Wena nie pyta. Wena jest. Gorzej, kiedy pojawia się wtedy, kiedy nie powinna. Ale cóż, cieszę się z jej obecności jak cholera! =D Aż z tej weny zaczęłam jakieś dziwne frazesy wypisywać na sprawdzianie z fotografii. A wizualne nadal żyją sobie gdzieś tam...
Mniejsza o sesję, idzie całkiem dobrze. Rozdział poszedł mi przyjemnie i gładko, i jestem przeszczęśliwa, że dotarło tutaj niewiele osób, ale zadowolonych, że historia poszła naprzód :D Marv raduje się!
胸に隠した想いは切なくて
mune ni kakushita omoi wa setsunakute
========
Rozdział był długi jak cholera, z 8 stron. Poniosło mnie, co nie? Mam nadzieję, że było nieco szoku :D
Myślę, by wkrótce zmienić tutaj wystrój oraz kilka innych szczegółów, ale na razie tego nie tykam. Póki co, tutaj macie nieco rysowanej radości.
Eldzie wydawało się, że widzi cień jakieś postaci. Ale czyj, nie mogła sobie przypomnieć. Sylwetka ta była niemała, i mimo swoich rozmiarów z dużą gracją wymachiwała ogromnym... Kilofem? Nie, to nie był kilof. Skupiła się na tym przedmiocie, ale jej umysł był gdzieś daleko, odpływał.
- Kilof? Naprawdę? - zapytała samą siebie, tuż przed tym, jak całkowicie zapadła się w ciemność.
W tej pustce brzmiała jakaś melodia, zagłuszana odległym, dziecięcym śmiechem. Tam dziewczyna skierowała swoją wolę, swoje skupienie. Chciała być bliżej, ale jak określić swoje położenie, kiedy nie ma się punktu odniesienia? Gdzie dryfowała? Jak szybko leciała? W którym kierunku? A może wirowała wokół własnej osi? Pomyślała chwilkę.
- Tak, to miałoby sens. Pewnie dlatego jest mi tak niedobrze.
Zaczynała się rozpływać. Ale dlaczego? Może to z powodu tego słodkiego zapachu gorącej czekolady?
Chwila, chwila, chwila! Jakiej znowu czekolady?!
- Oho, białogłowa z niebios do nas wraca! Już zaczynałem się obawiać.
Elda gwałtownie nabrała powietrza, zakrztusiła się, poczuła, jak jej oczy zalewają się łzami. Zamrugała, bo światło, chociaż niewielkie, było dla niej zbyt jaskrawe, tym bardziej wzmocnione przez słone krople, które chciały skutecznie utrudnić jej widzenie. Do uszu anielicy zaczęły dochodzić skoczne tony z sali balowej.
Bal. Walka. Shiro i Kuuhaku. Drzewo.
- Drzewo z okiem... - wychrypiała. Otwartą dłonią przetarła twarz, otrząsnęła się i rozejrzała. Siedziała na twardym krześle w dusznej, ciepłej i przestronnej kuchni. Pierwszą rzeczą, na jaką zwróciła uwagę, był kubek gorącej, parującej czekolady, która tylko niecierpliwie czekała na wypicie, na stole stojącym po prawej stronie dziewczyny. Drżącymi dłońmi anielica pochwyciła naczynie i wzięła solidny łyk. Zamarła na chwilkę: czegoś tak rozkosznego w smaku nie miała jeszcze okazji pić. Płyn nie był ani za gorzki, ani za słodki, zawierał też w sobie niesamowitą nutę smakową, której dziewczyna nie była w stanie określić. Czuła w tym brązowym napoju bezpieczeństwo, dom, może nawet miłość.
- Masz to wychlać całe.
Szorstki głos wyrwał ją z zadumy, a kiedy Elda się otrząsnęła, czekolada niebezpiecznie zafalowała w kubeczku. Z drugiego końca stołu patrzył na nią Kuu, bladym i półprzytomnym wzrokiem, ale nadal wrogim. Ramieniem podpierał głowę. Stosownie daleko od niego siedział Shiro, również popijając coś ciepłego. Chociaż Elda widziała, jak usilnie blondyn stara się zachować powagę, to trudno jej było nie zauważyć, jak raz po raz przechodzą go dreszcze. Wreszcie spojrzała przed siebie. Z ojcowską troską na twarzy klęczał przy niej pan Silencio, z pewnością wyczekując, aż dziewczyna się obudzi. Przez jego gigantyczne ramię widziała jeszcze jedną osóbkę: łkającą, ale szczęśliwą Kiniro.
- Możesz się czuć nieco osłabiona, ale to normalne. - rzekł spokojnie gigant. - A w tej dawce na pewno niegroźne dla twojego zdrówka.
- Co się stało? - wyjąkała Elda. Musiała odstawić kubek, bo czuła, że jej ręce nie są w stanie dłużej utrzymać jego ciężaru. - Tam było oko... i wtedy.... Jak się tutaj znaleźliśmy?
- To, moja droga – Silencio podniósł się na równe nogi, jednocześnie boleśnie zahaczając głową o żyrandol; jęknął – jest zasługa panienki Kiniro, że jesteście tutaj, wszyscy. I przede wszystkim, jej zasługa, że jeszcze żyjecie.
Cała trójka wbiła wzrok w mężczyznę, co najmniej zaskoczeni jego słowami, jak nie przerażeni.
- Powie nam pan, co to było? - głos Tsukiego nie przejawiał oznak żadnych szczególnych emocji. - Obiecał pan, że wszystko wytłumaczy, gdy tylko Elda dojdzie do siebie.
- Nie dojdzie do siebie, dopóki nie wygulga całego kubka tej cholernej czekolady, idioto. - warknął Kuuhaku, któremu najwyraźniej i w tej chwili nie brakowało energii na docinki. Shiro udał, że te zdanie nie było skierowane do niego. - Nie po to się śpieszyłem z robieniem tego szajsu, żeby laska dumała nad kubkiem tak długo, aż wszystko będzie zimne!
- To... ty zrobiłeś tą czekoladę? Że niby dla mnie? - Elda instynktownie odsunęła się od swojej porcji napoju, jakby bojąc cię, że ta ni z tego ni z owego eksploduje. - Nie dodałeś tam żadnych świństw? Środków na przeczyszczenie, płynu do naczyń?
- Wierz mi, że mnie kusiło – białowłosy wyszczerzył kły – ale szkoda marnować coś tak dobrego. A czekolada to akurat moja specjalność.
- Świetnie. Dzięki. - pociągnęła kolejny łyk, niepewnie i nieufnie. Smak nadal był wyśmienity. To nie mogła być trucizna. Kin usiadła obok niej i ukryła twarz w dłoniach.
- Musicie wypić coś ciepłego. Pomoże wam to wrócić do normalnego stanu. - Silencio obszedł kuchnię. - Zaraz po tym, jak zniknęliście, ta oto młoda panienka Tsuki przybiegła do mnie, mamrocząc coś o tym, że wy i Kuu poszliście się bić. Pomyślałem sobie, że to nic poważnego – zmarszczył brwi – ale tak naprawdę, to przybiegłem ostatniej chwili. Byliście już nieprzytomni, więc tylko „zabezpieczyłem” miejsce zdarzenia i przyniosłem was tutaj.
- Tam było drzewo, prawda? - zapytał Shiro.
- O tak, wredna roślinka. Ale nie powiem wam więcej, niż wiedzieć musicie. – gigant oparł się o blat. – Ten drań żywi się bólem, fizycznym i psychicznym, zwykle ludzkim, ale ten pochodzący od istot takich jak my jest dla niego jak rarytas. Jestem w miarę odporny na jego działanie, ale dla przeciętnego Kowalskiego zbliżanie się do niego bez stroju ochronnego... - mężczyzna skrzywił się, prawdopodobnie chcąc się uśmiechnąć. Bez skutku. - No i też nie bez powodu pracownicy elektrowni mają więcej wolnego niż godzin pracy. Nie zniósłbym, gdybym miał któregoś na sumieniu.
- Zdaje mi się, że czytałem o takiej roślinie. - Shiro opuszkiem palca okrążył brzeg naczynia. Widać było, że się nad czymś głęboko zastanawia. - To drzewo rosło w centrum...
- W każdym razie – przerwał mu Silencio ostrym tonem – pozostaje kwestia tego, jakim cudem rozwaliliście jego schron. Sam nadzorowałem budowę i dobrze wiem, że nie ma takiej siły, która jest w stanie przebić się przez Sarkofag.
W gardle Eldy coś stanęło, jakaś gula, sprawiając, że nie była w stanie przełknąć kolejnego łyka czekolady. Gdy tylko przypomniała sobie wystrzał...
- To moja wina, proszę pana. - wydukała cichutko, lecz za chwilkę dodała: – Ale nie chciałam tego, przysięgam!
Silencio zmierzył ją wzrokiem, jakby chciał poznać jej myśli, czytać w nich. Lecz po chwili na jego twarzy zawitał chłodny, ale uprzejmy uśmiech.
- Anielska panienka... To dużo wyjaśnia, a jednocześnie bardzo mnie niepokoi.
Urwał na chwilkę. Chociaż diabeł chciał być miły, Elda mogła łatwo zgadnąć, w jakiej sytuacji teraz się znajduje. Jego podopieczny oraz syn wpływowego magnata chcieli się pozabijać z powodu anielskiej dziewczyny, na jego własnym przyjęciu, przy okazji uszkadzając rdzeń elektrowni i prawie dając się zabić florystycznemu potworowi. Trudno powiedzieć, kto z nich byłby w większych tarapatach, gdyby ta sprawa wyszła poza tą piątkę zgromadzoną w kuchni.
