czwartek, 8 stycznia 2015

ROZDZIAŁ XI - Occulta praeterita

Tak sobie pomyślałam: napiszę rozdział do końca wakacji.
Kit.
No dobrze, ale do Halloween już się wyrobię!
Gdzie tam.
Do końca roku?
Cóż, trochę po zakładanym terminie, ale nie ma co narzekać, bo tekstu jest na całe 8 stron! Ciężko jest pisać, kiedy wie się, co stać się powinno, ale z jakiegoś powodu słowa... Nie kleją się do siebie. Na szczęście ostatnie 3 strony wyrzuciłam z siebie jednym tchem gdzieś około czwartej nad ranem. Mam obawy, że pogubię się w fabule, ale niechaj dzieje się co chce!
Kiedy następny rozdział powiedzieć nie mogę, bo teraz jest głupi czas w roku dla studenta. Ciary mnie przechodzą i tyle.

君の曲に導かれ竜を追いかけていたはず
kimi no kyoku ni michibika re ryū o oikakete ita hazu



========


Shiro bezbłędnie przeprowadził Eldę przez tłumy kotłujące się na terenach publicznych pałacu, przez armię kupców i handlarzy, nawet nie rozpoznających syna swego dobroczyńcy, który zezwolił im na sprzedaż na terenie swej posiadłości. Anielica, mimo iż wychowała się w kulturze diabłów i aniołów, czuła się nieswojo otoczona tak rozgrzaną aurą rogatych, a i spojrzenia wodzące za jej puszystymi skrzydłami i świetlistą aureolą nie były nadto przychylne. Jednak blondyn pewnym krokiem szedł przed siebie, a jego chude palce zaciśnięte na dłoni dziewczyny zdawały się mówić „nie bój się, już niedaleko”.
Spojrzała do góry i za siebie. Poznała balustrady, którymi Shiro ciągnął ją i Luigino w mniej sprzyjających okolicznościach. Było to zaledwie kilka dni temu, lecz z drugiej strony zdawało jej się być dalekim o całe stulecia. Nie byłaby w stanie nawet przypuszczać, że ten irytujący, poważny i sztywny jak kij od miotły chłopak stanie się jej przyjacielem.
W pewnym momencie gęstwina motłochu zelżała, a oni stanęli pod bramą, sięgającą odległego sufitu, rzecz jasna wykutą z czystego złota, a na obu jej skrzydłach widniał symbol półksiężyca. Strażnicy, odziani w szkarłatne zbroje, nisko skłonili się paniczowi i bez słów otwarli przejście. Shiro pociągnął anielicę dalej, do apartamentów.
- Są dwie opcje, Eldo. - odezwał się nagle, z nienagannym spokojem, jednakże nie patrząc w jej stronę. - Albo twoim życzeniem będą godziny niezmąconego spokoju, lub zapragniesz porozmawiać o tym co się wydarzyło. Niestety, w drugim wypadku prawdopodobnie cię zawiodę.
- Ja bym raczej chciała się na chwilę zatrzymać. - stwierdziła Elda, dość zwalniając kroku i zmuszając diabła do tego samego. - Mam wrażenie, że od jakiegoś czasu przed czymś uciekamy.
Chłopak odwrócił się. Znała już jego chłodny wyraz twarzy, ale tym razem był on przesycony jakąś odmianą troski i zmartwienia. Zwiesił głowę.
- Wybacz. Nie przepadam za tą „halą targową”. Ale teraz możemy zwolnić.
- Po drugie... - głos Eldy utknął na dnie jej gardła. Wiedziała jedno: musiała się na czymś skupić, na czymś innym niż to, czego się dowiedzieli. Wzięła głęboki oddech. - Chodźmy do ciebie. Mam ochotę na duży kubek gorącej herbaty i muszę ci zadać kilka pytań. - mrugnęła porozumiewawczo, a ten drobny gest wywołał rumieniec na śniadej skórze młodego diabła. Dziewczyna zdawała się być zadowolona z faktu, że ma na niego taki wpływ.


