? - zapytała Elda lodowatym tonem. Shiro natychmiastowo wrócił do normalności, a Kuuhaku nagle przestał się szczerzyć.
- Jest sprawa. - burknął. - Ale ten goguś nie dał mi dojść do słowa.
- Niby jaka? - ciągnęła dalej dziewczyna, ręką powstrzymując blondyna przed ripostą, którą zapewne miał już gotową.
- To co się porobiło z tym pochrzanionym drzewem... - Kuuhaku skrzywił się i zaczął powoli wyjaśniać. - Spodziewałem się, że jeśli szef będzie o czymś w kółko mi ględzić tej nocy, to tylko o tym, że trzeba to wszystko jak najszybciej odbudować i naprawić. A on ciągle jedynie o... Wiesz czym.
- O tej wiadomości, którą rzekomo ktoś ukrył nam w głowach? - prychnęła. - Jeśli dobrze pamiętam, to wczoraj mówiłeś, że cię to nie obchodzi.
- I dobrze pamiętasz. Ale Silencio nie daje mi spokoju. Chcę to sprawdzić tylko i wyłącznie po to, by się wreszcie odczepił.
Skrzyżowała ręce na piersi. Tak jak jego nie powinna obchodzić ta tajemnica, tak jej powinna być obojętna jego relacja z szefem. Ale wiedziała, widziała to dobrze: i ona i Kuuhaku byli po prostu zbyt ciekawi tego wszystkiego.
- To bardzo dziwny przykład ironii. - odezwał się nagle Shiro, w swój zwykły, chłodny i pozbawiony emocji sposób, jakby wcale przed chwilą nie zobaczył nagiego ciała dziewczyny, która mu się podoba. - Silencio uratował nam życie, a teraz was nakłania, byście je ryzykowali po raz kolejny.
- Nie tak łatwo jest mnie zabić, dzieciaku. - zaśmiał się Kuu. Elda mogła przysiąc, że podparł się pod boki tylko dlatego, by mogła zobaczyć, jak marnie wygląda wychudzony Shiro przy jego stalowych mięśniach.
- Nie kwestionuję tego. - usta Tsukiego wygięły się w ohydnym, wrednym uśmiechu. - Lecz, jeśli dobrze pamiętam... To właśnie TY wołałeś swoją matkę, kiedy zaatakowało nas to drzewo. Odnoszę wrażenie, ale może to tylko moje odczucia, iż brzmiałeś jak zarzynane prosię...
Elda nie czekała na ciąg dalszy. Pewnym krokiem stanęła weszła między jednego i drugiego diabła, powstrzymując rzeź, która wisiała w powietrzu.
- W jednym zdaniu: na czym polega problem, Shiro? - zapytała krótko. Słyszała ciężki oddech Kuu za swoimi plecami i ciche słowa: „To nie jest śmieszne, durny szczeniaku”.
- Nie sposób wejść – blondyn uniósł brwi -  ale wyjść.

Rodzina Tsuki dochodziła do siebie po wczorajszym balu, a Mangetsu leczył bezlitosnego kaca, więc lepiej było się do niego nie zbliżać, chyba, że było się jego żoną. A Mikatsuki, zajęta swoim zbolałym mężem, ufała, iż dzieci są w stanie poradzić sobie same. Tak więc wymknięcie się z pałacu na kilka godzin nie było problemem. Shiro nadal uważał, że to beznadziejny, najgorszy pomysł ze wszystkich jakie tylko mogą być, ale ten jeden jedyny raz Kuuhaku i Elda byli jednomyślni i uparci.
- Robię to tylko ze względu na prośbę Eldy. Jeśli trzeba będzie uciekać, to wiedz, że zrobię wszystko, byś został w tyle. - stwierdził Shiro, otwierając portal. Białowłosy wzruszył obojętnie ramionami. - Jako, że jestem z rodziny, mogę stworzyć przejście pod samą barierę. Ominiemy straże i nie będziemy się włóczyć po pałacu.
- A gdzie dokładnie się wybieramy? - zapytała anielica.
- Też jestem ciekaw.
