Wtorek wieczór, czas wstawić kolejny rozdział. Mam ochotę strzelić sobie w łeb. Nic nie zrobiłam, by ściągnąć tu więcej ludzi od Reneé i Yakury. Moja nieudolność w komunikacji międzyludzkiej wychodzi bokiem nawet w durnym internecie. Nie dziw, że facebook mnie nudzi.
Trudno mi się pisało ten rozdział i przyznam się, momentami wydaje mi się... bez sensu. Już go popoprawiałam ale nadal coś mi tu nie pasi... Ale jedno jest pewne. Kocham dwulicowość Shiro.
OMG it was a spoiler.
戦争をしましょう。
Sensō o shimashou.
========
Labirynty złotych korytarzy ciągnęły się w nieskończoność. Wciąż ubezwłasnowolnieni przez obroże, nie mieli innego wyboru niż podążać za... no właśnie, kim? Elda pierwsza wyrwała się z szoku i zabrała głos.
- Może wreszcie powiesz nam, kim naprawdę jesteś? - zagadnęła dziarsko. Blondyn zatrzymał się.
- Proszę o wybaczenie. – uczynił przed nią głęboki, nonszalancki ukłon. Na jasnej twarzyczce anielicy pojawił się lekki rumieniec. – Jestem Shiro Tsuki, pierworodny syn Mangetsu i Mikatsuki, dziedzic rodowej posiadłości. Nie przedstawiłem się wcześniej, woląc pozostać anonimowym.
- Anonimowy to ty byłeś aż do przesady! – fuknął Luigino. – I to było wredne!
- Ah, przestań, gdyby nie on to byśmy nie żyli! – dziewczyna pacnęła rudzielca w głowę. – Właśnie... Dlaczego to zrobiłeś? I co zamierzasz?
- Wasza śmierć byłaby bezcelowa, a uspokojenie mojego ojca nie jest dla mnie większym problemem. – obrócił się na pięcie i ruszył dalej. Właśnie mijali wąskie przejście pomiędzy armią złotych posągów, przedstawiających niezbyt sympatycznie wyglądających czartów. - Z równą łatwością mógłbym poprosić go o zwrócenie wam wolności.
- To dlaczego mamy jeszcze te obroże na szyi? - anielica podejrzliwie spojrzała na młodego Tsuki.
- Ponieważ wolałem załatwić to na osobności. Nie wyglądacie na niebezpiecznych, a Ventosa Exterminatore pokonaliście tylko dzięki szczęściu i wodzie święconej. – nieco skrzywił się na samo wspomnienie tego płynu. – W innym wypadku nie mielibyście szans. Krótko mówiąc, jesteś wolna, anielico.
Pstryknięciu palcami towarzyszyła szybka dematerializacja świetlistej obroży. Elda dla pewności sprawdziła, czy na pewno nic nie krępuje jej karku.
- Naprawdę? Dzięki. – rzuciła, trochę niepewnie.
- Chwila, ale co za mną? - Lui pociągnął za obręcz, z której jego akurat nie oswobodzono.
- Powiedziałem wyraźnie. – wyprostował się Tsuki, jakby oburzony, że musi tłumaczyć. – Jesteś wolna anielico i nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.
- Chwila, tobie znowu chodzi tylko o to, że ja jestem aniołem a ty diabłem, tak? - Elda, pod wpływem impulsu, chwyciła blondyna za fraki, lub raczej za te kilka sznurków które stanowiły okrywały jego górną część ciała. Był od niej sporo wyższy, ale ani wzrost, ani piorunujące spojrzenie, ani przerażająca, śmiertelna powaga nie zbijały ją z tropu. – Jesteś okropny! Zgrywasz się, udajesz wielce wielkodusznego pana, a tak naprawdę się brzydzisz! I nie zaprzeczaj, bo to widzę! Brzydzisz się aniołów!
- Nie zaprzeczam. – odparł spokojnie. – Każda niebiańska istota napawa mnie odrazą.
Białowłosa odepchnęła go od siebie. Miała na końcu języka tony uwag, jednak z jakiegoś powodu wolała z nich nie korzystać.
- Wszystko jedno! – prychnęła. – Ale wypuść tego dzieciaka, a mnie zostaw w zamian! On wziął się tam tylko przypadkiem, nawet się nie znamy. Dopiero co sam mówiłeś przed swoim ojcem, że działał tylko dla swojej obrony.
- Skoro się nie znacie, to co cię on obchodzi? Wy, anioły, zawsze wtykacie nosy w nieswoje sprawy, szczególnie w sprawy Piekła. – jego ton stawał się coraz bardziej oschły. Nawet powietrze wydawało się suchsze i zimniejsze.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz, koleś? - warknęła. – Ja się nie wtykam w niczyje sprawy, po prostu chcę być uczciwa.
Shiro Tsuki założył ręce na piersi, biorąc głęboki oddech. Wyraźnie miał dość albo tej rozmowy, albo właśnie tej pyskatej anielicy.
- Po prostu wracaj do swojego domu. Pewnie już się ktoś tam o ciebie martwi.
- O mnie, martwić? W moim domu? Ha! Dobre sobie! – dziewczyna parsknęła wymuszonym śmiechem. – To się zawiedziesz, koleś! Nie mam rodziny ani bliskich i mieszkam w małej, ciemnej klitce! Specjalnie do domu mi się nie spieszy, więc z łaski swojej, wypuść Luigino! Co ci zależy? Na niego przynajmniej czeka jego siostra.
Elda, zdyszana po pełnym nerwów słowotoku, zainicjowała chwilę ciszy. Lui już od dłuższego czasu stał z boku i przypatrywał się, jak ważą się jego losy. Chociaż chciał już kilka razy się odezwać i nie dopuszczono go do głosu, teraz tym bardziej stracił odwagę.
- Jesteś uparta, anielico. – stwierdził blondyn.
- Ty też. Dlaczego po prostu nie odpuścisz?
Twarz śniadoskórego diabła wykrzywiła się w zniesmaczonym grymasie.