- A czy mogę spytać, co w tym takiego niepokojącego, proszę pana? - dziewczyna zwróciła się do Silencio.
- Uciąłem sobie „pogawędkę” z tym drzewem... Tak, potrafię się z nim dogadać. – zaskoczone miny dzieciaków wyraźnie go rozbawiły. - Poszperał wam we wspomnieniach i nieco najadł się waszym bólem. Nie wchodziłem w szczegóły, nie pytałem się, co siedzi w głowach naszej młodzieży, więc nie bójcie się. Nie znam waszych tajemnic. Ale powiedział, że w sercach waszej dwójki jest coś ciekawego.
Zamarli. Silencio z pełną powagą spoglądał to na Eldę, to na Kuuhaku. Oboje, nieco zaskoczeni, kątem oka, z pełną niechęcią łypnęli w swoją stronę.
- Sęk w tym, że to nie jest wasza myśl. Na prawdę, nie patrzcie się na mnie jak na kosmitę! - w obronnym geście, gigant podniósł ręce do góry. Szok i niedowierzanie słuchających go diabłów i anielicy powoli zbliżało się do limitu. - Powtarzam jedynie to, co usłyszałem. Oboje macie w głowach... Jak wam to wytłumaczyć, byście zrozumieli? Zakodowaną wiadomość. Ktoś ją tam zostawił i dotyczy ona was obojga, ale odczytanie jej nie jest łatwe.
- I co z tego, szefie? - burknął Kuu. - Sam fakt, że coś łączy mnie z tą babą mnie obrzydza. Jakoś mało mnie obchodzi, co oboje mamy w głowach.
- Pięknie. - Elda przewróciła oczami. - Wiesz, w pierwszej chwili chciałam ci strzelić w ten nadęty łeb, a teraz żałuję, że tego nie zrobiłam. Roślinka byłaby tam, gdzie być powinna, a ja nie musiałabym słuchać twojego ciągłego...
- Proszę, przestańcie już. To do niczego nie prowadzi. - w głosie Silencio było coś, co w okamgnieniu ich uciszyło, mimo iż jego słowa były bardzo spokojne i uprzejme. - Gdyby to nie było ważne, to bym wam nie mówił. Ale to jest coś, czego musicie się dowiedzieć, chociaż będzie potrzebna pomoc. Ufam, że panicz Shiro zna odpowiednią do pomocy osobę.
Kin uniosła głowę. Przetarła zapuchnięte od cichego płaczu oczy i odezwała się po raz pierwszy:
- Ciocia Ivy pytała się pana o babcię Lucretię... Słyszałam, że pan dobrze wie, w jakiej jest teraz sytuacji... Właśnie przez NIEGO.
- Moja siostra ma rację. Zbliżanie się do niego nie jest dobrym pomysłem, szczególnie kiedy powód jest błahy. - zawtórował jej starszy brat.
- O kim mówicie? - zaciekawiła się Elda. Dopijając swą czekoladę zauważyła, iż faktycznie z jej samopoczuciem jest o wiele lepiej. Mimo szczerej niechęci do Kuuhaku, czuła do niego coś na kształt wdzięczności.
- Nie chcesz wiedzieć. - Shiro też skończył swój napój i wstał. - Proszę nam wybaczyć wyrządzone szkody. Obiecuję pokryć wszelkie koszty napraw.
- Nie chcę od ciebie żadnych pieniędzy, chłopcze. - zaśmiał się gigant. - Ja tylko cieszę się, że żyjecie. Nawet nie jestem na was zły, tylko nieco rozczarowany.
Jego smutne spojrzenie zatrzymało się na Kuuhaku. Tylko tyle wystarczyło, by silny, pewny siebie chłopak skulił się w sobie.
- Przepraszam, szefie. Powinienem był nad sobą panować. - wymamrotał.
- Przeprosiny przyjęte. A wasza trójka – Silencio wskazał na Shiro, Kin i Eldę – zmykajcie, najlepiej do domu i do łóżek, zanim Mangetsu połapie się, w jakim jesteście stanie. Później mu przekażę, że już wróciliście do swojego pałacu. - przez chwilę stał, zamyślony. Za raz potem na ustach Silencio zagościł jego zwykły, szeroki uśmiech. - Chociaż jest on już tak wstawiony, że za niedługo zacznie podrywać moją profilowaną lampę w holu!
Powrót nie był problematyczny. W trójkę przecisnęli się przez naprędce otwarty portal i wyszli naprzeciw drzwi do apartamentów Shiro. Chcieli bez słowa pójść do łóżek i zasnąć, zapominając o tym wszystkim, jednakże Kiniro w tym momencie nie wytrzymała. Wybuchła całkowicie niespodziewanie, drąc się na brata i przyjaciółkę wniebogłosy: że jak mogli coś takiego zrobić, dlaczego nie pomyśleli o rodzicach, dlaczego się tak narażali, że przecież mogli umrzeć. Uspokojenie jej nie należało do zadań najłatwiejszych, do tego jego wykonanie spadło całkowicie na głowę Eldy. Blondyn nie palił się do sympatyzowania ze swoją siostrą, dlatego to anielica musiała ją długo przepraszać i tulić. Ostatecznie diablica dała się udobruchać.
Po tej scenie jak najszybciej i bez słowa udali się do łóżek. Elda miała w prawdzie kilka pytań, lecz nie miała na to siły. Delikatnie cmoknęła chłopaka w policzek, zostawiając go z płomiennym rumieńcem na twarzy i chwilowym paraliżem, a sama zamknęła się w swojej sypialni. Zrzuciła z siebie buty i sukienkę, rozpuściła włosy, potrząsnęła kilka razy głową, byleby proste, srebrzyste nitki ułożyły się w swój klasyczny sposób, i całym ciężarem opadła na łóżko.
Co się właściwie stało? Jakim cudem jej muszkiet wystrzelił tak, a nie inaczej? Skąd u niej taka siła? Przetarła oczy, które już kleiły się, skore do snu. Jeszcze kilka dni temu w spokoju grywała w gry wideo, a teraz przez ten cały natłok zdarzeń nie miała nawet czasu pomyśleć o nabiciu sobie kolejnego poziomu. Zaraz, zastanowiła się, nie przejdę już dalej. Jej mieszkanie leżało w gruzach, telewizor też nie nadawał się do niczego, a save'y... Przeszedł ją zimny dreszcz, jęknęła boleśnie. Po raz kolejny żałowała, że nie rozkwasiła głowy Kuuhaku. Tak, z chęcią by to zrobiła, mimo iż deklarowała swoją rasę jako „anielską”.
- Przecież nikt nie jest idealny. - mruknęła pod nosem.
Uświadomiła sobie, że jej nagłe zniknięcie połączone z faktem, że dotychczasowe miejsce zamieszkania wygląda jak wygląda, zapewne wywoła stan przedzawałowy u Anioła. Oprócz tego, że nie znała jego imienia, nie dowiedziała się nigdy, ile ten skurczybyk ma lat, więc ciężko było jej stwierdzić, jak ma się sprawa z jego zdrowiem. Odkąd pamiętała, jego zarost był nieogarnięty a on sam niezbyt zadbany, a wszystko, co udało mu się zarobić, starał się jakoś zainwestować właśnie w Eldę, chociażby miałby to być tylko marne grosze. Gdyby nie on, dziewczyna mogłaby już dawno nie istnieć. Jakaś niewidzialna ręka ścisnęła jej serce, żal przepełnił ją od czubka głowy po palce u nóg. Jak mogła tak po prostu pozwolić sobie na wyparowanie z Helliady, do tego jeszcze w takich okolicznościach? Kiedy się spotkają, pewnie Anioł nie powie jej nic, nie skarci jej, jedynie delikatnie pacnie w głowę, rzucając jakiś suchy żart, ale ona dobrze wiedziała, że do tego czasu będzie się zamartwiał na śmierć.
Pomyślała jeszcze o kimś innym. Luigino. Widziała go zaledwie kilka dni temu, a czuła, jakby od ich ostatniego spotkania minęły stulecia. Wiedziała, że ten też może wpaść w panikę, gdy zobaczy to pobojowisko które zostało z jej ciasnego mieszkanka. Kochany, mały rudzielec. Z jakiegoś powodu miała ochotę wziąć go w ramiona i wyściskać na dobranoc. Może odwiedzi go jutro. Tak, jutro będzie najlepiej...
Zaczęła już przysypiać, kiedy zaczęły ją nachodzić dziwne myśli. Nie podziękowali Donowi Silencio jak należy, to pewne. A do tego coś, co ona i Kuuhaku mieli w swoich umysłach... Jakaś wiadomość.... Czy to naprawdę takie ważne?
- Co tutaj robisz? Kto pozwolił ci tutaj wejść?
- Uspokój się, dzieciaku. Nie mam zamiaru mordować cię w twoim własnym...
- Odpowiedz na pytanie.
Rozbudziły ją głosy. Uniosła głowę, mętnym spojrzeniem obejmując komnatę, z trudem poruszyła kończynami. Nie mogła uwierzyć, że zasnęła w tak dziwnej pozycji. Ociężale zsunęła się z łóżka.
- Nie tak trudno tutaj wejść, wasza straż jest bardzo niekompetentna. - warknął ktoś ze zniecierpliwieniem. - Więc schowaj tę wykałaczkę i pozwól mi...
- To jest włócznia. Może powinieneś brać tabletki na wzrok zamiast sterydy?