Cisza. Radosna i błogosławiona, niezmącona żadną falą dźwiękową cisza.
Mefistofeles czuł wywołany nią niepokój, całkowicie zresztą uzasadniony, a zarazem radość, która to wyciskała krople diabelskich łez z jego zielonych oczu. Nie pamiętał już tej rozkoszy, którą cisza daje. Nie był w stanie sobie przypomnieć, czym ona była. A teraz, w tej właśnie chwili, kiedy odzyskał świadomość w swej własnej komnacie, spostrzegł, że jego umysł jest absolutnie wolny od jakichkolwiek głosów.
Poniekąd rozkojarzony swym szczęściem, rudzielec podniósł się na łokciach, rozejrzał i usiadł na łóżku. Jego bariera zniknęła; więzienie które sam sobie stworzył przestało istnieć. Odgarnął rude kosmyki włosów by powolnymi, okrężnymi ruchami palców rozmasować skronie. Nie słyszał już okropnych szeptów, myśli obcych osób nie wwiercały się mimowolnie w jego świadomość. Czym innym była zdolność czytania w cudzych umysłach, swoją drogą czasami przydatna, a jeszcze czym innym niezdatna do okiełznania umiejętność słyszenia wszystkiego, co pomyśli każda osoba w promieniu kilometra, zmieszanego z podszeptami o nadciągającej wojnie. To w ciągu ostatnich kilku tygodni prawie doprowadziło go do szaleństwa, i, zanim stał się naprawdę niebezpieczny, odciął się od świata. Lecz ta trójka wtargnęła do jego azylu, a on sam był na tyle głupi, że chciał ich skrzywdzić. Było wiele lepszych sposobów na obejście się z gośćmi.
Tą nagłą zmianę zawdzięczał tej uroczej anielskiej dziewczynie, która raczyła go postrzelić, lecz o dziwo nie zadając mu żadnej rany. Czyżby mimowolnie go uleczyła?
W głowie anielicy oraz jej brata (na same wspomnienie jego umięśnionego ciała rudzielcowi ciekła ślinka) kryła się tajemnica. Sekret, który przekraczał rodzinne sprawy. Chłopak czuł, że wszystko to wiąże się zarówno z Piekłem jak i Niebem, a przede wszystkim ze strefą neutralną – Helliadą. Najgorsze jego przeczuć mówiło, że nurtujące go ostatnimi czasy przepowiednie wojny mają z całą tą sytuacją bezpośredni związek.
Wstał i przeciągnął się leniwie. Matka się ucieszy widząc go w pełni sił fizycznych jak i psychicznych. Jakaś kostka w jego karku przyjemnie strzeliła, gdy przekrzywił głowę na bok. Jednak mało kto wie, jak jest naprawdę.
Kiedy nie panuje nad sobą, potrafi być groźny. Ale świadom swego szaleństwa jest jeszcze bardziej niebezpieczny.
Uśmiechnął się szeroko, tak iż zalśniły jego białe kły.