- Miałem już okazję ostrzec twego „towarzysza broni” aby uważał, jakie słowa i do kogo kieruje. Uraził poniekąd moją dumę, więc taka mała kara w postaci służby nie powinna mu zaszkodzić. Przy okazji, przyda mi się błazen.
- To... o to chodzi? - zdziwiona Elda załamała ramiona. – Naprawdę tylko o to? Przecież to jeszcze głupi szczeniak, sam nie wie do końca co mówi!
- Hej, dlaczego „szczeniak”? - rudzielec nagle postanowił się odezwać, jednak nikt nie raczył zwrócić nań uwagi.
- To jest Piekło, anielico. – rzucił przez kły. – Może w Niebie miłosierdzie do bliźnich jest oczywistością, ale tutaj kierujemy się innymi zasadami. Tu panuje rygorystyczna hierarchia, którą każdy jest zmuszony przestrzegać. I tak idę wam na rękę, walcząc o wasze życie u mojego ojca. – blondyn uśmiechnął się, jednak w jego wykonaniu uśmiech nie miał nic wspólnego z sympatią. – Nie znaczy to jednak, że będę łaskawy cały czas.
Białowłosa spuściła głowę, nie będąc pewną, co ma zrobić. Oczywiście, los ledwo co poznanego chłopca, do tego diabła, winien być jej obojętny, tym bardziej, że czeka go jedynie służba. Jednakże jaką by ta służba była, jak wielkiemu tyranowi? Poza tym, jak długo ten stan rzeczy miałby się ciągnąć? Teraz mogła jedynie przeklinać swoją anielską naturę.
Wyprostowała się i podparła pod boki. W jej oczach zalśniła pewność siebie.
- Wypuść go. – powiedziała stanowczo.
- Nie mam zamiaru. – diabeł zawrócił i ruszył przed siebie, ciągnąc za sobą Luigino na niewidzialnej smyczy. Elda postanowiła poprzeć swoje żądania czynami. Błyskawicznie zmaterializowała w swej dłoni biały muszkiet, po czym, okręcając broń na palcu, wycelowała w obrożę na szyi rudego chłopca, modląc się, by trafić. Pociągnęła za spust.
Kulka, stanowiąca czystą anielską energię, nie trafiła w cel. Nim ktokolwiek zdążyłby mrugnąć okiem, w dłoni Tsuki'ego pojawiła się długa, jednolita włócznia z nieokreślonego tworzywa, a on sam, wykonując niemożliwy dla śmiertelników i większości mieszkańców zaświatów szybki obrót, precyzyjnym uderzeniem odbił kulę, wprost do lufy z której dopiero co wypadła. Muszkiet zalśnił, jakby sam był zdziwiony powrotem tego, co przed chwilą wystrzelił, a Elda została odrzucona w tył. Bezwiednie upadła na posadzkę.
- Przykro mi, ale to nie będzie takie łatwe. – diabeł podszedł do niej powolnym krokiem, kiedy ta usiłowała się podnieść. Siła uderzenia nie była wielka, jednak coś nie pozwalało jej stanąć na nogach. Poczuła ostrze broni na swoim gardle. – Jeśli chcesz walczyć, od razu się poddaj.
- Wolałabym najpierw skopać ten twój naburmuszony tyłek! – warknęła Elda. Muszkietem odtrąciła włócznię i podniosła się. Śniadoskóry westchnął ciężko.
- Nawet jeśli zawdzięczasz mi życie? Jak uważasz, anielico.
Obrócił broń w palcach z zadziwiającą zręcznością, po czym trzonem uderzył w podłogę. Można było odnieść wrażenie, iż zatrząsł się cały budynek i było to chyba bliskie prawdy, gdyż od miejsca uderzenia zaczęły się rozchodzić wyraźne pęknięcia. Dziewczyna odsunęła się, nieco wystraszona spoglądając na rozszerzające się rysy, które szybko objęły całą powierzchnię korytarza.
- Co ty chcesz...?
Kolejne uderzenie rozsypało posadzkę pod ich stopami w drobny mak. Zanim dziewczyna się zorientowała, zaczęła spadać. Sparaliżowana zaskoczeniem, słyszała tylko drącego się w oddali Luigino. Muszkiet zniknął z jej dłoni. Zamglonymi oczyma spojrzała w dół, kiedy poczuła dochodzący z tamtej strony żar. Kilkadziesiąt metrów pod nią bulgotało jezioro magmy.
Ten widok sprawił, że oprzytomniała i zerwała się do lotu, rozglądając się bacznie wokół. Otaczały ją kamienne ściany, oświetlone jedynie blaskiem gorącego płynu pod jej stopami. Strop nad nią pojawił się znikąd i uniemożliwiał ucieczkę. Obróciła się w powietrzu. Rudzielec nadal coś krzyczał, ale ona nie była w stanie rozróżnić słów. Obroża na jego szyi jakby ożyła: wyłoniła się z niej plątanina sznurków, które skrępowały wszelkie ruchy chłopca i przygwoździły go do ściany jaskini. Anielica chciała rzucić się mu na pomoc.
- Uwolnię go, jednakże musisz najpierw chociaż mnie drasnąć. – głos Tsuki'ego niespodziewanie rozległ się za jej plecami. Głębia jego brzmienia przeszyła jej ciało na wylot, wywołując lodowaty dreszcz. Odskoczyła, oglądając się za siebie. – I zrób to, zanim stracisz życie.
Skrzydła unosiły chłopaka tuż naprzeciw niej. W szczupłych dłoniach dzierżył włócznię, gotów atakować w każdej chwili. Chociaż chłód w jego oczach pozostał taki sam, Elda czuła jak bije od niego ciężka, demoniczna aura, która powoli ją osłabiała i utrudniała oddech. Nawet ten gigant, którego dopiero co rozpuściła na Ziemi, nie miał emanował taką energią. Inaczej, nie czuła jej jeszcze ze strony żadnego z dotychczasowych przeciwników. Na szczęście utworzenie broni nie stanowiło problemu.
- Oberwiesz i to nie raz! – syknęła, koślawo udając pewność siebie, która zdążyła się diametralnie skurczyć. Sama już nie wiedziała, dlaczego się w to wpakowała, ale musiała brnąć dalej. Wycelowała i strzeliła, lecz i tym razem blond-włosy diabeł odbił kulkę bez najmniejszego wysiłku. Spojrzał na nią wyczekująco.