Elda zamaszyście otwarła drzwi, nadal jednak będąc zaspaną i chwiejąc się na boki. Tuż przed nią, na korytarzu, Shiro dociskał ostrze swojej włóczni do grdyki Kuu, który wyglądał, jakby zaraz miał eksplodować z gniewu.
- Ej, ty. - rzuciła w stronę białowłosego, ciągle nie do końca rozbudzonym głosem. - Przez ciebie straciłam save'y.
Panowie łypnęli w jej kierunku w tym samym momencie. I od razu zareagowali, chociaż całkowicie odmiennie. Shiro odskoczył, jakby go ktoś solidnie uderzył w twarz. Włócznia wyparowała, jego ciemna karnacja stała się prawie całkowicie czerwona, a oczy rozszerzyły się, z przerażenia, z zakłopotania i z jakieś dzikiej radości, która trwała jednak tylko chwilę, bo chłopak natychmiast odwrócił się, a dłońmi szybko sięgnął swego nosa, obawiając się krwotoku. Kuuhaku nie drgnął, jedynie zmierzył ją wzrokiem od góry do dołu i z powrotem, po czym uśmiechnął się złośliwie.
- Płaska z ciebie deska.
Dziewczyna zamrugała, zmarszczyła brwi. O co chodzi? Co się do licha...?
Odwróciła się na pięcie i zatrzasnęła drzwi tak mocno, że zapewne cały pałac zatrząsł się w posadach. Całkowicie zapomniała, że zasnęła całkiem nago, golusieńko! Zarzuciła na siebie jakąś kiecę, przeczesała włosy. W lustrze widziała swoją zażenowaną minę aż nadto wyraźnie. Mimo tego, wyszła, udając, że się nic nie stało. Próbowała nawet przeboleć to, że właśnie nazwano ją płaską.
Kiedy Tsuki opornie dochodził do siebie po tak ekstrawaganckim widoku, drugi diabeł z trudem powstrzymywał się od śmiechu.
- Coś się stało? - zapytała Elda lodowatym tonem. Shiro natychmiastowo wrócił do normalności, a Kuuhaku nagle przestał się szczerzyć.
- Jest sprawa. - burknął. - Ale ten goguś nie dał mi dojść do słowa.
- Niby jaka? - ciągnęła dalej dziewczyna, ręką powstrzymując blondyna przed ripostą, którą zapewne miał już gotową.
- To co się porobiło z tym pochrzanionym drzewem... - Kuuhaku skrzywił się i zaczął powoli wyjaśniać. - Spodziewałem się, że jeśli szef będzie o czymś w kółko mi ględzić tej nocy, to tylko o tym, że trzeba to wszystko jak najszybciej odbudować i naprawić. A on ciągle jedynie o... Wiesz czym.
- O tej wiadomości, którą rzekomo ktoś ukrył nam w głowach? - prychnęła. - Jeśli dobrze pamiętam, to wczoraj mówiłeś, że cię to nie obchodzi.
- I dobrze pamiętasz. Ale Silencio nie daje mi spokoju. Chcę to sprawdzić tylko i wyłącznie po to, by się wreszcie odczepił.
Skrzyżowała ręce na piersi. Tak jak jego nie powinna obchodzić ta tajemnica, tak jej powinna być obojętna jego relacja z szefem. Ale wiedziała, widziała to dobrze: i ona i Kuuhaku byli po prostu zbyt ciekawi tego wszystkiego.
- To bardzo dziwny przykład ironii. - odezwał się nagle Shiro, w swój zwykły, chłodny i pozbawiony emocji sposób, jakby wcale przed chwilą nie zobaczył nagiego ciała dziewczyny, która mu się podoba. - Silencio uratował nam życie, a teraz was nakłania, byście je ryzykowali po raz kolejny.
- Nie tak łatwo jest mnie zabić, dzieciaku. - zaśmiał się Kuu. Elda mogła przysiąc, że podparł się pod boki tylko dlatego, by mogła zobaczyć, jak marnie wygląda wychudzony Shiro przy jego stalowych mięśniach.
- Nie kwestionuję tego. - usta Tsukiego wygięły się w ohydnym, wrednym uśmiechu. - Lecz, jeśli dobrze pamiętam... To właśnie TY wołałeś swoją matkę, kiedy zaatakowało nas to drzewo. Odnoszę wrażenie, ale może to tylko moje odczucia, iż brzmiałeś jak zarzynane prosię...
Elda nie czekała na ciąg dalszy. Pewnym krokiem stanęła weszła między jednego i drugiego diabła, powstrzymując rzeź, która wisiała w powietrzu.
- W jednym zdaniu: na czym polega problem, Shiro? - zapytała krótko. Słyszała ciężki oddech Kuu za swoimi plecami i ciche słowa: „To nie jest śmieszne, durny szczeniaku”.
- Nie sposób wejść – blondyn uniósł brwi - ale wyjść.
Rodzina Tsuki dochodziła do siebie po wczorajszym balu, a Mangetsu leczył bezlitosnego kaca, więc lepiej było się do niego nie zbliżać, chyba, że było się jego żoną. A Mikatsuki, zajęta swoim zbolałym mężem, ufała, iż dzieci są w stanie poradzić sobie same. Tak więc wymknięcie się z pałacu na kilka godzin nie było problemem. Shiro nadal uważał, że to beznadziejny, najgorszy pomysł ze wszystkich jakie tylko mogą być, ale ten jeden jedyny raz Kuuhaku i Elda byli jednomyślni i uparci.
- Robię to tylko ze względu na prośbę Eldy. Jeśli trzeba będzie uciekać, to wiedz, że zrobię wszystko, byś został w tyle. - stwierdził Shiro, otwierając portal. Białowłosy wzruszył obojętnie ramionami. - Jako, że jestem z rodziny, mogę stworzyć przejście pod samą barierę. Ominiemy straże i nie będziemy się włóczyć po pałacu.
- A gdzie dokładnie się wybieramy? - zapytała anielica.
- Też jestem ciekaw.
- Tam, gdzie mieszka mój wuj, to on ma nam pomóc. Do Pałacu Szatana. - Eldzie i Kuu opadły szczęki, ale Shiro ciągnął dalej. – Najmłodszy z synów Szatana, mego dziadka, Mefistofeles, ma całkiem dobre zdolności związane ze strefą psychiczną. Jest kimś w rodzaju medium. Jednakże, ostatnio zaczął miewać dziwne wizje i stał się niebezpieczny dla otoczenia, to znaczy.... Bardziej niebezpieczny niż zwykle. Zachowując resztki rozsądku, odciął się od świata i zamknął za barierą, w której wszystko jest podporządkowane jego widzimisię. Potrafi być nieobliczalny i naprawdę nie wiem, co z nami zrobi. - westchnął i przekroczył bramę portalu. - Jak pamiętacie, Kiniro wspominała, że Ivy pytała się o Lady Lucretię. To jego matka i moja babcia. Odkąd zaczęły się problemy z Mefistofelesem, nie wychodzi z domu i pilnuje go, ale tylko od zewnętrznej strony bariery.
Pozostała dwójka ruszyła za blondynem w kompletnej ciszy, nie wiedząc do końca, co odpowiedzieć. Po przejściu przez chłodną taflę wyszli w korytarzu tak ciemnym, zimnym i strasznym, że nawet diabły przeszły ciarki.
- Nie myślcie sobie, że cały pałac tak wygląda. - powiedział Shiro, z jakiegoś powodu szepcząc. - To tylko okolice jego bariery. Mają na celu odstraszać. Chodźcie, to tędy.
Przeszli po zimnym kamieniu. Elda i Kuuhaku, po pozbyciu się odświętnych strojów, znów powrócili do „bosego trybu życia”, więc dokładnie czuli chłód płynący z topornej, szarej podłogi, która była dokładnie taka jak ściany. Mijali rozbite meble, ogromne pajęczyny, brnąc przed siebie prostym i oświetlonym jedynie bladymi pochodniami korytarzem. Nie było żadnych okien. Elda czuła, jak zaczyna ją przejmować strach, i świadomie czy też nie wcisnęła się pomiędzy obu chłopaków.
- Czy to jest bardzo daleko? Nie ma tutaj żadnych drzwi ani nic...
Młody Tsuki zmarszczył brwi.
- Dziwnym jest to, że jeszcze nie dotarliśmy na miejsce.
- Bo pewnie nas robisz w konia, szczeniaku. - syknął Kuuhaku za plecami anielicy.
Usłyszeli śmiech. Z oddali, gdzieś z ciemnych głębi korytarza. Był to śmiech łagodny, młodzieńczy, ale coś sprawiało, że z lęku krew krzepła w żyłach. Jednak Shiro nie przystanął ani na chwilkę.
- Jesteśmy prawie na miejscu. Musimy tylko iść przed sie...
Korytarz obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni. Zanim się spostrzegli, gruchnęli w sufit, który teraz był podłogą. Nie zdążyli się pozbierać, kiedy to tunel ustawił się pionowo, zrzucając ich w ciemność. Elda i Shiro zamachali skrzydłami by, mimo szoku, jakoś zapanować nad sytuacją. Jednakże nie było to konieczne, gdyż zaraz po tym wylądowali na czymś przyjemnym i miękkim. Kuuhaku spadł między nich, a jego upadek sprawił, że leżący już podskoczyli bezwładnie na pół metra do góry.
- Co to do cholery ma być? - stęknął białowłosy, podnosząc się na równe nogi i zaniemówił.