- Słyszałem że wróciłeś, młody. - głos nieco zaniepokojonego Silencio doszedł zza drzwi. Kuuhaku podniósł się, będąc wciąż wpół przytomny po minionej chwili snu. Ułożył kotka na poduszce obok, uważając, by go nie zbudzić. - Mogę wejść? Pogadać chwilkę?
- Ta, szefie. Wbijaj. - burknął Kuu i ziewnął szeroko. Był to pierwszy przypadek  zaśnięcia od dłuższego czasu i chłopak czuł się nieswojo. Zwykle kofeina i jego nienaganne diabelskie geny trzymały go na nogach przez całą dobę.
Drzwi otwarły się a gigant niezgrabnie wcisnął się do małego pomieszczenia które na wyrost zwało się„pokojem”. Było ono ciasne dla mierzącego niecałe dwa metry, a ponad dwa z rogami młodzieńca, a starego biznesmena, jeszcze bardziej rosłego oraz szerokiego w barach, przyprawiało o uczucie paraliżującej klaustrofobii. Uśmiechnął się przepraszająco i usiadł na łóżku, a te zapadło się z bolesnym jękiem.
- Wiem, że jest z ciebie skromny dzieciak, ale jeśli tylko poprosisz, dostaniesz większą kwaterę. - zagadnął Silencio.
- Przychodzę tutaj tylko raz na ruski czas, więc nie robi mi to różnicy. - białowłosy wzruszył ramionami. - Jeśli chcesz pogadać o tej „tajemniczej wiadomości”, to raczej nic z tego, szefuniu.
Smutek i rozczarowanie na twarzy Silencio sprawiły, że Kuu zapragnął zapaść się razem z niezdatnym już zapewne do spania łóżkiem głęboko pod ziemię. Jednakże, ponieważ jego życzenie nijak nie było w stanie się samoczynnie spełnić, ciągnął dalej.
- Pomijając fakt, że ten rudy pacan rzeczywiście chciał nas ubić, przed czym dzieciaki Tsukich ostrzegały, to dowiedzieliśmy się czegoś kompletnie bezużytecznego, a to, co istotne, nadal pozostaje w głowach moich i tej dziewoi. - wyrzucił z siebie z odrobiną zażenowania. - Głównie dlatego, że nie możemy dojść do porozumienia. Nie pytaj, jak to działa, szefie, bo sam nie wiem.
- No dobrze, skoro tak mówisz, to na razie naciskać nie będę. - Silencio skinął głową. - Powiedz mi tylko, młodzieńcze, czym jest to „kompletnie bezużyteczne” coś?
Kuuhaku skrzywił się. Mógł trzymać język za zębami.
- Nic wartego uwagi. Ta durna anielica to moja młodsza siostra.
Mężczyzna spojrzał na niego uważnie, jakby coś było niejasnego w tej odpowiedzi. Wyprostował się i uniósł brwi w lekkim przejawie niedowierzania.
- Znalazłeś siostrę i to dla ciebie nic nie znaczy? - zapytał spokojnie.
- Dokładnie. Coś jeszcze, szefie? - ton Kuuhaku stał się ostry, wręcz nieuprzejmy wobec swojego pracodawcy i opiekuna.
- Nie wiem, co między wami zaszło – gigant nadal przemawiał łagodnym, lecz poniekąd drżącym głosem – ale to jednak twoja siostra. Po latach znalazłeś kogoś, kto jest dla ciebie prawdziwą rodziną.
- Nie wiem, czy zauważyłeś, szefie, ale jestem sierotą i chcę nią pozostać, a moje miejsce jest tutaj.
Gigant splótł palce, a od głębszego zamyślenia odciągał go jedynie ból w plecach, które, z powodu niskości stropu, nawet w pozycji siedzącej musiały pozostać zgięte. Było coś, czego wypowiedzenie paliło go od dawna, ale on – wielki, rozradowany wyznawca epikureizmu – bał się tej szczerości. W ułamku sekundy uznał, że to jest dokładnie ta chwila, w której powinien podjąć ten temat.
- Nie możesz tutaj zostać na zawsze, chłopcze. - rzekł smutno. Spojrzał w stronę białowłosego, by zobaczyć nieco dziecięce zdumienie w zielonych oczach Kuu. - Dokładnie, nie możesz. Lub raczej, nie powinieneś. Nie myśl, że wyrzucam cię na bruk. - uśmiechnął się blado. - Powinieneś zrobić krok naprzód, a nie tkwić w tej cholernej fabryce i pracować, ba! harować dla mnie przez następne tysiąclecia. Dam ci, co tylko chcesz. Jeśli zapragniesz domu: ja ci go wybuduję. Jeśli będziesz szukał pracy: dam ci najlepsze referencje. Chociaż jestem starym głupcem, to też mogę służyć ci radą, tak jak teraz. A wiesz dlaczego? - przerwał, by sprawdzić jaki efekt wywarł na Kuuhaku jego wywód. Zaszokowana, wręcz przerażona mina chłopaka pozostała bez zmian. - Bo jesteś dla mnie jak syn.
- Jak syn...? - powtórzył cicho Kuu. - O... rozumiem, to...
- Wiem, że nie rozumiesz. Jestem świadom, dlaczego wciąż, jak idiota pracujesz dla mnie i wylewasz z siebie siódme poty. - Silencio na chwilę ukrył twarz w dłoniach. - A ja jestem tak bezduszny, że wykorzystuję to bez mrugnięcia okiem.
Chłopak czuł, jak powietrze w jego płucach rozpływa się w nicość. Gardło zaczęło go uciskać, poczuł napływ duszności i delikatnych drgawek.
- Co takiego niby wiesz, szefie?
- Że to bezcelowe, chłopcze. - diabeł silił się na stanowczość, ale sam czuł, jak jego ciało odmawia posłuszeństwa. Wyobrażał sobie tę chwilę wiele razy i za każdym razem przeszywały go ciarki na myśl o tym koszmarze. Jednak, gdy ten moment nadszedł, okazał się być jeszcze gorszym niż to co utkała jego wyobraźnia. - I to... to wszystko... Czuję... nie... Ja JESTEM PEWNY że to tylko i wyłącznie moja wina. Gdybyś tylko wychował się w jakieś przyzwoitej rodzinie diabłów, a nie przy takim starym zboczeńcu jak ja...
Zapadła chwila ciszy, nawet już nie niezręcznej, ale rozpaczliwej. Kuuhaku powoli zaczynał odzyskiwać oddech, a jego głowa układać sytuację w prawidłowy kształt.
- To, czego chcesz, nie może się stać. Przy mnie tylko zmarnujesz siebie, swoje życie. Wiem, w czym jesteś najlepszy. Jeśli masz przyjaciela, to zyskuje on wiernego kompana, twoi wrogowie mają przesrane z góry do dołu, a dla osoby którą kochasz zrobisz wszystko.
- Nawet zaharuję się na śmieć. - dodał cicho chłopak. - Cały czas myślałem, że po prostu jesteś ślepym idiotą albo po prostu: idiotą.
- Nie, nie jestem. I zaufaj mi, życie z rodziną... PRAWDZIWĄ rodziną którą założysz sam, w twoim własnym domu da ci szczęście, a nie to, co wydaje ci się być źródłem szczęścia. A pogodzenie się z twoją siostrą będzie najwłaściwszym krokiem.
- Czyli robiłem to wszystko na marne. - jakieś niezrozumiałe uczucie nędzy i rozpaczy zaczęło ogarniać umysł białowłosego. Kulił się na tym połamanym łóżku, ale tak naprawdę chciał krzyczeć i niszczyć wszystko wokół siebie, rozwalić w drobny mak. Chyba to była jedyna jego prawdziwa umiejętność. Było tyle rzeczy, które chciał powiedzieć, ale nie przechodziły mu przez gardło. Bo teraz już nie miały znaczenia. Ba, nigdy nie miały. Istniała tylko pustka.
- Nie chciałbym tego tak ujmować, ale... wybacz mi, Kuuhaku. - gigant westchnął. - W istocie, twój wysiłek poszedł na marne.