- Tam, gdzie mieszka mój wuj, to on ma nam pomóc. Do Pałacu Szatana. - Eldzie i Kuu opadły szczęki, ale Shiro ciągnął dalej. – Najmłodszy z synów Szatana, mego dziadka, Mefistofeles, ma całkiem dobre zdolności związane ze strefą psychiczną. Jest kimś w rodzaju medium. Jednakże, ostatnio zaczął miewać dziwne wizje i stał się niebezpieczny dla otoczenia, to znaczy.... Bardziej niebezpieczny niż zwykle. Zachowując resztki rozsądku, odciął się od świata i zamknął za barierą, w której wszystko jest podporządkowane jego widzimisię. Potrafi być nieobliczalny i naprawdę nie wiem, co z nami zrobi. - westchnął i przekroczył bramę portalu. - Jak pamiętacie, Kiniro wspominała, że Ivy pytała się o Lady Lucretię. To jego matka i moja babcia. Odkąd zaczęły się problemy z Mefistofelesem, nie wychodzi z domu i pilnuje go, ale tylko od zewnętrznej strony bariery.
Pozostała dwójka ruszyła za blondynem w kompletnej ciszy, nie wiedząc do końca, co odpowiedzieć. Po przejściu przez chłodną taflę wyszli w korytarzu tak ciemnym, zimnym i strasznym, że nawet diabły przeszły ciarki.
- Nie myślcie sobie, że cały pałac tak wygląda. - powiedział Shiro, z jakiegoś powodu szepcząc. - To tylko okolice jego bariery. Mają na celu odstraszać. Chodźcie, to tędy.
Przeszli po zimnym kamieniu. Elda i Kuuhaku, po pozbyciu się odświętnych strojów, znów powrócili do „bosego trybu życia”, więc dokładnie czuli chłód płynący z topornej, szarej podłogi, która była dokładnie taka jak ściany. Mijali rozbite meble, ogromne pajęczyny, brnąc przed siebie prostym i oświetlonym jedynie bladymi pochodniami korytarzem. Nie było żadnych okien. Elda czuła, jak zaczyna ją przejmować strach, i świadomie czy też nie wcisnęła się pomiędzy obu chłopaków.
- Czy to jest bardzo daleko? Nie ma tutaj żadnych drzwi ani nic...
Młody Tsuki zmarszczył brwi.
- Dziwnym jest to, że jeszcze nie dotarliśmy na miejsce.
- Bo pewnie nas robisz w konia, szczeniaku. - syknął Kuuhaku za plecami anielicy.
Usłyszeli śmiech. Z oddali, gdzieś z ciemnych głębi korytarza. Był to śmiech łagodny, młodzieńczy, ale coś sprawiało, że z lęku krew krzepła w żyłach. Jednak Shiro nie przystanął ani na chwilkę.
- Jesteśmy prawie na miejscu. Musimy tylko iść przed sie...
Korytarz obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni. Zanim się spostrzegli, gruchnęli w sufit, który teraz był podłogą. Nie zdążyli się pozbierać, kiedy to tunel ustawił się pionowo, zrzucając ich w ciemność. Elda i Shiro zamachali skrzydłami by, mimo szoku, jakoś zapanować nad sytuacją. Jednakże nie było to konieczne, gdyż zaraz po tym wylądowali na czymś przyjemnym i miękkim. Kuuhaku spadł między nich, a jego upadek sprawił, że leżący już podskoczyli bezwładnie na pół metra do góry.
- Co to do cholery ma być? - stęknął białowłosy, podnosząc się na równe nogi i zaniemówił.
Zimny kamień znikł. Otaczała ich niezliczona ilość szkarłatu, aksamitu i miękkich poduszek, a wszystko to podszyte złotą nicią. Mimo, iż znajdowali się w pomieszczeniu, nie było widać ani jednej gołej ściany: zasłony z ciężkiego materiału i arrasy skutecznie wszystko zakrywały. Elda spróbowała się podnieść, przecierając oczy z niedowierzania. Przed nimi znajdowały się piękne, hebanowe drzwi. Bezdźwięcznie otwarły się na oścież.