Zimny kamień znikł. Otaczała ich niezliczona ilość szkarłatu, aksamitu i miękkich poduszek, a wszystko to podszyte złotą nicią. Mimo, iż znajdowali się w pomieszczeniu, nie było widać ani jednej gołej ściany: zasłony z ciężkiego materiału i arrasy skutecznie wszystko zakrywały. Elda spróbowała się podnieść, przecierając oczy z niedowierzania. Przed nimi znajdowały się piękne, hebanowe drzwi. Bezdźwięcznie otwarły się na oścież.
- Chyba mamy tam iść. - stwierdziła dziewczyna. Wstając, zobaczyła coś pomiędzy poduszkami. Schyliła się i wyciągnęła to: pięknego, mięciutkiego misia. Bez większego zastanawiania się, przytuliła go do siebie i ruszyła w stronę drzwi. Chwilę później stanęła na wyłożonej marmurem posadzce, w niewielkim, ale nadal pięknym i przytulnym przejściu. Diabły zaraz potem ją dogoniły.
- Eldo, lepiej się nie rozdzielać. - Shiro niepewnie rozejrzał się dookoła.
- Słodko tutaj do porzygu. - Kuu też nie był zachwycony otoczeniem. - Załatwiamy co trzeba i wynosimy się stąd.
Elda uciszyła ich gestem. Właśnie zdało jej się, że słyszy melodię. Tak znajomą, a tak odległą. Pełną bólu i nostalgii. Chłopcy nawet nie zauważyli, kiedy zerwała się do biegu. Pędem rzucili się za nią.
- To nie jest dobry pomysł! - zawołał Shiro.
- Właśnie! Posłuchaj swojego kochasia! - zawtórował mu Kuuhaku.
Jednak żaden nie był w stanie jej dogonić. Przyciskając do siebie misia, dotarła do pierwszego rozwidlenia. Spojrzała na dwie odnogi, identyczne, z bogato zdobionymi ścianami. Przez chwilę miała wrażenie, że obraz przed jej oczyma drgnął. Ale nie zważyła na to. Ruszyła dalej, w kierunku muzyki, która ciągnęła ją jak magnes. Napotkała kolejne rozwidlenie i kolejne, a muzyka stawała się coraz głośniejsza. Ignorowała wołania diabłów próbujących ją dogonić. Ona tylko pędziła przed siebie, prowadzona dźwiękiem i niecierpliwością w swoim sercu.
Widziała przed sobą światło, koniec korytarza. Tak, to stamtąd płynęła muzyka! Piękna, nieskazitelna, pełna harmonii. Anielica nie zwolniła, dopóki nie wpadła do pomieszczenia. Było ono duże, okrągłe, zwieńczone złotą kopułą kilkanaście metrów nad ziemią. Tutaj również dominowała krwista czerwień, materiały, poduszki i niezliczona ilość pluszaków. Rozejrzała się. Dookoła otaczały ją drogie, niesamowite meble liczące sobie zapewne setki lat, i takaż kolekcja wszelakich instrumentów. Fortepiany, altówki, kontrabasy, wiolonczele, harfy, flety, gitary i wiele, wiele innych, których nie była w stanie nazwać. Jednak skrzypcowa nuta dobiegała z góry. Podniosła wzrok.
Pośrodku komnaty znajdowało się znaczne podwyższenie, a na nim wielkie łoże z baldachimem i kotarami. Teraz wszystkie były odsłonięte. Anielica, jak zaczarowana, wspięła się po schodach, stopień za stopniem. Nie mogła powstrzymać ciekawości, która nią kierowała, a miś dodawał jej otuchy. W momencie, w którym stanęła na szczycie, Shiro i Kuuhaku dotarli do tej komnaty. Wołali, by tam nie podchodziła. Ale ona już całkowicie o nich zapomniała.
Na łóżku ktoś siedział. Młodzieniec, starszy od Eldy, to pewne, chociaż zdawał się nie przekroczyć jeszcze wieku dojrzałego. Był szczupły, a rysy jego twarzy, delikatne, prawie kobiecie, otulała grzywa rudych, ale umiejętnie ułożonych włosów, przypominających barwą ogień. Owalne, zielone oczy, nieco rozmarzone i nieobecne, skupiały się na skrzypcach, na których chłopak z niesamowitą sprawnością i lekkością wyczarowywał kolejne nuty. Spomiędzy włosów wystawały różki w odcieniu zgniłej zieleni, a długi ogon w tym samym kolorze, zakończony kolcem o kształcie serca, podskakiwał w takt muzyki. Odzienie rudowłosego diabła było ekstrawaganckie, nieco może do przesady, gdyż swoim ubiorem zdawał się zatrzymać w okresie pierwszej połowy dziewiętnastego wieku. Ale na tle pana Silencio Eldzie już nic nie zdawało się być dziwnym.
- Cieszę się, że przyszliście. - odezwał się nagle chłopak, przerywając grę. Barwa jego głosu była aksamitna jak materiały otulające pomieszczenie. - Już dawno nie miałem gości.
Podniósł swoje spojrzenie na anielicę i uśmiechnął się szeroko. Zadrżała. Cofnęła się o krok. Ktoś o tak łagodnej twarzy nie powinien uśmiechać się w taki sposób. Nie tak przerażająco. Nie powinien mieć tylu kłów.
- Nie przedstawisz się? - rudzielec, ku uldze dziewczyny, przestał się uśmiechać. Przechylił głowę w bok. - Powinnaś być bardziej uprzejma dla mnie, Eldo, inaczej się pogniewam.
- Ja jestem... - wydukała. Pluszak nagle przestał być dla niej tarczą. - Chwila... Przecież wiesz już, kim jestem! Ale skąd?
Spojrzała za siebie. Stojący na dole chłopcy nie wiedzieli, co zrobić. Po prostu patrzeli, sparaliżowani i zaskoczeni.
- Pozwoliłem sobie od razu zajrzeć do waszych umysłów. - zsunął się z łóżka. - Nie za głęboko, rzecz jasna, bo to byłoby niegrzeczne. Więc skoro i tak już poznałem twoje imię, pozwól, że teraz ja się przedstawię. - stanął przed nią. Był o wiele wyższy, chociaż i tak wzrostem nie dorównywał Kuu. Dziwiła się sobie, jak bardzo chciałaby teraz, by on i Shiro byli przy niej, tak, by mogła ich trzymać za ręce. - Szóste dziecko i trzeci syn Pana Piekieł i jego żony, Samaela oraz Luceretii, pan ułudy, fałszu i iluzji, Mefistofeles. - powtórnie wyszczerzył kły. Anielica modliła się w duchu, by tego nie robił. Jednak, zanim się obejrzała, ten jakimś cudem znalazł się na dole. - Miło mi cię widzieć, Shiro Tsuki, mój siostrzeńcu. - blondyn jedynie skinął głową. - Anielicę również witam w swoim skromnych progach. A ty intrygujesz mnie najbardziej... - podszedł do białowłosego. Mefistofeles z wyraźnym rozmarzeniem przesunął dłonią po jego rzeźbionym torsie, ale diabeł pozostał sztywny jak kłoda, jednocześnie łypiąc niechętnie na rudzielca. - Kuuhaku, mam rację? Ciekawe imię. A może powinienem nazywać cię Elyah?
Chłopak odsunął się od Mefista. Na twarzy silnego zwykle chłopaka zarysował się strach. W rękach już trzymał łańcuchy.
- O co tyle nerwów? - zapytał zaskoczony Mefistofeles. - Przecież to twoje prawdziwe imię. Tak nazwała cię Stella, matka twoja i tej tutaj pięknej anielicy.
Miś, którego Elda dotychczas trzymała, wypadł z jej rąk i odbijając się od stopni, spadł na sam dół.
- O nie, o nie, o nie... - jęknął Silencio, gdy tylko zobaczył wyrwę w murze elektrowni. Spodziewał się najgorszego. Machnął skrzydłami i jak pocisk wystrzelił w tamtym kierunku. Usłyszał wystrzał, a później krzyki. Przyspieszył w locie.
To co ujrzał, wywołało u niego przerażenie i gniew, jakiego nie doznał od lat. Drzewo, ten cholerny chwast, który Silencio od lat utrzymywał przy życiu z dala od świata, czerpiąc z jego mocy korzyści i dając minimalną zapłatę w zamian, wyrwał się na wolność i pełnymi garściami czy też gałęziami czerpał z zaistniałej sytuacji. Pnącza owinęły się wokół ciał trójki dzieciaków, łapczywie zbierając ich ból fizyczny oraz ten, który od lat kłębił się w ich sercach. Mężczyzna wolał nie myśleć, jakie męczarnie przeżywają. Mogli zaraz umrzeć. Co by było, gdyby młody Tsuki i ta anielica zginęli? Co by powiedział Mangetsu i pani Mice? Jeszcze bardziej przeraziła go wizja stracenia Kuuhaku. Dobył broni.
Kosa o dwóch ostrzach. Jedno, nieco już zardzewiałe, należało do niego. Drugie, bliźniacze, było wspomnieniem po kimś, kogo kochał. Kogo nie kochał należycie. Kiedyś myślał, że ta broń wygląda jak przerośnięty kilof, ale oswoił się z tym faktem. Wystarczyło kilka zamaszystych cięć, by odrąbać gałęzie, które pozwoliły sobie na zbyt wiele i oswobodzić ciała ofiar. Dla szerokich, silnych ramion Silencio nie było problemem złapanie i wyniesienie ich wszystkich trzech naraz. Zostawił ich, nieprzytomnych, na miękkiej trawie pod ścianą elektrowni. Tu byli bezpieczni, a on musiał się jeszcze czymś zająć.