- O cóż takiego pragnęłaś mnie zapytać, Eldo? - Shiro opuścił wzrok by wbić go w kielich koziego mleka, który to kurczowo trzymał w dłoniach. Anielica odłożyła filiżankę  już tylko na wpół zapełnioną zieloną herbatą na stolik nocny i rozłożyła się na łóżku. JEGO łóżku.
Chłopak usiadł po turecku po przeciwnej stronie okrągłego łoża, a w jego nieco zbłąkanym spojrzeniu, który gnał od naczynia z mlekiem do onieśmielającego uśmiechu dziewczyny, można było odnaleźć zakłopotanie. Elda nie mogła powstrzymać chichotu.
- Gdy cię poznałam, miałam cię za twardziela i kawał lodu – rzuciła, jednocześnie zwracając uwagę na sufit, bo widok czerwieni narastającej na twarzy Shiro mógł sprawić, że straci panowanie nad swoim śmiechem – ale w ciągu tych kilku dni pokazałeś mi się z kilku innych stron.
- Sugerujesz, Eldo, że nie jestem „twardy”? - w głosie blondyna, wciąż czerwonego jak burak, można było usłyszeć nutę zawodu.
- Nie, skąd! - zwołała anielica, zrywając się. - Jesteś zajebisty w walce i kiedy się postarasz, to nawet z ciebie dżentelmen!
- „Nawet”? - uniósł brwi.
- Nie czepiaj się szczegółów. - burknęła dziewczyna. Pociągnęła kolejny łyk herbaty. - Chciałabym wiedzieć, jak to się stało, że jesteś smokiem!
Westchnął głęboko, widząc iskierki upierdliwej wręcz ciekawości w jej oczach. Nie był już pewien, czy na pewno tak chciała wyprzeć ze swojej głowy sprawy rodzinne, czy istotnie chciała poznać jego historię.
- Czy wiesz o umowie, jaką mój dziad, Szatan, zawarł ze smokami w świecie żywych?
- Smoki istniały tam, gdzie istnieją ludzie? - błękitne oczka Eldy zalśniły jeszcze jaśniej.
- Czyli nie wiesz. - stwierdził Shiro, mówiąc bardziej do siebie niż do dziewczyny. - Krótko mówiąc: według tego paktu, dusza każdego smoka po jego śmierci trafia do Piekła, gdzie jest przyjmowana z zaszczytami i może prowadzić dogodne życie w diabelskiej formie. Jednocześnie natura gada nie jest eliminowana. Mój ojciec jest właśnie jedną z takich smoczych dusz, a dzięki jego krwi ja oraz moja siostra jesteśmy po części smokami.
Elda nie powiedziała nic, jej usta jedynie ułożyły się w bezdźwięczne „wow!”.
- Ojciec nie wspomina zbyt wiele o czasach, gdy był smokiem w pełnej krasie, ale w Piekle jest największym i najsilniejszym z nich, co za tym idzie: jest ich władcą. - przystopował na chwilę. Miał pomysł, okazję, by powiedzieć coś Eldzie, coś jej uświadomić, tym bardziej, że wsłuchiwała się w jego słowa jak zaczarowana. Wziął głębszy oddech. - Dzięki mojej matce jestem spokrewniony z rodziną królewską, z samym Szatanem, a mój ojciec dał mi potęgę smoka. W ten sposób wiem jaka jest, jaką może być moja moc. Widziałem, jak ty ostatnio nie panujesz nad swoją. Jaki jest tego powód?
Dziewczyna zacisnęła wargi.
- Nie mam pojęcia. To po prostu się dzieje. Mój muszkiet strzela inaczej niż kiedyś.
- Widzisz, Eldo. Tak jak w moim przypadku, odpowiedź może być w twoim rodowodzie. - pospiesznie upił łyk mleka i odstawił kielich, by zbliżyć się do anielicy oraz, mimo zawstydzenia, objąć ją. - Przypuszczam, że to rozwijająca się zdolność będąca spuścizną po twojej rodzinie. Powinnaś się jednak czegoś o niej dowiedzieć.
- Nie chcę o tym myśleć, gadać tym bardziej. - warknęła.
- Unikasz problemu. To źle, Eldo. - chłopak śmielej wtulił się w jej drobne ciałko. Łagodny zapach jej włosów wprawił go w delikatne zawroty głowy. - Przed chwilą byłaś tak łakoma faktów z mojego życia. Zdawało mi się, że jest z ciebie bardziej ciekawska osoba.
- To miał być komplement? - spojrzała na niego spode łba, niby urażona, jednak nie miała zamiaru wyrywać się z objęć.
- To cecha, która sprawia, że robisz głupie aczkolwiek niesamowite rzeczy. Nie jesteś w stanie usiedzieć w miejscu.
- Nie widziałeś mnie przed konsolą. Jestem w stanie siedzieć w miejscu całe dnie. - mimo woli, na jej twarzy zawitał uśmiech, a na policzkach rumieniec, kiedy tylko uczuła łagodny pocałunek.
- Też nie przepadam za twoim bratem, ale pojednanie się z nim to klucz do rozwiązania wielu spraw, o których jeszcze nie wiesz, a wiedzieć byś chciała.
- Shiro, naprawdę chcesz o tym teraz gadać? O nim? - Elda całym swym ciężarem wsparła się na ramieniu diabła, którego to łomotanie serca było już głośne i wyraźne. Igranie z jego naturą powoli zaczynało się jej podobać coraz bardziej i bardziej.
- Jestem jak najbardziej poważny, a ty musisz nad tym pomyśleć. - powiedział, ale jakby już z mniejszym przekonaniem. Anielica uwiesiła się na jego szyi, a to wystarczyło, aby chęci rozmyślania o czymkolwiek innym zaczęły ulatywać z jego umysłu wywiewane łagodnym oddechem dziewczyny.
- Skoro tak bardzo tego chcesz, to proszę. - warknęła Elda. - Powiem ci, jak jest. Nigdy nie miałam rodziny i nauczyłam się żyć bez niej, wiedząc, że jej nie odnajdę ani nie poznam. Jestem sama i samodzielna. A jedyną osobą, która ma prawo nazywać się moim bratem – zmarszczyła czoło, a jej łagodna dotąd aura stała się nagle ciężka niczym ołów – jest Anioł. Ten koleś troszczy się o mnie od... sama nie pamiętam od kiedy. Czasem sam nie jadł, tylko po to bym ja jakoś...
Zacisnęła wargi, zamilkła. Ramiona Shiro oplatały ją coraz ciaśniej, ale nie zważała na to. Po chwili zamyślenia trzasła otwartą dłonią w czoło.
- A niech to! Anioł! Znów o nim zapomniałam! - wykrzyknęła, a jej nagła reakcja o mało co nie przyprawiła młodego diabła o zawał. Dziewczyna zignorowała nawet jego rozczarowaną minę, bezceremonialnie zeskakując z łóżka. - Shiro! Zabierz mnie do Helliady! - rozkazała. Odruchowo przeczesała palcami włosy, dzięki czemu umysł chłopaka całkowicie odleciał w nieznane.
- Teraz, w tej chwili? - wyjąkał ze zdziwieniem, jednakże również stanął na nogi. Spojrzenie jakim uraczyła go Elda przyprawiło go o ciarki, którym nie mogła się oprzeć ani jego diabelska, ani smocza natura. Było pewne mordu i niedowierzania w nieogarnięcie jakim wykazał się młody szlachcic.
- Oczywiście, że natychmiast. - warknęła. - Anioł musi się o mnie martwić, a ja głupia nawet nie pofatygowałam się by dać jakiekolwiek oznaki życia!
Nadal nie pojmując, jakim cudem zachowanie Eldy zmieniło się tak diametralnie a także dlaczego sam pozwala sobą manipulować, Shiro bez słowa otwarł portal.