- Czy to wszystko, na co cię stać? - westchnął. Bez ostrzeżenia, rzucił się na dziewczynę, w płynnym i szybkim ataku. Ta, nim zdążyła zareagować, miała już ranę wzdłuż prawego ramienia. Zatrzepotała skrzydłami i usunęła się na bezpieczniejszą odległość, jednak Tsuki nie ustępował. Zimny metal wciąż kaleczył jej ciało, nie dając szansy obrony, a nie mówiąc już o oddaniu strzału. Po chwili wszystkim, co mogła zrobić, było zasłanianie się kolbą muszkietu. Sparowała uderzenie i odepchnęła diabła od siebie, a obracając broń w ręce, o włos nie trafiła go nią w głowę, jednak dzisiaj chyba miała wyjątkowego pecha. Wykorzystując okazję, władowała w stronę jego kilka strzałów, jednak te sekundę później śmignęły obok jej uszu, powtórnie odbite przez włócznię.
- To nie fair! - krzyknęła. Teraz bez zastanowienia parła w jego stronę, coraz sprawniej neutralizując ataki milczącego i całkowicie spokojnego przeciwnika. Chociaż od lat polegała na swojej broni „palnej”, wiele by teraz dała za jakikolwiek miecz. Czuła, że Tsuki powoli spycha ją w dół, w stronę lawy. Wzięła się w garść i solidnie zamachnęła muszkietem. Bronie skrzyżowały się, a oboje napierali tak bardzo, że dzieliły ich od siebie już tylko centymetry. Odczuła jego oddech na swoich policzkach. Determinacja mieszała się w niej ze strachem, którego za nic nie chciała dać po sobie poznać, jednak jej oczy zdradzały wszystkie jej obawy.
- Nawet jeśli się poddasz, możliwe że zginiesz.
- Spodziewam się.
- Więc jakie są twoje zamiary?
- Też chciałabym o to zapytać ciebie.
- Dlaczego tak?
- Najpierw walczysz o to, byśmy nie zginęli z powodu błahostki, później przez inną błahostkę chcesz się mnie pozbyć. Gdzie w tym sens?
- Puściłem cię wolno, to ty wybrałaś taką drogę.
- Walczę dla kogoś, komu nie zwróciłeś tej wolności. Nawet jeśli zginę, to z czystym sumieniem. Jestem aniołem i przyjaźń, chociaż przelotna, ma dla mnie znaczenie.
- Brak ci zdrowego rozsądku, anielico.
- Nie rozumiesz. Przypuszczam, że nigdy nie miałeś dla kogo się poświęcić.
Białe oczy diabła rozszerzyły się w całkowitym zaskoczeniu. Świst włóczni połączył się ze smugą metalowego pręta, który boleśnie cisnął Eldę na kamienną ścianę. Krzyknęła z bólu. Jej obolałe kończyny odmawiały posłuszeństwa, a krew z rozbitej głowy zalewała pole widzenia. Ale widziała go. Widziała sylwetkę Shiro Tsuki'ego, który zaczął szarżować prosto na nią, z ostrzem wycelowanym w jej serce. Uśmiechnęła się blado. Podniosła po raz ostatni i resztkami sił muszkiet i pociągnęła za spust. Oboje musieli być zaślepieni przez emocje, ale fortuna zadziałała na korzyść dziewczyny.
Kulka z hukiem wyskoczyła z lufy i trafiła bezpośrednio w sam czubek ostrza włóczni. Rozległ się metaliczny dźwięk, a broń rozsypała się w rękach trzymającego ją diabła. Odłamki zdematerializowały się w powietrzu. Tsuki, bynajmniej nie spodziewający się takiego obrotu spraw, cudem zatrzymał się tuż przed wbitą w ścianę anielicą. Po raz pierwszy na jego twarzy pojawiło się coś na kształt strachu, z jakim wpatrywał się w swoje puste dłonie.
- Hej, ty... - cichy głos Eldy wytrącił go z osłupienia. – Przegrałam, prawda? Możesz mnie dobić! – zaśmiała się przez łzy. – Dobij mnie, bo i tak nie dam rady się już ruszyć... W sumie, dobrze się stało... Śmierć osieroconego anioła nie zaboli nikogo tak jak zgon panicza z wysokiego rodu, mam rację...? I tak nie miałam szans...
Powieki stały się jej zbyt ciężkie, a pogruchotane i przyozdobione ranami ciało odczepiło od kamienia po czym runęło w stronę lawy. Dziewczyna stopniowo traciła świadomość. Wiedziała, że to koniec. Powoli ogarniał ją gorąc, nieznośny i zabójczy.
Lecz ten nagle ustał, zmieniając się w przyjemne, bezpieczne ciepło. Ciepło drugiej osoby. Elda czuła, że ktoś trzyma ją w ramionach, lecz nie miała już siły by sprawdzać, kto. Zemdlała.
Nie wiedziała, co ją obudziło. Pewnym było jedynie to, że nagle otworzyła oczy i zerwała się zdyszana. Wzięła kilka głębokich oddechów.
Elda rozejrzała się. Znajdowała się w przepięknym, jasnym pokoju. Nie był on za wielki, za to wszelkie meble, tak samo jak ściany, były bogato zdobione i wykonane jakby z masy perłowej. Ona sama leżała na sporym, okrągłym łóżku, okryta jedwabną pościelą w stosownej do reszty pomieszczenia tonacji. Zaraz obok, prawie wtulając się w nią spał skulony Luigino, już bez obroży na szyi. Z sympatią pogłaskała malca po głowie. Zauważyła, że jej ręce były pozbawione ran, które otrzymała w walce. Nic czuła już żadnego bólu, nawet roztrzaskana głowa zdawała się być cała. Brak też było jakichkolwiek śladów krwi.
- Obudziłaś się, anielico.
Obróciła się gwałtownie w stronę skąd dochodził głos.
- To ty? - przetarła oczy, zdziwiona na widok Shiro Tsuki'ego stojącego w drzwiach. – Co się stało? Dlaczego jestem... tutaj?