Cieszył się, że nikt go nie widzi. O ile ogromne ciało Dona Silencio przerażało samo w sobie, to już po chwili znajomości można się było przekonać, że to raczej dobroduszny zboczeniec. Ale teraz gniew wypełniał go w całości, emanował z każdego pora jego skóry. Spojrzenie mogło burzyć mury, mordować i powalać. Skrzydła zaniosły go na powrót do wnętrza budynku, a tam opadł ciężko przed pniem drzewa. Postawił swoją kosę na sztorc, gotów do ataku.
Gałęzie cofnęły się, a oko zwróciło w jego stronę, z ohydnym, oślizgłym odgłosem.
- Tyle lat, Silencio, mój synu. Tyle lat.
- Nie waż się tak do mnie zwracać. - syknął diabeł. - Nie mam czasu na pogaduszki. Więc nie wyrywaj się, gdy będę odtwarzał twój Sarkofag.
- Zasmucasz mnie, synu. - drzewo jakby specjalnie dało nacisk na ostatnie słowo. - Nie widziałem cię od wieków, a teraz nawet nie chcesz zamienić paru zdań ze starcem.
- Ani teraz, ani nigdy. Za dobrze cię znam. - Silencio machnął dłonią. Z podłogi natychmiast zaczęły wyrastać kolczaste pędy, gdzieniegdzie pojawiały się czerwone róże, ale tylko na chwilkę, bo roślina natychmiast kamieniała. Kolejne pnącza nakładały się na siebie, odtwarzając ścianę.
- Szkoda. Zaiste, szkoda. Tym bardziej, że w umysłach białowłosych znalazłem coś ciekawego.
- Co niby takiego? - wzrost jakby zwolnił.
- Jesteś ciekaw, prawda? - w głosie drzewa dało się usłyszeć rozbawienie. - Ja też, mój synu, wierz mi. To nęcąca, smakowita prawda. Łącząca ich oboje i ważąca o losach nas wszystkich. Łącząca się z wizją kataklizmu, która torturuje umysł młodego księcia Mefistofelesa. To przepowiednia, zostawiona tam przez pewną potężną istotę. Jednak ja nie jestem w stanie do niej dotrzeć.
- Zaraz zapewne zasugerujesz, że tylko książę jest w stanie dowiedzieć się, o co chodzi?
- Dokładnie tak. I pamiętaj: to ważne, bardzo ważne, mój ostatni, zdradziecki synu.
Ostatnia róża skamieniała, kończąc rekonstrukcję Sarkofagu.
- Kilof? Naprawdę? - zapytała samą siebie, tuż przed tym, jak całkowicie zapadła się w ciemność.
W tej pustce brzmiała jakaś melodia, zagłuszana odległym, dziecięcym śmiechem. Tam dziewczyna skierowała swoją wolę, swoje skupienie. Chciała być bliżej, ale jak określić swoje położenie, kiedy nie ma się punktu odniesienia? Gdzie dryfowała? Jak szybko leciała? W którym kierunku? A może wirowała wokół własnej osi? Pomyślała chwilkę.
- Tak, to miałoby sens. Pewnie dlatego jest mi tak niedobrze.
Zaczynała się rozpływać. Ale dlaczego? Może to z powodu tego słodkiego zapachu gorącej czekolady?
Chwila, chwila, chwila! Jakiej znowu czekolady?!
- Oho, białogłowa z niebios do nas wraca! Już zaczynałem się obawiać.
Elda gwałtownie nabrała powietrza, zakrztusiła się, poczuła, jak jej oczy zalewają się łzami. Zamrugała, bo światło, chociaż niewielkie, było dla niej zbyt jaskrawe, tym bardziej wzmocnione przez słone krople, które chciały skutecznie utrudnić jej widzenie. Do uszu anielicy zaczęły dochodzić skoczne tony z sali balowej.
Bal. Walka. Shiro i Kuuhaku. Drzewo.
- Drzewo z okiem... - wychrypiała. Otwartą dłonią przetarła twarz, otrząsnęła się i rozejrzała. Siedziała na twardym krześle w dusznej, ciepłej i przestronnej kuchni. Pierwszą rzeczą, na jaką zwróciła uwagę, był kubek gorącej, parującej czekolady, która tylko niecierpliwie czekała na wypicie, na stole stojącym po prawej stronie dziewczyny. Drżącymi dłońmi anielica pochwyciła naczynie i wzięła solidny łyk. Zamarła na chwilkę: czegoś tak rozkosznego w smaku nie miała jeszcze okazji pić. Płyn nie był ani za gorzki, ani za słodki, zawierał też w sobie niesamowitą nutę smakową, której dziewczyna nie była w stanie określić. Czuła w tym brązowym napoju bezpieczeństwo, dom, może nawet miłość.
- Masz to wychlać całe.
Szorstki głos wyrwał ją z zadumy, a kiedy Elda się otrząsnęła, czekolada niebezpiecznie zafalowała w kubeczku. Z drugiego końca stołu patrzył na nią Kuu, bladym i półprzytomnym wzrokiem, ale nadal wrogim. Ramieniem podpierał głowę. Stosownie daleko od niego siedział Shiro, również popijając coś ciepłego. Chociaż Elda widziała, jak usilnie blondyn stara się zachować powagę, to trudno jej było nie zauważyć, jak raz po raz przechodzą go dreszcze. Wreszcie spojrzała przed siebie. Z ojcowską troską na twarzy klęczał przy niej pan Silencio, z pewnością wyczekując, aż dziewczyna się obudzi. Przez jego gigantyczne ramię widziała jeszcze jedną osóbkę: łkającą, ale szczęśliwą Kiniro.
- Możesz się czuć nieco osłabiona, ale to normalne. - rzekł spokojnie gigant. - A w tej dawce na pewno niegroźne dla twojego zdrówka.
- Co się stało? - wyjąkała Elda. Musiała odstawić kubek, bo czuła, że jej ręce nie są w stanie dłużej utrzymać jego ciężaru. - Tam było oko... i wtedy.... Jak się tutaj znaleźliśmy?
- To, moja droga – Silencio podniósł się na równe nogi, jednocześnie boleśnie zahaczając głową o żyrandol; jęknął – jest zasługa panienki Kiniro, że jesteście tutaj, wszyscy. I przede wszystkim, jej zasługa, że jeszcze żyjecie.
Cała trójka wbiła wzrok w mężczyznę, co najmniej zaskoczeni jego słowami, jak nie przerażeni.
- Powie nam pan, co to było? - głos Tsukiego nie przejawiał oznak żadnych szczególnych emocji. - Obiecał pan, że wszystko wytłumaczy, gdy tylko Elda dojdzie do siebie.
- Nie dojdzie do siebie, dopóki nie wygulga całego kubka tej cholernej czekolady, idioto. - warknął Kuuhaku, któremu najwyraźniej i w tej chwili nie brakowało energii na docinki. Shiro udał, że te zdanie nie było skierowane do niego. - Nie po to się śpieszyłem z robieniem tego szajsu, żeby laska dumała nad kubkiem tak długo, aż wszystko będzie zimne!
- To... ty zrobiłeś tą czekoladę? Że niby dla mnie? - Elda instynktownie odsunęła się od swojej porcji napoju, jakby bojąc cię, że ta ni z tego ni z owego eksploduje. - Nie dodałeś tam żadnych świństw? Środków na przeczyszczenie, płynu do naczyń?
- Wierz mi, że mnie kusiło – białowłosy wyszczerzył kły – ale szkoda marnować coś tak dobrego. A czekolada to akurat moja specjalność.
- Świetnie. Dzięki. - pociągnęła kolejny łyk, niepewnie i nieufnie. Smak nadal był wyśmienity. To nie mogła być trucizna. Kin usiadła obok niej i ukryła twarz w dłoniach.
- Musicie wypić coś ciepłego. Pomoże wam to wrócić do normalnego stanu. - Silencio obszedł kuchnię. - Zaraz po tym, jak zniknęliście, ta oto młoda panienka Tsuki przybiegła do mnie, mamrocząc coś o tym, że wy i Kuu poszliście się bić. Pomyślałem sobie, że to nic poważnego – zmarszczył brwi – ale tak naprawdę, to przybiegłem ostatniej chwili. Byliście już nieprzytomni, więc tylko „zabezpieczyłem” miejsce zdarzenia i przyniosłem was tutaj.
- Tam było drzewo, prawda? - zapytał Shiro.
- O tak, wredna roślinka. Ale nie powiem wam więcej, niż wiedzieć musicie. – gigant oparł się o blat. – Ten drań żywi się bólem, fizycznym i psychicznym, zwykle ludzkim, ale ten pochodzący od istot takich jak my jest dla niego jak rarytas. Jestem w miarę odporny na jego działanie, ale dla przeciętnego Kowalskiego zbliżanie się do niego bez stroju ochronnego... - mężczyzna skrzywił się, prawdopodobnie chcąc się uśmiechnąć. Bez skutku. - No i też nie bez powodu pracownicy elektrowni mają więcej wolnego niż godzin pracy. Nie zniósłbym, gdybym miał któregoś na sumieniu.
- Zdaje mi się, że czytałem o takiej roślinie. - Shiro opuszkiem palca okrążył brzeg naczynia. Widać było, że się nad czymś głęboko zastanawia. - To drzewo rosło w centrum...
- W każdym razie – przerwał mu Silencio ostrym tonem – pozostaje kwestia tego, jakim cudem rozwaliliście jego schron. Sam nadzorowałem budowę i dobrze wiem, że nie ma takiej siły, która jest w stanie przebić się przez Sarkofag.
W gardle Eldy coś stanęło, jakaś gula, sprawiając, że nie była w stanie przełknąć kolejnego łyka czekolady. Gdy tylko przypomniała sobie wystrzał...