Chłodnawe powietrze Helliady podsycał delikatny zefirek. Anielica przywykła do tych warunków pogodowych, wychowując się w nich od małego, jednakże blondyn, który dotychczas żył w egotycznym wręcz upale Piekła,  żałował całym swym sercem, że nie zabrał ze sobą chociażby szalika. Z drugiej strony, jedynym i całkowicie wystarczającym ciepłem była dłoń Eldy, którą ściskał tak kurczowo, jakby dziewczyna mogła zniknąć na zawsze wewnątrz labiryntu domów. Chociaż pewnym było, że dziewczyna orientuje się w okolicy, to od kilkunastu dobrych minut zdawali się błądzić po cichym osiedlu.
- Jaki mamy dzisiaj dzień? - zapytała Elda, ze zmarszczonymi brwiami zaglądając w każdy kąt.
- Środę, jak przypuszczam. - Shiro również rozglądał się pieczołowicie, w ogóle jednak nie będąc świadomym dlaczego to tak długo trwa. Pytanie wyrwane z kontekstu w ogóle go już jakoś nie zaskoczyło.
- Czyli powinien dziś sprzątać ten kwartał. Dobrze. - dziewczyna mruknęła pod nosem.
- Lecz, pragnę zauważyć – zaczął cicho chłopak – że ta okolica jest całkowicie opustoszała. Jesteś pewna, że tutaj ktokolwiek mieszka?
- Kij z tym, kto mieszka. Ważne kto...
- …pracuje, dniami i nocami zamartwiając się, gdzie ta durna dziewucha się podziała?
Oboje podskoczyli, gdy męski głos zagrzmiał nad ich głowami, jak miecz przecinając się przez otaczającą ich, nienaturalną ciszę. W pierwszym odruchu Shiro objął Eldę, by w razie potrzeby ją ochronić.
Za nimi, prawie jak z podziemi wyrastając, stanął Anioł. Nieogolony jak zwykle, z przydługimi włosami we względnym nieładzie i dobrodusznym uśmiechem na twarzy z trudem powstrzymywał się od ataku śmiechu na widok tej ich uroczej reakcji, podpierając się kijem miotły postawionej na sztorc.
- Szukałam cię! - warknęła Elda, zwinnie wymykając się z objęć diabła. - Nie było mnie jakiś czas, więc postanowiłam dać znak życia.
- Miło mi słyszeć, że zmądrzałaś. - Anioł pokiwał głową. - Mało brakowało, bym oszalał z tęsknoty za tobą, młoda. - dodał z lekkim sarkazmem. - Twoja „norka” stoi w gruzach, przepadłaś bez słowa, bez niczego, przez kilka dni. I gdzie ja mam cię szukać?
- Przepraszam, że tak wyszło. - mruknęła cicho.
- Dobrze, że przepraszasz, młoda. - mężczyzna poczochrał jej białe włosy silną, twardą od lat pracy dłonią. - Ale na szczęście nie oszalałem z rozpaczy, bo wiem i widzę, że panicz Tsuki się tobą zajmuje! - z szerokim uśmiechem wskazał na Shiro.
- Z-zaraz, co? - zająknęła się Elda. Jej wzrok wodził od blondyna, równie zaskoczonego jak ona, do rozpromienionej twarzy Anioła. - Skąd wiedziałeś, że...? Znacie się?
- Nigdy drogiego panicza nie spotkałem, ale za to dobrze znam jego ciocię Kael! - roześmiał się. - Ta urocza kobieta, która zwykła pijać ze mną oraz świętym Piotrem trunki wyskokowe podczas cotygodniowej rundki pokera, bywa także na co ciekawszych balach w Piekle, gdzie może od swojej ukochanej siostrzyczki Miki dowiedzieć się że ta „przepiękna białowłosa anielica o oczach jak szafiry”, jak to powiedziała, jest kandydatką na żonę dla jej syna! - zrobił przerwę, by z chichotem przyjrzeć się rumieńcom które pojawiły się na policzkach Eldy i Shiro, a gdy już mieli zacząć zaprzeczać, kontynuował dalej. - Od czasu, kiedy szukał cię tutaj ten rudy czort ze swoją siostrą, coś cię ciągnie do Piekła, młoda, więc żaden inny anioł być to nie mógł. I tak rudzielec wcześniej gadał coś o Tsukim, a skoro pojawiłaś się tutaj z jakimś tajemniczym młodzieńcem, wnioskuję że to panicz we własnej osobie!