- Chyba mamy tam iść. - stwierdziła dziewczyna. Wstając, zobaczyła coś pomiędzy poduszkami. Schyliła się i wyciągnęła to: pięknego, mięciutkiego misia. Bez większego zastanawiania się, przytuliła go do siebie i ruszyła w stronę drzwi. Chwilę później stanęła na wyłożonej marmurem posadzce, w niewielkim, ale nadal pięknym i przytulnym przejściu. Diabły zaraz potem ją dogoniły.
- Eldo, lepiej się nie rozdzielać. - Shiro niepewnie rozejrzał się dookoła.
- Słodko tutaj do porzygu. - Kuu też nie był zachwycony otoczeniem. - Załatwiamy co trzeba i wynosimy się stąd.
Elda uciszyła ich gestem. Właśnie zdało jej się, że słyszy melodię. Tak znajomą, a tak odległą. Pełną bólu i nostalgii. Chłopcy nawet nie zauważyli, kiedy zerwała się do biegu. Pędem rzucili się za nią.
- To nie jest dobry pomysł! - zawołał Shiro.
- Właśnie! Posłuchaj swojego kochasia! - zawtórował mu Kuuhaku.
Jednak żaden nie był w stanie jej dogonić. Przyciskając do siebie misia, dotarła do pierwszego rozwidlenia. Spojrzała na dwie odnogi, identyczne, z bogato zdobionymi ścianami. Przez chwilę miała wrażenie, że obraz przed jej oczyma drgnął. Ale nie zważyła na to. Ruszyła dalej, w kierunku muzyki, która ciągnęła ją jak magnes. Napotkała kolejne rozwidlenie i kolejne, a muzyka stawała się coraz głośniejsza. Ignorowała wołania diabłów próbujących ją dogonić. Ona tylko pędziła przed siebie, prowadzona dźwiękiem i niecierpliwością w swoim sercu.
Widziała przed sobą światło, koniec korytarza. Tak, to stamtąd płynęła muzyka! Piękna, nieskazitelna, pełna harmonii. Anielica nie zwolniła, dopóki nie wpadła do pomieszczenia. Było ono duże, okrągłe, zwieńczone złotą kopułą kilkanaście metrów nad ziemią. Tutaj również dominowała krwista czerwień, materiały, poduszki i niezliczona ilość pluszaków. Rozejrzała się. Dookoła otaczały ją drogie, niesamowite meble liczące sobie zapewne setki lat, i takaż kolekcja wszelakich instrumentów. Fortepiany, altówki, kontrabasy, wiolonczele, harfy, flety, gitary i wiele, wiele innych, których nie była w stanie nazwać. Jednak skrzypcowa nuta dobiegała z góry. Podniosła wzrok.
Pośrodku komnaty znajdowało się znaczne podwyższenie, a na nim wielkie łoże z baldachimem i kotarami. Teraz wszystkie były odsłonięte. Anielica, jak zaczarowana, wspięła się po schodach, stopień za stopniem. Nie mogła powstrzymać ciekawości, która nią kierowała, a miś dodawał jej otuchy. W momencie, w którym stanęła na szczycie, Shiro i Kuuhaku dotarli do tej komnaty.  Wołali, by tam nie podchodziła. Ale ona już całkowicie o nich zapomniała.
Na łóżku ktoś siedział. Młodzieniec, starszy od Eldy, to pewne, chociaż zdawał się nie przekroczyć jeszcze wieku dojrzałego. Był szczupły, a rysy jego twarzy, delikatne, prawie kobiecie, otulała grzywa rudych, ale umiejętnie ułożonych włosów, przypominających barwą ogień. Owalne, zielone oczy, nieco rozmarzone i nieobecne, skupiały się na skrzypcach, na których chłopak z niesamowitą sprawnością i lekkością wyczarowywał kolejne nuty. Spomiędzy włosów wystawały różki w odcieniu zgniłej zieleni, a długi ogon w tym samym kolorze, zakończony kolcem o kształcie serca, podskakiwał w takt muzyki. Odzienie rudowłosego diabła było ekstrawaganckie, nieco może do przesady, gdyż swoim ubiorem zdawał się zatrzymać w okresie pierwszej połowy dziewiętnastego wieku. Ale na tle pana Silencio Eldzie już nic nie zdawało się być dziwnym.