- To moja wina, proszę pana. - wydukała cichutko, lecz za chwilkę dodała: – Ale nie chciałam tego, przysięgam!
Silencio zmierzył ją wzrokiem, jakby chciał poznać jej myśli, czytać w nich. Lecz po chwili na jego twarzy zawitał chłodny, ale uprzejmy uśmiech.
- Anielska panienka... To dużo wyjaśnia, a jednocześnie bardzo mnie niepokoi.
Urwał na chwilkę. Chociaż diabeł chciał być miły, Elda mogła łatwo zgadnąć, w jakiej sytuacji teraz się znajduje. Jego podopieczny oraz syn wpływowego magnata chcieli się pozabijać z powodu anielskiej dziewczyny, na jego własnym przyjęciu, przy okazji uszkadzając rdzeń elektrowni i prawie dając się zabić florystycznemu potworowi. Trudno powiedzieć, kto z nich byłby w większych tarapatach, gdyby ta sprawa wyszła poza tą piątkę zgromadzoną w kuchni.
- A czy mogę spytać, co w tym takiego niepokojącego, proszę pana? - dziewczyna zwróciła się do Silencio.
- Uciąłem sobie „pogawędkę” z tym drzewem... Tak, potrafię się z nim dogadać. – zaskoczone miny dzieciaków wyraźnie go rozbawiły. - Poszperał wam we wspomnieniach i nieco najadł się waszym bólem. Nie wchodziłem w szczegóły, nie pytałem się, co siedzi w głowach naszej młodzieży, więc nie bójcie się. Nie znam waszych tajemnic. Ale powiedział, że w sercach waszej dwójki jest coś ciekawego.
Zamarli. Silencio z pełną powagą spoglądał to na Eldę, to na Kuuhaku. Oboje, nieco zaskoczeni, kątem oka, z pełną niechęcią łypnęli w swoją stronę.
- Sęk w tym, że to nie jest wasza myśl. Na prawdę, nie patrzcie się na mnie jak na kosmitę! - w obronnym geście, gigant podniósł ręce do góry. Szok i niedowierzanie słuchających go diabłów i anielicy powoli zbliżało się do limitu. - Powtarzam jedynie to, co usłyszałem. Oboje macie w głowach... Jak wam to wytłumaczyć, byście zrozumieli? Zakodowaną wiadomość. Ktoś ją tam zostawił i dotyczy ona was obojga, ale odczytanie jej nie jest łatwe.
- I co z tego, szefie? - burknął Kuu. - Sam fakt, że coś łączy mnie z tą babą mnie obrzydza. Jakoś mało mnie obchodzi, co oboje mamy w głowach.
- Pięknie. - Elda przewróciła oczami. - Wiesz, w pierwszej chwili chciałam ci strzelić w ten nadęty łeb, a teraz żałuję, że tego nie zrobiłam. Roślinka byłaby tam, gdzie być powinna, a ja nie musiałabym słuchać twojego ciągłego...
- Proszę, przestańcie już. To do niczego nie prowadzi. - w głosie Silencio było coś, co w okamgnieniu ich uciszyło, mimo iż jego słowa były bardzo spokojne i uprzejme. - Gdyby to nie było ważne, to bym wam nie mówił. Ale to jest coś, czego musicie się dowiedzieć, chociaż będzie potrzebna pomoc. Ufam, że panicz Shiro zna odpowiednią do pomocy osobę.
Kin uniosła głowę. Przetarła zapuchnięte od cichego płaczu oczy i odezwała się po raz pierwszy:
- Ciocia Ivy pytała się pana o babcię Lucretię... Słyszałam, że pan dobrze wie, w jakiej jest teraz sytuacji... Właśnie przez NIEGO.
- Moja siostra ma rację. Zbliżanie się do niego nie jest dobrym pomysłem, szczególnie kiedy powód jest błahy. - zawtórował jej starszy brat.
- O kim mówicie? - zaciekawiła się Elda. Dopijając swą czekoladę zauważyła, iż faktycznie z jej samopoczuciem jest o wiele lepiej. Mimo szczerej niechęci do Kuuhaku, czuła do niego coś na kształt wdzięczności.
- Nie chcesz wiedzieć. - Shiro też skończył swój napój i wstał. - Proszę nam wybaczyć wyrządzone szkody. Obiecuję pokryć wszelkie koszty napraw.
- Nie chcę od ciebie żadnych pieniędzy, chłopcze. - zaśmiał się gigant. - Ja tylko cieszę się, że żyjecie. Nawet nie jestem na was zły, tylko nieco rozczarowany.
Jego smutne spojrzenie zatrzymało się na Kuuhaku. Tylko tyle wystarczyło, by silny, pewny siebie chłopak skulił się w sobie.
- Przepraszam, szefie. Powinienem był nad sobą panować. - wymamrotał.
- Przeprosiny przyjęte. A wasza trójka – Silencio wskazał na Shiro, Kin i Eldę – zmykajcie, najlepiej do domu i do łóżek, zanim Mangetsu połapie się, w jakim jesteście stanie. Później mu przekażę, że już wróciliście do swojego pałacu. - przez chwilę stał, zamyślony. Za raz potem na ustach Silencio zagościł jego zwykły, szeroki uśmiech. - Chociaż jest on już tak wstawiony, że za niedługo zacznie podrywać moją profilowaną lampę w holu!
Powrót nie był problematyczny. W trójkę przecisnęli się przez naprędce otwarty portal i wyszli naprzeciw drzwi do apartamentów Shiro. Chcieli bez słowa pójść do łóżek i zasnąć, zapominając o tym wszystkim, jednakże Kiniro w tym momencie nie wytrzymała. Wybuchła całkowicie niespodziewanie, drąc się na brata i przyjaciółkę wniebogłosy: że jak mogli coś takiego zrobić, dlaczego nie pomyśleli o rodzicach, dlaczego się tak narażali, że przecież mogli umrzeć. Uspokojenie jej nie należało do zadań najłatwiejszych, do tego jego wykonanie spadło całkowicie na głowę Eldy. Blondyn nie palił się do sympatyzowania ze swoją siostrą, dlatego to anielica musiała ją długo przepraszać i tulić. Ostatecznie diablica dała się udobruchać.
Po tej scenie jak najszybciej i bez słowa udali się do łóżek. Elda miała w prawdzie kilka pytań, lecz nie miała na to siły. Delikatnie cmoknęła chłopaka w policzek, zostawiając go z płomiennym rumieńcem na twarzy i chwilowym paraliżem, a sama zamknęła się w swojej sypialni. Zrzuciła z siebie buty i sukienkę, rozpuściła włosy, potrząsnęła kilka razy głową, byleby proste, srebrzyste nitki ułożyły się w swój klasyczny sposób, i całym ciężarem opadła na łóżko.
Co się właściwie stało? Jakim cudem jej muszkiet wystrzelił tak, a nie inaczej? Skąd u niej taka siła? Przetarła oczy, które już kleiły się, skore do snu. Jeszcze kilka dni temu w spokoju grywała w gry wideo, a teraz przez ten cały natłok zdarzeń nie miała nawet czasu pomyśleć o nabiciu sobie kolejnego poziomu. Zaraz, zastanowiła się, nie przejdę już dalej. Jej mieszkanie leżało w gruzach, telewizor też nie nadawał się do niczego, a save'y... Przeszedł ją zimny dreszcz, jęknęła boleśnie. Po raz kolejny żałowała, że nie rozkwasiła głowy Kuuhaku. Tak, z chęcią by to zrobiła, mimo iż deklarowała swoją rasę jako „anielską”.
- Przecież nikt nie jest idealny. - mruknęła pod nosem.
Uświadomiła sobie, że jej nagłe zniknięcie połączone z faktem, że dotychczasowe miejsce zamieszkania wygląda jak wygląda, zapewne wywoła stan przedzawałowy u Anioła. Oprócz tego, że nie znała jego imienia, nie dowiedziała się nigdy, ile ten skurczybyk ma lat, więc ciężko było jej stwierdzić, jak ma się sprawa z jego zdrowiem. Odkąd pamiętała, jego zarost był nieogarnięty a on sam niezbyt zadbany, a wszystko, co udało mu się zarobić, starał się jakoś zainwestować właśnie w Eldę, chociażby miałby to być tylko marne grosze. Gdyby nie on, dziewczyna mogłaby już dawno nie istnieć. Jakaś niewidzialna ręka ścisnęła jej serce, żal przepełnił ją od czubka głowy po palce u nóg. Jak mogła tak po prostu pozwolić sobie na wyparowanie z Helliady, do tego jeszcze w takich okolicznościach? Kiedy się spotkają, pewnie Anioł nie powie jej nic, nie skarci jej, jedynie delikatnie pacnie w głowę, rzucając jakiś suchy żart, ale ona dobrze wiedziała, że do tego czasu będzie się zamartwiał na śmierć.
Pomyślała jeszcze o kimś innym. Luigino. Widziała go zaledwie kilka dni temu, a czuła, jakby od ich ostatniego spotkania minęły stulecia. Wiedziała, że ten też może wpaść w panikę, gdy zobaczy to pobojowisko które zostało z jej ciasnego mieszkanka. Kochany, mały rudzielec. Z jakiegoś powodu miała ochotę wziąć go w ramiona i wyściskać na dobranoc. Może odwiedzi go jutro. Tak, jutro będzie najlepiej...
Zaczęła już przysypiać, kiedy zaczęły ją nachodzić dziwne myśli. Nie podziękowali Donowi Silencio jak należy, to pewne. A do tego coś, co ona i Kuuhaku mieli w swoich umysłach... Jakaś wiadomość.... Czy to naprawdę takie ważne?