Diabeł, zapominając języka w gębie, skinął nieznacznie głową, spoglądając na Anioła jak na kosmitę.
- Jakby to powiedzieć... Wow. - odezwała się Elda po chwili ciszy. - Wszystko się zgadza. Czyli wiedziałeś, gdzie jestem i niepotrzebnie się tutaj fatygowałam?
- Gdybyś po prostu wpadła odwiedzić mnie, to bym się nie obraził. - mina mężczyzny nieco zrzedła. - Ale fakt, wiedziałem. I pomimo twojego braku poszanowania dla mojego zdrowia psychicznego, nie wariowałem ze strachu o ciebie.
Dziewczyna bez zbędnych już słów przytuliła Anioła w ramach przeprosin. Ten burknął coś pod nosem i łaskawie poklepał ją po plecach.
- Idź i nie grzesz więcej. - parsknął.
- Elda pozostanie w pałacu mojej rodziny. - odezwał się wreszcie Shiro. - Obiecuję objąć ją opieką.
- Czyli okazji do grzechu będzie wiele... - mężczyzna zaśmiał się grubiańsko, ignorując zażenowaną minę Eldy. - Ale poza tym, cieszę się, że masz wreszcie faceta. Jeśli jednak przez ciebie – pogroził blondynowi palcem – młoda będzie ryczeć, to nie powiem gdzie ci ten kij od miotły wepchnę.
- Wypraszam sobie. - Shiro wyprostował się mierząc Anioła pełnym pogardy spojrzeniem. - Kiedy biorę kogoś pod swoje skrzydła jestem zobowiązany zadbać o zdrowie fizyczne jak i psychiczne mojego gościa.
- A jaki wyrachowany w gadce... - anielski sprzątacz oparł ciężar ciała na miotle. - Sądzę, że nie ma co was zatrzymywać. Adios!
- Jeszcze jedno, Anioł. - dziewczyna wzięła głębszy wdech. - Pamiętasz takiego napakowanego diabła, którego kilka lat temu powstrzymałeś od zabicia mnie, a który od tamtego czasu regularnie uprzykrza mi życie?
- Nie mów, że to on tak urządził twoje mieszkanko! - ramiona Anioła opadły, a Elda łącznie z blondynem smutno pokiwali głowami. - Ja rozumiem, młoda, masz swoje na sumieniu ale coś takiego...?! - zacisnął palce na trzonie miotły. - Urwę mu ręce przy samej jego czarciej dupie!
Dziewczyna gestem dłoni stłumiła jego zapał, a sam wyraz jej twarzy przyprawił go o uczucie niepewności.
- Ten cały Kuuhaku tak naprawdę ma na imię Elyah i jest moim bratem.
Dla Anioła czas jakby stanął w miejscu, kiedy ta niecodzienna para złożona z anielicy i diabelskiego panicza zaczęła jeden przez drugiego opowiadać: to o balu, to o drzewie z okiem, o jakieś ukrytej informacji i nierozważnej wizycie u Mefistofelesa. Z każdym pochłanianym słowem jego uśmiech bladł, a na nieogolonej twarzy coraz wyraźniej rysowały się zmarszczki, jakie dotychczas zadało mu życie. Poczuł, że miotła wkrótce nie wytrzyma naporu jego ciała, gdy usłyszał o tym, że broń dziewczyny strzela inaczej niż dotychczas, silniej.
- Dobrze się czujesz? - troskliwy i nieco przestraszony głos Eldy dotarł do niego jak z oddali. Wyprostował się i pokręcił głową.
- Zamiatałem dzisiaj dwie dzielnice. Chyba czas na mnie by się położyć, młoda. - starał się brzmieć jak najbardziej przekonująco. - Ale wreszcie odnalazłaś kogoś z rodziny. To cudownie.
- Nie bardzo, Anioł. Nie wiem czy się śmiać czy płakać. - powiedziała dziewczyna oschłym tonem.
- Wiesz, pogadajmy o tym wieczorem. - uciął mężczyzna. - Mogłabyś wpaść do Piotrka, tak około dwudziestej? Możesz przyjść ze swoim nowym ukochanym. - z krzywym uśmiechem skinął w stronę Shiro, a ten odwdzięczył się tym samym.
- Dobrze, wpadnę. Mam nadzieję, że jeszcze będziesz trzeźwy. - zaśmiała się.