- Wygrałaś bitwę. – podszedł do łóżka i stanął nad nią. Mogłaby przysiąc, że na jego twarzy widać było cień troski. Mimo wszystko odsunęła się nieco od blondyna.
- Jak to: wygrałam? Przecież nawet nie udało mi się ciebie trafić!
Diabeł odwrócił wzrok. Ciemna cera jego policzków jakby się zaczerwieniła.
- Owszem, udało. Na tyle boleśnie, że dało mi to do myślenia.
- Raczej nie rozumiem. – jęknęła białowłosa. – Właściwie, co to za miejsce? I jak widzę, uwolniłeś Luigino, prawda?
- Tak, uwolniłem go. – obszedł łóżko dookoła. – O dziwo, okazał się na tyle ci wdzięczny, że chciał zostać przy tobie, dopóki się nie obudzisz. – Elda uśmiechnęła się na te słowa. Słyszała pochrapującego rudzielca za swoimi plecami. - A ta komnata jest częścią moich apartamentów w tym pałacu. Musiałem cię tutaj przenieść na te kilka godzin, aż ozdrowiejesz. Parę zaklęć przyspieszyło i wspomogło regenerację twojego ciała, więc jak sama pewnie zwróciłaś uwagę, nie masz już ani jednej rany.
- Zauważyłam. Ale, zaraz... Jeśli to jest twój pokój, to te łóżko...? - sama zaczerwieniła się jak burak, nie wiedząc, czy powinna natychmiast zeskoczyć z łoża. Przecież należało do jakiegoś nieznanego jej chłopaka, do tego diabła. Spojrzała w dół i coś sobie uświadomiła. – A gdzie moja tunika?
To co miała na sobie, przypominało przydużą koszulę z czystego lnu. Patrzyła to na siebie, to na Tsuki'ego, który był teraz równie czerwony co ona.
- Twoje odzienie... - słowa przychodziły mu z trudem. Przełkną ślinę z nadzieją, że uda mu się to z siebie wydusić. – Zostało całkowicie podarte w walce, więc musiałem ubrać cię w co innego.
- Ty? Ty mnie..? Przebrałeś..? - anielica skurczyła się w sobie.
- T-tak...
- Czyli widziałeś mnie...?
Potwierdzenie tego pytania nie było dla Tsuki'ego łatwe, chociaż odpowiedź oczywista. Kiwnął jedynie głową, nie mogąc chociażby spojrzeć teraz w stronę dziewczyny.
- Widziałeś i, co gorsza, dotykałeś nagą dziewczynę a teraz trzymasz ją w swoim pokoju w łóżku?! - ryknęła – Co ty sobie wyobrażasz?!
Blondyn nie wiedząc co powiedzieć, zaczął kręcić młynka kciukami, a jego zawstydzony wzrok uciekał na boki. Za to krzyk Eldy obudził śpiącego Lui.
- Co wy się tak drzecie? - jęknął zaspany i zamrugał oczyma. – Czemu jesteście tacy czerwoni?
Żadne z nich nie było w stanie odpowiedzieć. Dziewczyna tylko prychnęła i zeskoczyła z łóżka na posadzkę.
- Nie ważne. W takim wypadku nie pozostaje nam nic innego jak wrócić do siebie, o ile KTOŚ nam pozwoli. – chciała skierować się do wyjścia, ale doszła do wniosku, że w tej koszuli raczej nie może wyjść na ulicę. Odwróciła się do zdziwionych diabłów i skrzyżowała ręce na piersi. – Coś normalnego do ubrania. Już.
- Wydaje mi się, anielico... że to chwilę potrwa, zanim służba coś uszyje. – powiedział blondyn, wciąż usilnie unikając jej spojrzenia. – Wybacz, jeśli TEN incydent wydaje ci się nie na miejscu, ale nie miałem innego wyjścia. Nawet nie patrzyłem... Tak dokładnie. Poza tym przepraszam za moje uprzednie zachowanie. To było niestosowne i niedojrzałe, tak samo jak wszelkie obraźliwe uwagi pod twoim adresem, anielico.
Dziewczyna wzięła głęboki oddech i przejechała dłonią po twarzy. Spojrzała na młodych diabłów. Czuła, jak powoli na jej ustach pojawia się pogodny uśmiech.
- Powiedzmy, że przyjmuję przeprosiny. Poza tym mów mi Elda. Te ciągłe nazywanie mnie „anielicą” powoli mnie już drażni. – rzuciła w stronę Tsuki'ego. Ten z jakiegoś powodu tylko bardziej się speszył. – Hej, co z tobą? Więc jeszcze raz: najpierw ratujesz życie, później chcesz się go pozbyć, później znów ratujesz i robisz się nieśmiały. W czym problem?
- Nie wiem, po prostu... Robię to, co w danej chwili uznaję za słuszne.
- To się zdecyduj na jedną wersję, facet! – burknął Lui. Chwilę ciszy przerwał chichot białowłosej.
- Chyba nie jesteś taki zły na jakiego się zgrywasz, co? - podeszła bliżej blondyna, który powoli już tracił głowę. – Powiedz mi, Shiro... mogę mówić ci po imieniu?... w jaki niby sposób z tobą wygrałam? Bo chyba coś przegapiłam, lub tego nie pamiętam.
- Twoje słowa, anielic... - przerwał nagle. Dziewczyna chwyciła jego dłoń. Ten dotyk sprawiał, że jego diabelskie serce waliło jak młot, chociaż sam nie wiedział, dlaczego. – To twoje słowa, Eldo. To co mi powiedziałaś, chociaż to nic wielkiego...
- Nie rób się tylko romantyczny. To obrzydliwe. – znów wtrącił się rudzielec. Pozostała dwójka całkowicie go zignorowała.
- Nawet nie pamiętam, co mówiłam, ale jeśli w ten sposób wygrałam, to się cieszę. – jej promienny uśmiech całkowicie odebrał mowę śniadoskóremu diabłu. – Gdyby nie to, byłabym martwa. Mam nadzieję, że więcej jednak takich akcji nie będzie i stosunki między nami będą raczej przyjazne.