- Co tutaj robisz? Kto pozwolił ci tutaj wejść?
- Uspokój się, dzieciaku. Nie mam zamiaru mordować cię w twoim własnym...
- Odpowiedz na pytanie.
Rozbudziły ją głosy. Uniosła głowę, mętnym spojrzeniem obejmując komnatę, z trudem poruszyła kończynami. Nie mogła uwierzyć, że zasnęła w tak dziwnej pozycji. Ociężale zsunęła się z łóżka.
- Nie tak trudno tutaj wejść, wasza straż jest bardzo niekompetentna. - warknął ktoś ze zniecierpliwieniem. - Więc schowaj tę wykałaczkę i pozwól mi...
- To jest włócznia. Może powinieneś brać tabletki na wzrok zamiast sterydy?
Elda zamaszyście otwarła drzwi, nadal jednak będąc zaspaną i chwiejąc się na boki. Tuż przed nią, na korytarzu, Shiro dociskał ostrze swojej włóczni do grdyki Kuu, który wyglądał, jakby zaraz miał eksplodować z gniewu.
- Ej, ty. - rzuciła w stronę białowłosego, ciągle nie do końca rozbudzonym głosem. - Przez ciebie straciłam save'y.
Panowie łypnęli w jej kierunku w tym samym momencie. I od razu zareagowali, chociaż całkowicie odmiennie. Shiro odskoczył, jakby go ktoś solidnie uderzył w twarz. Włócznia wyparowała, jego ciemna karnacja stała się prawie całkowicie czerwona, a oczy rozszerzyły się, z przerażenia, z zakłopotania i z jakieś dzikiej radości, która trwała jednak tylko chwilę, bo chłopak natychmiast odwrócił się, a dłońmi szybko sięgnął swego nosa, obawiając się krwotoku. Kuuhaku nie drgnął, jedynie zmierzył ją wzrokiem od góry do dołu i z powrotem, po czym uśmiechnął się złośliwie.
- Płaska z ciebie deska.
Dziewczyna zamrugała, zmarszczyła brwi. O co chodzi? Co się do licha...?
Odwróciła się na pięcie i zatrzasnęła drzwi tak mocno, że zapewne cały pałac zatrząsł się w posadach. Całkowicie zapomniała, że zasnęła całkiem nago, golusieńko! Zarzuciła na siebie jakąś kiecę, przeczesała włosy. W lustrze widziała swoją zażenowaną minę aż nadto wyraźnie. Mimo tego, wyszła, udając, że się nic nie stało. Próbowała nawet przeboleć to, że właśnie nazwano ją płaską.
Kiedy Tsuki opornie dochodził do siebie po tak ekstrawaganckim widoku, drugi diabeł z trudem powstrzymywał się od śmiechu.
- Coś się stało? - zapytała Elda lodowatym tonem. Shiro natychmiastowo wrócił do normalności, a Kuuhaku nagle przestał się szczerzyć.
- Jest sprawa. - burknął. - Ale ten goguś nie dał mi dojść do słowa.
- Niby jaka? - ciągnęła dalej dziewczyna, ręką powstrzymując blondyna przed ripostą, którą zapewne miał już gotową.
- To co się porobiło z tym pochrzanionym drzewem... - Kuuhaku skrzywił się i zaczął powoli wyjaśniać. - Spodziewałem się, że jeśli szef będzie o czymś w kółko mi ględzić tej nocy, to tylko o tym, że trzeba to wszystko jak najszybciej odbudować i naprawić. A on ciągle jedynie o... Wiesz czym.
- O tej wiadomości, którą rzekomo ktoś ukrył nam w głowach? - prychnęła. - Jeśli dobrze pamiętam, to wczoraj mówiłeś, że cię to nie obchodzi.
- I dobrze pamiętasz. Ale Silencio nie daje mi spokoju. Chcę to sprawdzić tylko i wyłącznie po to, by się wreszcie odczepił.
Skrzyżowała ręce na piersi. Tak jak jego nie powinna obchodzić ta tajemnica, tak jej powinna być obojętna jego relacja z szefem. Ale wiedziała, widziała to dobrze: i ona i Kuuhaku byli po prostu zbyt ciekawi tego wszystkiego.
- To bardzo dziwny przykład ironii. - odezwał się nagle Shiro, w swój zwykły, chłodny i pozbawiony emocji sposób, jakby wcale przed chwilą nie zobaczył nagiego ciała dziewczyny, która mu się podoba. - Silencio uratował nam życie, a teraz was nakłania, byście je ryzykowali po raz kolejny.
- Nie tak łatwo jest mnie zabić, dzieciaku. - zaśmiał się Kuu. Elda mogła przysiąc, że podparł się pod boki tylko dlatego, by mogła zobaczyć, jak marnie wygląda wychudzony Shiro przy jego stalowych mięśniach.
- Nie kwestionuję tego. - usta Tsukiego wygięły się w ohydnym, wrednym uśmiechu. - Lecz, jeśli dobrze pamiętam... To właśnie TY wołałeś swoją matkę, kiedy zaatakowało nas to drzewo. Odnoszę wrażenie, ale może to tylko moje odczucia, iż brzmiałeś jak zarzynane prosię...
Elda nie czekała na ciąg dalszy. Pewnym krokiem stanęła weszła między jednego i drugiego diabła, powstrzymując rzeź, która wisiała w powietrzu.
- W jednym zdaniu: na czym polega problem, Shiro? - zapytała krótko. Słyszała ciężki oddech Kuu za swoimi plecami i ciche słowa: „To nie jest śmieszne, durny szczeniaku”.
- Nie sposób wejść – blondyn uniósł brwi - ale wyjść.
Rodzina Tsuki dochodziła do siebie po wczorajszym balu, a Mangetsu leczył bezlitosnego kaca, więc lepiej było się do niego nie zbliżać, chyba, że było się jego żoną. A Mikatsuki, zajęta swoim zbolałym mężem, ufała, iż dzieci są w stanie poradzić sobie same. Tak więc wymknięcie się z pałacu na kilka godzin nie było problemem. Shiro nadal uważał, że to beznadziejny, najgorszy pomysł ze wszystkich jakie tylko mogą być, ale ten jeden jedyny raz Kuuhaku i Elda byli jednomyślni i uparci.
- Robię to tylko ze względu na prośbę Eldy. Jeśli trzeba będzie uciekać, to wiedz, że zrobię wszystko, byś został w tyle. - stwierdził Shiro, otwierając portal. Białowłosy wzruszył obojętnie ramionami. - Jako, że jestem z rodziny, mogę stworzyć przejście pod samą barierę. Ominiemy straże i nie będziemy się włóczyć po pałacu.
- A gdzie dokładnie się wybieramy? - zapytała anielica.
- Też jestem ciekaw.
- Tam, gdzie mieszka mój wuj, to on ma nam pomóc. Do Pałacu Szatana. - Eldzie i Kuu opadły szczęki, ale Shiro ciągnął dalej. – Najmłodszy z synów Szatana, mego dziadka, Mefistofeles, ma całkiem dobre zdolności związane ze strefą psychiczną. Jest kimś w rodzaju medium. Jednakże, ostatnio zaczął miewać dziwne wizje i stał się niebezpieczny dla otoczenia, to znaczy.... Bardziej niebezpieczny niż zwykle. Zachowując resztki rozsądku, odciął się od świata i zamknął za barierą, w której wszystko jest podporządkowane jego widzimisię. Potrafi być nieobliczalny i naprawdę nie wiem, co z nami zrobi. - westchnął i przekroczył bramę portalu. - Jak pamiętacie, Kiniro wspominała, że Ivy pytała się o Lady Lucretię. To jego matka i moja babcia. Odkąd zaczęły się problemy z Mefistofelesem, nie wychodzi z domu i pilnuje go, ale tylko od zewnętrznej strony bariery.
Pozostała dwójka ruszyła za blondynem w kompletnej ciszy, nie wiedząc do końca, co odpowiedzieć. Po przejściu przez chłodną taflę wyszli w korytarzu tak ciemnym, zimnym i strasznym, że nawet diabły przeszły ciarki.
- Nie myślcie sobie, że cały pałac tak wygląda. - powiedział Shiro, z jakiegoś powodu szepcząc. - To tylko okolice jego bariery. Mają na celu odstraszać. Chodźcie, to tędy.
Przeszli po zimnym kamieniu. Elda i Kuuhaku, po pozbyciu się odświętnych strojów, znów powrócili do „bosego trybu życia”, więc dokładnie czuli chłód płynący z topornej, szarej podłogi, która była dokładnie taka jak ściany. Mijali rozbite meble, ogromne pajęczyny, brnąc przed siebie prostym i oświetlonym jedynie bladymi pochodniami korytarzem. Nie było żadnych okien. Elda czuła, jak zaczyna ją przejmować strach, i świadomie czy też nie wcisnęła się pomiędzy obu chłopaków.
- Czy to jest bardzo daleko? Nie ma tutaj żadnych drzwi ani nic...
Młody Tsuki zmarszczył brwi.
- Dziwnym jest to, że jeszcze nie dotarliśmy na miejsce.
- Bo pewnie nas robisz w konia, szczeniaku. - syknął Kuuhaku za plecami anielicy.
Usłyszeli śmiech. Z oddali, gdzieś z ciemnych głębi korytarza. Był to śmiech łagodny, młodzieńczy, ale coś sprawiało, że z lęku krew krzepła w żyłach. Jednak Shiro nie przystanął ani na chwilkę.
- Jesteśmy prawie na miejscu. Musimy tylko iść przed sie...