- Cieszę się, że przyszliście. - odezwał się nagle chłopak, przerywając grę. Barwa jego głosu była aksamitna jak materiały otulające pomieszczenie. - Już dawno nie miałem gości.
Podniósł swoje spojrzenie na anielicę i uśmiechnął się szeroko. Zadrżała. Cofnęła się o krok. Ktoś o tak łagodnej twarzy nie powinien uśmiechać się w taki sposób. Nie tak przerażająco. Nie powinien mieć tylu kłów.
- Nie przedstawisz się? - rudzielec, ku uldze dziewczyny, przestał się uśmiechać. Przechylił głowę w bok. - Powinnaś być bardziej uprzejma dla mnie, Eldo, inaczej się pogniewam.
- Ja jestem... - wydukała. Pluszak nagle przestał być dla niej tarczą. - Chwila... Przecież wiesz już, kim jestem! Ale skąd?
Spojrzała za siebie. Stojący na dole chłopcy nie wiedzieli, co zrobić. Po prostu patrzeli, sparaliżowani i zaskoczeni.
- Pozwoliłem sobie od razu zajrzeć do waszych umysłów. - zsunął się z łóżka. - Nie za głęboko, rzecz jasna, bo to byłoby niegrzeczne. Więc skoro i tak już poznałem twoje imię, pozwól, że teraz ja się przedstawię. - stanął przed nią. Był o wiele wyższy, chociaż i tak wzrostem nie dorównywał Kuu. Dziwiła się sobie, jak bardzo chciałaby teraz, by on i Shiro byli przy niej, tak, by mogła ich trzymać za ręce. - Szóste dziecko i trzeci syn Pana Piekieł i jego żony, Samaela oraz Luceretii, pan ułudy, fałszu i iluzji, Mefistofeles. - powtórnie wyszczerzył kły. Anielica modliła się w duchu, by tego nie robił. Jednak, zanim się obejrzała, ten jakimś cudem znalazł się na dole. -  Miło mi cię widzieć, Shiro Tsuki, mój siostrzeńcu. - blondyn jedynie skinął głową. - Anielicę również witam w swoim skromnych progach. A ty intrygujesz mnie najbardziej... - podszedł do białowłosego. Mefistofeles z wyraźnym rozmarzeniem przesunął dłonią po jego rzeźbionym torsie, ale diabeł pozostał sztywny jak kłoda, jednocześnie łypiąc niechętnie na rudzielca. - Kuuhaku, mam rację? Ciekawe imię. A może powinienem nazywać cię Elyah?
Chłopak odsunął się od Mefista. Na twarzy silnego zwykle chłopaka zarysował się strach. W rękach już trzymał łańcuchy.
- O co tyle nerwów? - zapytał zaskoczony Mefistofeles. - Przecież to twoje prawdziwe imię. Tak nazwała cię Stella, matka twoja i tej tutaj pięknej anielicy.
Miś, którego Elda dotychczas trzymała, wypadł z jej rąk i odbijając się od stopni, spadł na sam dół.

- O nie, o nie, o nie... - jęknął Silencio, gdy tylko zobaczył wyrwę w murze elektrowni. Spodziewał się najgorszego. Machnął skrzydłami i jak pocisk wystrzelił w tamtym kierunku. Usłyszał wystrzał, a później krzyki. Przyspieszył w locie.
To co ujrzał, wywołało u niego przerażenie i gniew, jakiego nie doznał od lat. Drzewo, ten cholerny chwast, który Silencio od lat utrzymywał przy życiu z dala od świata, czerpiąc z jego mocy korzyści i dając minimalną zapłatę w zamian, wyrwał się na wolność i pełnymi garściami czy też gałęziami czerpał z zaistniałej sytuacji. Pnącza owinęły się wokół ciał trójki dzieciaków, łapczywie zbierając ich ból fizyczny oraz ten, który od lat kłębił się w ich sercach. Mężczyzna wolał nie myśleć, jakie męczarnie przeżywają. Mogli zaraz umrzeć. Co by było, gdyby młody Tsuki i ta anielica zginęli? Co by powiedział Mangetsu i pani Mice? Jeszcze bardziej przeraziła go wizja stracenia Kuuhaku. Dobył broni.