- P... przyjazne..? - wyjąkał. Dziewczyna ujęła jego drugą dłoń, a on nadal nie wiedział, dlaczego to wywołuje u niego tyle emocji.
- Może nasza znajomość nie zaczęła się najlepiej, ale jeśli chcesz, możemy zostać przyjaciółmi!
- Może wreszcie powiesz nam, kim naprawdę jesteś? - zagadnęła dziarsko. Blondyn zatrzymał się.
- Proszę o wybaczenie. – uczynił przed nią głęboki, nonszalancki ukłon. Na jasnej twarzyczce anielicy pojawił się lekki rumieniec. – Jestem Shiro Tsuki, pierworodny syn Mangetsu i Mikatsuki, dziedzic rodowej posiadłości. Nie przedstawiłem się wcześniej, woląc pozostać anonimowym.
- Anonimowy to ty byłeś aż do przesady! – fuknął Luigino. – I to było wredne!
- Ah, przestań, gdyby nie on to byśmy nie żyli! – dziewczyna pacnęła rudzielca w głowę. – Właśnie... Dlaczego to zrobiłeś? I co zamierzasz?
- Wasza śmierć byłaby bezcelowa, a uspokojenie mojego ojca nie jest dla mnie większym problemem. – obrócił się na pięcie i ruszył dalej. Właśnie mijali wąskie przejście pomiędzy armią złotych posągów, przedstawiających niezbyt sympatycznie wyglądających czartów. - Z równą łatwością mógłbym poprosić go o zwrócenie wam wolności.
- To dlaczego mamy jeszcze te obroże na szyi? - anielica podejrzliwie spojrzała na młodego Tsuki.
- Ponieważ wolałem załatwić to na osobności. Nie wyglądacie na niebezpiecznych, a Ventosa Exterminatore pokonaliście tylko dzięki szczęściu i wodzie święconej. – nieco skrzywił się na samo wspomnienie tego płynu. – W innym wypadku nie mielibyście szans. Krótko mówiąc, jesteś wolna, anielico.
Pstryknięciu palcami towarzyszyła szybka dematerializacja świetlistej obroży. Elda dla pewności sprawdziła, czy na pewno nic nie krępuje jej karku.
- Naprawdę? Dzięki. – rzuciła, trochę niepewnie.
- Chwila, ale co za mną? - Lui pociągnął za obręcz, z której jego akurat nie oswobodzono.
- Powiedziałem wyraźnie. – wyprostował się Tsuki, jakby oburzony, że musi tłumaczyć. – Jesteś wolna anielico i nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.
- Chwila, tobie znowu chodzi tylko o to, że ja jestem aniołem a ty diabłem, tak? - Elda, pod wpływem impulsu, chwyciła blondyna za fraki, lub raczej za te kilka sznurków które stanowiły okrywały jego górną część ciała. Był od niej sporo wyższy, ale ani wzrost, ani piorunujące spojrzenie, ani przerażająca, śmiertelna powaga nie zbijały ją z tropu. – Jesteś okropny! Zgrywasz się, udajesz wielce wielkodusznego pana, a tak naprawdę się brzydzisz! I nie zaprzeczaj, bo to widzę! Brzydzisz się aniołów!
- Nie zaprzeczam. – odparł spokojnie. – Każda niebiańska istota napawa mnie odrazą.
Białowłosa odepchnęła go od siebie. Miała na końcu języka tony uwag, jednak z jakiegoś powodu wolała z nich nie korzystać.
- Wszystko jedno! – prychnęła. – Ale wypuść tego dzieciaka, a mnie zostaw w zamian! On wziął się tam tylko przypadkiem, nawet się nie znamy. Dopiero co sam mówiłeś przed swoim ojcem, że działał tylko dla swojej obrony.
- Skoro się nie znacie, to co cię on obchodzi? Wy, anioły, zawsze wtykacie nosy w nieswoje sprawy, szczególnie w sprawy Piekła. – jego ton stawał się coraz bardziej oschły. Nawet powietrze wydawało się suchsze i zimniejsze.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz, koleś? - warknęła. – Ja się nie wtykam w niczyje sprawy, po prostu chcę być uczciwa.
Shiro Tsuki założył ręce na piersi, biorąc głęboki oddech. Wyraźnie miał dość albo tej rozmowy, albo właśnie tej pyskatej anielicy.
- Po prostu wracaj do swojego domu. Pewnie już się ktoś tam o ciebie martwi.
- O mnie, martwić? W moim domu? Ha! Dobre sobie! – dziewczyna parsknęła wymuszonym śmiechem. – To się zawiedziesz, koleś! Nie mam rodziny ani bliskich i mieszkam w małej, ciemnej klitce! Specjalnie do domu mi się nie spieszy, więc z łaski swojej, wypuść Luigino! Co ci zależy? Na niego przynajmniej czeka jego siostra.
Elda, zdyszana po pełnym nerwów słowotoku, zainicjowała chwilę ciszy. Lui już od dłuższego czasu stał z boku i przypatrywał się, jak ważą się jego losy. Chociaż chciał już kilka razy się odezwać i nie dopuszczono go do głosu, teraz tym bardziej stracił odwagę.
- Jesteś uparta, anielico. – stwierdził blondyn.
- Ty też. Dlaczego po prostu nie odpuścisz?
Twarz śniadoskórego diabła wykrzywiła się w zniesmaczonym grymasie.
- Miałem już okazję ostrzec twego „towarzysza broni” aby uważał, jakie słowa i do kogo kieruje. Uraził poniekąd moją dumę, więc taka mała kara w postaci służby nie powinna mu zaszkodzić. Przy okazji, przyda mi się błazen.
- To... o to chodzi? - zdziwiona Elda załamała ramiona. – Naprawdę tylko o to? Przecież to jeszcze głupi szczeniak, sam nie wie do końca co mówi!
- Hej, dlaczego „szczeniak”? - rudzielec nagle postanowił się odezwać, jednak nikt nie raczył zwrócić nań uwagi.