Machał jeszcze im na pożegnanie, gdy trzymając się za ręce przeszli przez portal prowadzący do Piekła. Dawno nie widział takiej radości na twarzy Eldy, a jej sztywny jak słup soli kochaś również wydawał się być zadowolonym z towarzystwa dziewczyny. Błysnęło światło, przejście zamknęło się bezszelestnie.
- Uroczy widok. - mruknął Anioł pod nosem, zastanawiając się, czy jest jeszcze sens wracać jakiejkolwiek pracy. - Niedobrze, bardzo niedobrze.
Nawet jako istota nieśmiertelna czuł fizyczne zmęczenie związane z zamiataniem każdego zakątka Helliady po kolei, ale na szczęście jego umysł był nadal jasny. Krew płynęła szybciej w jego żyłach, serce łomotało. Ruszył przed siebie wyludnioną uliczką.
- Cholernie niedobrze jest.
Wiedział doskonale, gdzie teraz powinien się udać. Machnął kilka razy skrzydłami by wznieść się ponad szarymi budynkami oraz czym prędzej dotrzeć na miejsce. Mimo iż większość mieszkańców Helliady była skrzydlata, to w dobrym tonie było odbywać piesze podróże. Jednak, jako osoba o wyglądzie żula, Anioł nie dbał o savoir vivre.
Dzielnica pełna zimnych bloków ciągnęła się w nieskończoność, oddzielona od faktycznej części miasta lśniącą rzeczką, ale tam, na horyzoncie, majaczył jeden większy gmach i był punktem docelowym. Anioł opadł nagimi stopami na surowy, płaski dach trójkondygnacyjnej konstrukcji i spojrzał w dół.
Na dole było aż czarno od lśniących, ekstrawaganckich motocykli wszelkich gabarytów i typów, zaparkowanych w nieco chaotycznym rzędzie. Na większości widniał ten sam znak: białe, wystrzępione anielskie skrzydło. Wokół maszyn kręciła się grupka złożona z aniołów, diabłów, demonów oraz ludzkich dusz, i każdy bez wyjątku wyglądał co najmniej groźnie, przyobleczony w skóry bądź prezentujący pokryte tatuażami umięśnione barki.
- Hej! - zawołał Anioł, a twarze kilku z tych podejrzanych osobników zwróciło się w jego stronę. - Gdzie szef? Muszę z nim pogadać, to sprawa życia i śmierci.
- To znowu ty? - jęknął jeden z nich, przysłaniając dłonią oczy, gdyż popołudniowe słońce go raziło.
- Czego znowu tutaj szukasz? - warknął ktoś inny. - Wiesz ilu straciliśmy przez twoje ostatnie zlecenie?
- Ubolewam. - rzucił sucho Anioł. - Ale tym razem potrzebny mi jedynie wasz szef.
- Skończ się już drzeć, Bezimienny.
Na dźwięk tego szorstkiego głosu mężczyzna obrócił się na pięcie. W drzwiach prowadzących na dach stał młodzieniec. Chociaż lśniąca nad jego jasnymi włosami aureola oraz puszyste białe skrzydła wskazywały na anielskie pochodzenie, to chuda i kanciasta postura i takaż twarz przywodziły na myśl bezlitosnego demona. Przenikliwe, głęboko osadzone oczy prawie że przebijały Anioła na wskroś ostrym jak brzytwa spojrzeniem.
- Ah... Nie musicie już się zamartwiać! Szefu sam się znalazł! - rzucił Anioł przez ramię i odwrócił się do młodzieńca. - Jak leci, Joshua?
Nie siląc się na odpowiedź, chłopak sięgnął do wewnętrznej kieszeni kurtki, by wciągnąć zeń paczkę papierosów i zapalniczkę. Ignorując gościa, odpalił fajkę i niespiesznym krokiem podszedł do krawędzi dachu.
- Mówiłeś że rzucisz. - westchnął mężczyzna, drapiąc się po zaroście.
- Ja mówiłem, że rzucę – zaczął Joshua – a ty, że dasz mi i moim ludziom święty spokój.
- To sytuacja wyjątkowa!
- Jakby to już gdzieś słyszał. - zaciągnął się solidnie. - Chcesz jednego? Dobrze ci zrobi.
- Ty mi tutaj używkami oczu nie mydlij. Młoda znalazła brata!
Joshua spokojnie wypuścił dym z ust i z jako takim zrozumieniem skinął głową.
- Mów dalej.