Kosa o dwóch ostrzach. Jedno, nieco już zardzewiałe, należało do niego. Drugie, bliźniacze, było wspomnieniem po kimś, kogo kochał. Kogo nie kochał należycie. Kiedyś myślał, że ta broń wygląda jak przerośnięty kilof, ale oswoił się z tym faktem. Wystarczyło kilka zamaszystych cięć, by odrąbać gałęzie, które pozwoliły sobie na zbyt wiele i oswobodzić ciała ofiar. Dla szerokich, silnych ramion Silencio nie było problemem złapanie i wyniesienie ich wszystkich trzech naraz. Zostawił ich, nieprzytomnych, na miękkiej trawie pod ścianą elektrowni. Tu byli bezpieczni, a on musiał się jeszcze czymś zająć.
Cieszył się, że nikt go nie widzi. O ile ogromne ciało Dona Silencio przerażało samo w sobie, to już po chwili znajomości można się było przekonać, że to raczej dobroduszny zboczeniec. Ale teraz gniew wypełniał go w całości, emanował z każdego pora jego skóry. Spojrzenie mogło burzyć mury, mordować i powalać. Skrzydła zaniosły go na powrót do wnętrza budynku, a tam opadł ciężko przed pniem drzewa. Postawił swoją kosę na sztorc, gotów do ataku.
Gałęzie cofnęły się, a oko zwróciło w jego stronę, z ohydnym, oślizgłym odgłosem.
- Tyle lat, Silencio, mój synu. Tyle lat.
- Nie waż się tak do mnie zwracać. - syknął diabeł. - Nie mam czasu na pogaduszki. Więc nie wyrywaj się, gdy będę odtwarzał twój Sarkofag.
- Zasmucasz mnie, synu. - drzewo jakby specjalnie dało nacisk na ostatnie słowo. - Nie widziałem cię od wieków,  a teraz nawet nie chcesz zamienić paru zdań ze starcem.
- Ani teraz, ani nigdy. Za dobrze cię znam. - Silencio machnął dłonią. Z podłogi natychmiast zaczęły wyrastać kolczaste pędy, gdzieniegdzie pojawiały się czerwone róże, ale tylko na chwilkę, bo roślina natychmiast kamieniała. Kolejne pnącza nakładały się na siebie, odtwarzając ścianę.
- Szkoda. Zaiste, szkoda. Tym bardziej, że w umysłach białowłosych znalazłem coś ciekawego.
- Co niby takiego? - wzrost jakby zwolnił.
- Jesteś ciekaw, prawda? - w głosie drzewa dało się usłyszeć rozbawienie. - Ja też, mój synu, wierz mi. To nęcąca, smakowita prawda. Łącząca ich oboje i ważąca o losach nas wszystkich. Łącząca się z wizją kataklizmu, która torturuje umysł młodego księcia Mefistofelesa. To przepowiednia, zostawiona tam przez pewną potężną istotę. Jednak ja nie jestem w stanie do niej dotrzeć.
- Zaraz zapewne zasugerujesz, że tylko książę jest w stanie dowiedzieć się, o co chodzi?
- Dokładnie tak. I pamiętaj: to ważne, bardzo ważne, mój ostatni, zdradziecki synu.
Ostatnia róża skamieniała, kończąc rekonstrukcję Sarkofagu.


========

Rozdział był długi jak cholera, z 8 stron. Poniosło mnie, co nie? Mam nadzieję, że było nieco szoku :D
Myślę, by wkrótce zmienić tutaj wystrój oraz kilka innych szczegółów, ale na razie tego nie tykam. Póki co, tutaj macie nieco rysowanej radości.


Ta miłość... kocham taką kreskę =D

Do następnego!