- To jest Piekło, anielico. – rzucił przez kły. – Może w Niebie miłosierdzie do bliźnich jest oczywistością, ale tutaj kierujemy się innymi zasadami. Tu panuje rygorystyczna hierarchia, którą każdy jest zmuszony przestrzegać. I tak idę wam na rękę, walcząc o wasze życie u mojego ojca. – blondyn uśmiechnął się, jednak w jego wykonaniu uśmiech nie miał nic wspólnego z sympatią. – Nie znaczy to jednak, że będę łaskawy cały czas.
Białowłosa spuściła głowę, nie będąc pewną, co ma zrobić. Oczywiście, los ledwo co poznanego chłopca, do tego diabła, winien być jej obojętny, tym bardziej, że czeka go jedynie służba. Jednakże jaką by ta służba była, jak wielkiemu tyranowi? Poza tym, jak długo ten stan rzeczy miałby się ciągnąć? Teraz mogła jedynie przeklinać swoją anielską naturę.
Wyprostowała się i podparła pod boki. W jej oczach zalśniła pewność siebie.
- Wypuść go. – powiedziała stanowczo.
- Nie mam zamiaru. – diabeł zawrócił i ruszył przed siebie, ciągnąc za sobą Luigino na niewidzialnej smyczy. Elda postanowiła poprzeć swoje żądania czynami. Błyskawicznie zmaterializowała w swej dłoni biały muszkiet, po czym, okręcając broń na palcu, wycelowała w obrożę na szyi rudego chłopca, modląc się, by trafić. Pociągnęła za spust.
Kulka, stanowiąca czystą anielską energię, nie trafiła w cel. Nim ktokolwiek zdążyłby mrugnąć okiem, w dłoni Tsuki'ego pojawiła się długa, jednolita włócznia z nieokreślonego tworzywa, a on sam, wykonując niemożliwy dla śmiertelników i większości mieszkańców zaświatów szybki obrót, precyzyjnym uderzeniem odbił kulę, wprost do lufy z której dopiero co wypadła. Muszkiet zalśnił, jakby sam był zdziwiony powrotem tego, co przed chwilą wystrzelił, a Elda została odrzucona w tył. Bezwiednie upadła na posadzkę.
- Przykro mi, ale to nie będzie takie łatwe. – diabeł podszedł do niej powolnym krokiem, kiedy ta usiłowała się podnieść. Siła uderzenia nie była wielka, jednak coś nie pozwalało jej stanąć na nogach. Poczuła ostrze broni na swoim gardle. – Jeśli chcesz walczyć, od razu się poddaj.
- Wolałabym najpierw skopać ten twój naburmuszony tyłek! – warknęła Elda. Muszkietem odtrąciła włócznię i podniosła się. Śniadoskóry westchnął ciężko.
- Nawet jeśli zawdzięczasz mi życie? Jak uważasz, anielico.
Obrócił broń w palcach z zadziwiającą zręcznością, po czym trzonem uderzył w podłogę. Można było odnieść wrażenie, iż zatrząsł się cały budynek i było to chyba bliskie prawdy, gdyż od miejsca uderzenia zaczęły się rozchodzić wyraźne pęknięcia. Dziewczyna odsunęła się, nieco wystraszona spoglądając na rozszerzające się rysy, które szybko objęły całą powierzchnię korytarza.
- Co ty chcesz...?
Kolejne uderzenie rozsypało posadzkę pod ich stopami w drobny mak. Zanim dziewczyna się zorientowała, zaczęła spadać. Sparaliżowana zaskoczeniem, słyszała tylko drącego się w oddali Luigino. Muszkiet zniknął z jej dłoni. Zamglonymi oczyma spojrzała w dół, kiedy poczuła dochodzący z tamtej strony żar. Kilkadziesiąt metrów pod nią bulgotało jezioro magmy.
Ten widok sprawił, że oprzytomniała i zerwała się do lotu, rozglądając się bacznie wokół. Otaczały ją kamienne ściany, oświetlone jedynie blaskiem gorącego płynu pod jej stopami. Strop nad nią pojawił się znikąd i uniemożliwiał ucieczkę. Obróciła się w powietrzu. Rudzielec nadal coś krzyczał, ale ona nie była w stanie rozróżnić słów. Obroża na jego szyi jakby ożyła: wyłoniła się z niej plątanina sznurków, które skrępowały wszelkie ruchy chłopca i przygwoździły go do ściany jaskini. Anielica chciała rzucić się mu na pomoc.
- Uwolnię go, jednakże musisz najpierw chociaż mnie drasnąć. – głos Tsuki'ego niespodziewanie rozległ się za jej plecami. Głębia jego brzmienia przeszyła jej ciało na wylot, wywołując lodowaty dreszcz. Odskoczyła, oglądając się za siebie. – I zrób to, zanim stracisz życie.
Skrzydła unosiły chłopaka tuż naprzeciw niej. W szczupłych dłoniach dzierżył włócznię, gotów atakować w każdej chwili. Chociaż chłód w jego oczach pozostał taki sam, Elda czuła jak bije od niego ciężka, demoniczna aura, która powoli ją osłabiała i utrudniała oddech. Nawet ten gigant, którego dopiero co rozpuściła na Ziemi, nie miał emanował taką energią. Inaczej, nie czuła jej jeszcze ze strony żadnego z dotychczasowych przeciwników. Na szczęście utworzenie broni nie stanowiło problemu.
- Oberwiesz i to nie raz! – syknęła, koślawo udając pewność siebie, która zdążyła się diametralnie skurczyć. Sama już nie wiedziała, dlaczego się w to wpakowała, ale musiała brnąć dalej. Wycelowała i strzeliła, lecz i tym razem blond-włosy diabeł odbił kulkę bez najmniejszego wysiłku. Spojrzał na nią wyczekująco.