- Jej muszkiet jest poza jej kontrolą, rodzony brat raczej wolałby się z nią pozabijać, do tego wiedzą o Przepowiedni!
Teraz to blondyn obrócił się jak oparzony. W jego wrogich oczach zalśniła iskra lęku.
- Jak to: wie? Skąd?
- Jakieś czytające w myślach drzewo im powiedziało, mniejsza. - Anioł machnął ręką. - Byli już z tym u Mefistofelesa, ale on nie jest w stanie wyciągnąć z nich treści tej Przepowiedni, dopóki skaczą sobie do gardeł.
- Podobno rudy pedał jest niespełna rozumów. - usta Joshuy wykrzywiły się w nieprzyjemnym uśmiechu. - Wyszli z tego cało?
- Bez uszczerbku na zdrowiu, ale to ryży właśnie powiedział im o pokrewieństwie. Na szczęście, na razie są w kropce.
- Urzekła mnie twoja historia, Bezimienny. - chłopak zaciągnął się po raz kolejny. Anioł był pewny, iż pomimo usiłowań utrzymania posągowej miny, dłoń dzierżąca papieros delikatnie drżała. - Jednak czego chcesz ode mnie?
- Przekabać rudego na naszą stronę. - odrzekł mężczyzna. - Jesteś jednym z niewielu, na których demoniczne sztuczki nie mają wpływu, a jasnowidztwo Mefistofelesa może nam się przydać.
- Jeśli sądzisz, że chociaż zbliżę się do tego ścierwa – teraz w spojrzeniu chłopaka palił się żywy ogień, a spokojny dotąd głos zagrzmiał jak burza – to chyba czas zaprzestać naszej małej współpracy!
- Joshua, posłuchaj...
- To TY mnie posłuchaj! - wbił chudy palec w pierś Anioła. - Nie lubię cię, stary, ale toleruję. To tylko i wyłącznie dlatego, że oboje sobie coś zawdzięczamy. Ty mnie: życie; ja tobie: wolność. Ale jeśli sądzisz, że z tego powodu możesz prosić o coś takiego...!
- Faktycznie, mam jeszcze jedną prośbę, młody. - zarechotał Anioł. - Powiedz swojemu bratu, by szykował wojska, bo jeśli teraz nic nie zrobimy, to nam się tutaj zrobi kolejna wojna.
Joshua warknął coś pod nosem i rzucił niedopałek. Obszedł dach kilka razy dookoła, klnąc w bezsilnej złości i raz po raz łypiąc na pozornie zwykłego sprzątacza. Jednak nagle zatrzymał się, wpatrując w odległe o wiele kilometrów centrum miasta. Ramiona mu nieco opadły, oddech się ustabilizował.
- Może po prostu powiesz młodej prawdę? - zapytał cicho.
- A ty wyjawisz swoim chłopakom, czyim braciszkiem jesteś? - rzucił Anioł złośliwie. Joshua nie odpowiedział ani słowem. - Widzisz? Niektóre tajemnice powinny zostać poza światłem dziennym, dla dobra ogółu. Łącznie z moim imieniem, dla mojego własnego dobra w tym wypadku.
- Niech ci będzie. Zrobię to, czego chcesz.
Anioł podszedł bliżej.
- Nie wiemy jak brzmi cała Przepowiednia, ale nie chcę, by młoda dowiedziała się pierwsza. - gestem pokazał chłopakowi, że jednak ma ochotę na papierosa. - Chcę tylko, by Mefistofeles był do dyspozycji w dowolnej chwili. Jeśli nie uda ci się przemówić do jego rozsądku, możesz go tutaj przyprowadzić. Siłą.
Dym zatańczył na popołudniowym wietrze.



========

Rozdział zakończymy stałym elementem każdej noty, czyli mniej lub bardziej udane rysunki i nie tylko! =D jjjak to brzmi..

Po pierwsze, naprawienie wizerunku Mefista, bo ten ostatni, słitaśny art mnie doprowadza do szału.


Jestem beznadziejna w markerach (które są beznadziejne same w sobie) ale się staram. W miarę możliwości.


Po drugie, szybkie rysunki z okresu wakacji. Technika kryklania, jedna z najlepszych xD

W ładnej knajpce w Solinie.

I pizzeri w Przemyślu.



Tu powinno być jeszcze coś, ale zachowam to na później, więc kończymy na wysokiej nucie, a dokładnie na gamie c



Założeniem było trenowanie kreski Disneya, ale nie o tym mowa.


piosenka przeciwna do "Inferno CRY" =3