- Czy to wszystko, na co cię stać? - westchnął. Bez ostrzeżenia, rzucił się na dziewczynę, w płynnym i szybkim ataku. Ta, nim zdążyła zareagować, miała już ranę wzdłuż prawego ramienia. Zatrzepotała skrzydłami i usunęła się na bezpieczniejszą odległość, jednak Tsuki nie ustępował. Zimny metal wciąż kaleczył jej ciało, nie dając szansy obrony, a nie mówiąc już o oddaniu strzału. Po chwili wszystkim, co mogła zrobić, było zasłanianie się kolbą muszkietu. Sparowała uderzenie i odepchnęła diabła od siebie, a obracając broń w ręce, o włos nie trafiła go nią w głowę, jednak dzisiaj chyba miała wyjątkowego pecha. Wykorzystując okazję, władowała w stronę jego kilka strzałów, jednak te sekundę później śmignęły obok jej uszu, powtórnie odbite przez włócznię.
- To nie fair! - krzyknęła. Teraz bez zastanowienia parła w jego stronę, coraz sprawniej neutralizując ataki milczącego i całkowicie spokojnego przeciwnika. Chociaż od lat polegała na swojej broni „palnej”, wiele by teraz dała za jakikolwiek miecz. Czuła, że Tsuki powoli spycha ją w dół, w stronę lawy. Wzięła się w garść i solidnie zamachnęła muszkietem. Bronie skrzyżowały się, a oboje napierali tak bardzo, że dzieliły ich od siebie już tylko centymetry. Odczuła jego oddech na swoich policzkach. Determinacja mieszała się w niej ze strachem, którego za nic nie chciała dać po sobie poznać, jednak jej oczy zdradzały wszystkie jej obawy.
- Nawet jeśli się poddasz, możliwe że zginiesz.
- Spodziewam się.
- Więc jakie są twoje zamiary?
- Też chciałabym o to zapytać ciebie.
- Dlaczego tak?
- Najpierw walczysz o to, byśmy nie zginęli z powodu błahostki, później przez inną błahostkę chcesz się mnie pozbyć. Gdzie w tym sens?
- Puściłem cię wolno, to ty wybrałaś taką drogę.
- Walczę dla kogoś, komu nie zwróciłeś tej wolności. Nawet jeśli zginę, to z czystym sumieniem. Jestem aniołem i przyjaźń, chociaż przelotna, ma dla mnie znaczenie.
- Brak ci zdrowego rozsądku, anielico.
- Nie rozumiesz. Przypuszczam, że nigdy nie miałeś dla kogo się poświęcić.
Białe oczy diabła rozszerzyły się w całkowitym zaskoczeniu. Świst włóczni połączył się ze smugą metalowego pręta, który boleśnie cisnął Eldę na kamienną ścianę. Krzyknęła z bólu. Jej obolałe kończyny odmawiały posłuszeństwa, a krew z rozbitej głowy zalewała pole widzenia. Ale widziała go. Widziała sylwetkę Shiro Tsuki'ego, który zaczął szarżować prosto na nią, z ostrzem wycelowanym w jej serce. Uśmiechnęła się blado. Podniosła po raz ostatni i resztkami sił muszkiet i pociągnęła za spust. Oboje musieli być zaślepieni przez emocje, ale fortuna zadziałała na korzyść dziewczyny.
Kulka z hukiem wyskoczyła z lufy i trafiła bezpośrednio w sam czubek ostrza włóczni. Rozległ się metaliczny dźwięk, a broń rozsypała się w rękach trzymającego ją diabła. Odłamki zdematerializowały się w powietrzu. Tsuki, bynajmniej nie spodziewający się takiego obrotu spraw, cudem zatrzymał się tuż przed wbitą w ścianę anielicą. Po raz pierwszy na jego twarzy pojawiło się coś na kształt strachu, z jakim wpatrywał się w swoje puste dłonie.
- Hej, ty... - cichy głos Eldy wytrącił go z osłupienia. – Przegrałam, prawda? Możesz mnie dobić! – zaśmiała się przez łzy. – Dobij mnie, bo i tak nie dam rady się już ruszyć... W sumie, dobrze się stało... Śmierć osieroconego anioła nie zaboli nikogo tak jak zgon panicza z wysokiego rodu, mam rację...? I tak nie miałam szans...
Powieki stały się jej zbyt ciężkie, a pogruchotane i przyozdobione ranami ciało odczepiło od kamienia po czym runęło w stronę lawy. Dziewczyna stopniowo traciła świadomość. Wiedziała, że to koniec. Powoli ogarniał ją gorąc, nieznośny i zabójczy.
Lecz ten nagle ustał, zmieniając się w przyjemne, bezpieczne ciepło. Ciepło drugiej osoby. Elda czuła, że ktoś trzyma ją w ramionach, lecz nie miała już siły by sprawdzać, kto. Zemdlała.
Nie wiedziała, co ją obudziło. Pewnym było jedynie to, że nagle otworzyła oczy i zerwała się zdyszana. Wzięła kilka głębokich oddechów.
Elda rozejrzała się. Znajdowała się w przepięknym, jasnym pokoju. Nie był on za wielki, za to wszelkie meble, tak samo jak ściany, były bogato zdobione i wykonane jakby z masy perłowej. Ona sama leżała na sporym, okrągłym łóżku, okryta jedwabną pościelą w stosownej do reszty pomieszczenia tonacji. Zaraz obok, prawie wtulając się w nią spał skulony Luigino, już bez obroży na szyi. Z sympatią pogłaskała malca po głowie. Zauważyła, że jej ręce były pozbawione ran, które otrzymała w walce. Nic czuła już żadnego bólu, nawet roztrzaskana głowa zdawała się być cała. Brak też było jakichkolwiek śladów krwi.
- Obudziłaś się, anielico.
Obróciła się gwałtownie w stronę skąd dochodził głos.
- To ty? - przetarła oczy, zdziwiona na widok Shiro Tsuki'ego stojącego w drzwiach. – Co się stało? Dlaczego jestem... tutaj?
- Wygrałaś bitwę. – podszedł do łóżka i stanął nad nią. Mogłaby przysiąc, że na jego twarzy widać było cień troski. Mimo wszystko odsunęła się nieco od blondyna.
- Jak to: wygrałam? Przecież nawet nie udało mi się ciebie trafić!
Diabeł odwrócił wzrok. Ciemna cera jego policzków jakby się zaczerwieniła.
- Owszem, udało. Na tyle boleśnie, że dało mi to do myślenia.
- Raczej nie rozumiem. – jęknęła białowłosa. – Właściwie, co to za miejsce? I jak widzę, uwolniłeś Luigino, prawda?
- Tak, uwolniłem go. – obszedł łóżko dookoła. – O dziwo, okazał się na tyle ci wdzięczny, że chciał zostać przy tobie, dopóki się nie obudzisz. – Elda uśmiechnęła się na te słowa. Słyszała pochrapującego rudzielca za swoimi plecami. - A ta komnata jest częścią moich apartamentów w tym pałacu. Musiałem cię tutaj przenieść na te kilka godzin, aż ozdrowiejesz. Parę zaklęć przyspieszyło i wspomogło regenerację twojego ciała, więc jak sama pewnie zwróciłaś uwagę, nie masz już ani jednej rany.
- Zauważyłam. Ale, zaraz... Jeśli to jest twój pokój, to te łóżko...? - sama zaczerwieniła się jak burak, nie wiedząc, czy powinna natychmiast zeskoczyć z łoża. Przecież należało do jakiegoś nieznanego jej chłopaka, do tego diabła. Spojrzała w dół i coś sobie uświadomiła. – A gdzie moja tunika?
To co miała na sobie, przypominało przydużą koszulę z czystego lnu. Patrzyła to na siebie, to na Tsuki'ego, który był teraz równie czerwony co ona.
- Twoje odzienie... - słowa przychodziły mu z trudem. Przełkną ślinę z nadzieją, że uda mu się to z siebie wydusić. – Zostało całkowicie podarte w walce, więc musiałem ubrać cię w co innego.
- Ty? Ty mnie..? Przebrałeś..? - anielica skurczyła się w sobie.
- T-tak...
- Czyli widziałeś mnie...?
Potwierdzenie tego pytania nie było dla Tsuki'ego łatwe, chociaż odpowiedź oczywista. Kiwnął jedynie głową, nie mogąc chociażby spojrzeć teraz w stronę dziewczyny.
- Widziałeś i, co gorsza, dotykałeś nagą dziewczynę a teraz trzymasz ją w swoim pokoju w łóżku?! - ryknęła – Co ty sobie wyobrażasz?!
Blondyn nie wiedząc co powiedzieć, zaczął kręcić młynka kciukami, a jego zawstydzony wzrok uciekał na boki. Za to krzyk Eldy obudził śpiącego Lui.
- Co wy się tak drzecie? - jęknął zaspany i zamrugał oczyma. – Czemu jesteście tacy czerwoni?
Żadne z nich nie było w stanie odpowiedzieć. Dziewczyna tylko prychnęła i zeskoczyła z łóżka na posadzkę.
- Nie ważne. W takim wypadku nie pozostaje nam nic innego jak wrócić do siebie, o ile KTOŚ nam pozwoli. – chciała skierować się do wyjścia, ale doszła do wniosku, że w tej koszuli raczej nie może wyjść na ulicę. Odwróciła się do zdziwionych diabłów i skrzyżowała ręce na piersi. – Coś normalnego do ubrania. Już.
- Wydaje mi się, anielico... że to chwilę potrwa, zanim służba coś uszyje. – powiedział blondyn, wciąż usilnie unikając jej spojrzenia. – Wybacz, jeśli TEN incydent wydaje ci się nie na miejscu, ale nie miałem innego wyjścia. Nawet nie patrzyłem... Tak dokładnie. Poza tym przepraszam za moje uprzednie zachowanie. To było niestosowne i niedojrzałe, tak samo jak wszelkie obraźliwe uwagi pod twoim adresem, anielico.
Dziewczyna wzięła głęboki oddech i przejechała dłonią po twarzy. Spojrzała na młodych diabłów. Czuła, jak powoli na jej ustach pojawia się pogodny uśmiech.
- Powiedzmy, że przyjmuję przeprosiny. Poza tym mów mi Elda. Te ciągłe nazywanie mnie „anielicą” powoli mnie już drażni. – rzuciła w stronę Tsuki'ego. Ten z jakiegoś powodu tylko bardziej się speszył. – Hej, co z tobą? Więc jeszcze raz: najpierw ratujesz życie, później chcesz się go pozbyć, później znów ratujesz i robisz się nieśmiały. W czym problem?
- Nie wiem, po prostu... Robię to, co w danej chwili uznaję za słuszne.
- To się zdecyduj na jedną wersję, facet! – burknął Lui. Chwilę ciszy przerwał chichot białowłosej.
- Chyba nie jesteś taki zły na jakiego się zgrywasz, co? - podeszła bliżej blondyna, który powoli już tracił głowę. – Powiedz mi, Shiro... mogę mówić ci po imieniu?... w jaki niby sposób z tobą wygrałam? Bo chyba coś przegapiłam, lub tego nie pamiętam.
- Twoje słowa, anielic... - przerwał nagle. Dziewczyna chwyciła jego dłoń. Ten dotyk sprawiał, że jego diabelskie serce waliło jak młot, chociaż sam nie wiedział, dlaczego. – To twoje słowa, Eldo. To co mi powiedziałaś, chociaż to nic wielkiego...
- Nie rób się tylko romantyczny. To obrzydliwe. – znów wtrącił się rudzielec. Pozostała dwójka całkowicie go zignorowała.
- Nawet nie pamiętam, co mówiłam, ale jeśli w ten sposób wygrałam, to się cieszę. – jej promienny uśmiech całkowicie odebrał mowę śniadoskóremu diabłu. – Gdyby nie to, byłabym martwa. Mam nadzieję, że więcej jednak takich akcji nie będzie i stosunki między nami będą raczej przyjazne.
- P... przyjazne..? - wyjąkał. Dziewczyna ujęła jego drugą dłoń, a on nadal nie wiedział, dlaczego to wywołuje u niego tyle emocji.
- Może nasza znajomość nie zaczęła się najlepiej, ale jeśli chcesz, możemy zostać przyjaciółmi!
========
Uf, tyle. Że arty są już na wyczerpaniu (najwięcej jest szkiców, mimo wszystko) a spoilerów robić nie chcę (who care?) wstawiam Shiro jeszcze raz :3 a co mi tam.
Ain't he cute? xD
do następnego :3