Korytarz obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni. Zanim się spostrzegli, gruchnęli w sufit, który teraz był podłogą. Nie zdążyli się pozbierać, kiedy to tunel ustawił się pionowo, zrzucając ich w ciemność. Elda i Shiro zamachali skrzydłami by, mimo szoku, jakoś zapanować nad sytuacją. Jednakże nie było to konieczne, gdyż zaraz po tym wylądowali na czymś przyjemnym i miękkim. Kuuhaku spadł między nich, a jego upadek sprawił, że leżący już podskoczyli bezwładnie na pół metra do góry.
- Co to do cholery ma być? - stęknął białowłosy, podnosząc się na równe nogi i zaniemówił.
Zimny kamień znikł. Otaczała ich niezliczona ilość szkarłatu, aksamitu i miękkich poduszek, a wszystko to podszyte złotą nicią. Mimo, iż znajdowali się w pomieszczeniu, nie było widać ani jednej gołej ściany: zasłony z ciężkiego materiału i arrasy skutecznie wszystko zakrywały. Elda spróbowała się podnieść, przecierając oczy z niedowierzania. Przed nimi znajdowały się piękne, hebanowe drzwi. Bezdźwięcznie otwarły się na oścież.
- Chyba mamy tam iść. - stwierdziła dziewczyna. Wstając, zobaczyła coś pomiędzy poduszkami. Schyliła się i wyciągnęła to: pięknego, mięciutkiego misia. Bez większego zastanawiania się, przytuliła go do siebie i ruszyła w stronę drzwi. Chwilę później stanęła na wyłożonej marmurem posadzce, w niewielkim, ale nadal pięknym i przytulnym przejściu. Diabły zaraz potem ją dogoniły.
- Eldo, lepiej się nie rozdzielać. - Shiro niepewnie rozejrzał się dookoła.
- Słodko tutaj do porzygu. - Kuu też nie był zachwycony otoczeniem. - Załatwiamy co trzeba i wynosimy się stąd.
Elda uciszyła ich gestem. Właśnie zdało jej się, że słyszy melodię. Tak znajomą, a tak odległą. Pełną bólu i nostalgii. Chłopcy nawet nie zauważyli, kiedy zerwała się do biegu. Pędem rzucili się za nią.
- To nie jest dobry pomysł! - zawołał Shiro.
- Właśnie! Posłuchaj swojego kochasia! - zawtórował mu Kuuhaku.
Jednak żaden nie był w stanie jej dogonić. Przyciskając do siebie misia, dotarła do pierwszego rozwidlenia. Spojrzała na dwie odnogi, identyczne, z bogato zdobionymi ścianami. Przez chwilę miała wrażenie, że obraz przed jej oczyma drgnął. Ale nie zważyła na to. Ruszyła dalej, w kierunku muzyki, która ciągnęła ją jak magnes. Napotkała kolejne rozwidlenie i kolejne, a muzyka stawała się coraz głośniejsza. Ignorowała wołania diabłów próbujących ją dogonić. Ona tylko pędziła przed siebie, prowadzona dźwiękiem i niecierpliwością w swoim sercu.
Widziała przed sobą światło, koniec korytarza. Tak, to stamtąd płynęła muzyka! Piękna, nieskazitelna, pełna harmonii. Anielica nie zwolniła, dopóki nie wpadła do pomieszczenia. Było ono duże, okrągłe, zwieńczone złotą kopułą kilkanaście metrów nad ziemią. Tutaj również dominowała krwista czerwień, materiały, poduszki i niezliczona ilość pluszaków. Rozejrzała się. Dookoła otaczały ją drogie, niesamowite meble liczące sobie zapewne setki lat, i takaż kolekcja wszelakich instrumentów. Fortepiany, altówki, kontrabasy, wiolonczele, harfy, flety, gitary i wiele, wiele innych, których nie była w stanie nazwać. Jednak skrzypcowa nuta dobiegała z góry. Podniosła wzrok.
Pośrodku komnaty znajdowało się znaczne podwyższenie, a na nim wielkie łoże z baldachimem i kotarami. Teraz wszystkie były odsłonięte. Anielica, jak zaczarowana, wspięła się po schodach, stopień za stopniem. Nie mogła powstrzymać ciekawości, która nią kierowała, a miś dodawał jej otuchy. W momencie, w którym stanęła na szczycie, Shiro i Kuuhaku dotarli do tej komnaty. Wołali, by tam nie podchodziła. Ale ona już całkowicie o nich zapomniała.
Na łóżku ktoś siedział. Młodzieniec, starszy od Eldy, to pewne, chociaż zdawał się nie przekroczyć jeszcze wieku dojrzałego. Był szczupły, a rysy jego twarzy, delikatne, prawie kobiecie, otulała grzywa rudych, ale umiejętnie ułożonych włosów, przypominających barwą ogień. Owalne, zielone oczy, nieco rozmarzone i nieobecne, skupiały się na skrzypcach, na których chłopak z niesamowitą sprawnością i lekkością wyczarowywał kolejne nuty. Spomiędzy włosów wystawały różki w odcieniu zgniłej zieleni, a długi ogon w tym samym kolorze, zakończony kolcem o kształcie serca, podskakiwał w takt muzyki. Odzienie rudowłosego diabła było ekstrawaganckie, nieco może do przesady, gdyż swoim ubiorem zdawał się zatrzymać w okresie pierwszej połowy dziewiętnastego wieku. Ale na tle pana Silencio Eldzie już nic nie zdawało się być dziwnym.
- Cieszę się, że przyszliście. - odezwał się nagle chłopak, przerywając grę. Barwa jego głosu była aksamitna jak materiały otulające pomieszczenie. - Już dawno nie miałem gości.
Podniósł swoje spojrzenie na anielicę i uśmiechnął się szeroko. Zadrżała. Cofnęła się o krok. Ktoś o tak łagodnej twarzy nie powinien uśmiechać się w taki sposób. Nie tak przerażająco. Nie powinien mieć tylu kłów.
- Nie przedstawisz się? - rudzielec, ku uldze dziewczyny, przestał się uśmiechać. Przechylił głowę w bok. - Powinnaś być bardziej uprzejma dla mnie, Eldo, inaczej się pogniewam.
- Ja jestem... - wydukała. Pluszak nagle przestał być dla niej tarczą. - Chwila... Przecież wiesz już, kim jestem! Ale skąd?
Spojrzała za siebie. Stojący na dole chłopcy nie wiedzieli, co zrobić. Po prostu patrzeli, sparaliżowani i zaskoczeni.
- Pozwoliłem sobie od razu zajrzeć do waszych umysłów. - zsunął się z łóżka. - Nie za głęboko, rzecz jasna, bo to byłoby niegrzeczne. Więc skoro i tak już poznałem twoje imię, pozwól, że teraz ja się przedstawię. - stanął przed nią. Był o wiele wyższy, chociaż i tak wzrostem nie dorównywał Kuu. Dziwiła się sobie, jak bardzo chciałaby teraz, by on i Shiro byli przy niej, tak, by mogła ich trzymać za ręce. - Szóste dziecko i trzeci syn Pana Piekieł i jego żony, Samaela oraz Luceretii, pan ułudy, fałszu i iluzji, Mefistofeles. - powtórnie wyszczerzył kły. Anielica modliła się w duchu, by tego nie robił. Jednak, zanim się obejrzała, ten jakimś cudem znalazł się na dole. - Miło mi cię widzieć, Shiro Tsuki, mój siostrzeńcu. - blondyn jedynie skinął głową. - Anielicę również witam w swoim skromnych progach. A ty intrygujesz mnie najbardziej... - podszedł do białowłosego. Mefistofeles z wyraźnym rozmarzeniem przesunął dłonią po jego rzeźbionym torsie, ale diabeł pozostał sztywny jak kłoda, jednocześnie łypiąc niechętnie na rudzielca. - Kuuhaku, mam rację? Ciekawe imię. A może powinienem nazywać cię Elyah?
Chłopak odsunął się od Mefista. Na twarzy silnego zwykle chłopaka zarysował się strach. W rękach już trzymał łańcuchy.
- O co tyle nerwów? - zapytał zaskoczony Mefistofeles. - Przecież to twoje prawdziwe imię. Tak nazwała cię Stella, matka twoja i tej tutaj pięknej anielicy.
Miś, którego Elda dotychczas trzymała, wypadł z jej rąk i odbijając się od stopni, spadł na sam dół.
- O nie, o nie, o nie... - jęknął Silencio, gdy tylko zobaczył wyrwę w murze elektrowni. Spodziewał się najgorszego. Machnął skrzydłami i jak pocisk wystrzelił w tamtym kierunku. Usłyszał wystrzał, a później krzyki. Przyspieszył w locie.
To co ujrzał, wywołało u niego przerażenie i gniew, jakiego nie doznał od lat. Drzewo, ten cholerny chwast, który Silencio od lat utrzymywał przy życiu z dala od świata, czerpiąc z jego mocy korzyści i dając minimalną zapłatę w zamian, wyrwał się na wolność i pełnymi garściami czy też gałęziami czerpał z zaistniałej sytuacji. Pnącza owinęły się wokół ciał trójki dzieciaków, łapczywie zbierając ich ból fizyczny oraz ten, który od lat kłębił się w ich sercach. Mężczyzna wolał nie myśleć, jakie męczarnie przeżywają. Mogli zaraz umrzeć. Co by było, gdyby młody Tsuki i ta anielica zginęli? Co by powiedział Mangetsu i pani Mice? Jeszcze bardziej przeraziła go wizja stracenia Kuuhaku. Dobył broni.
Kosa o dwóch ostrzach. Jedno, nieco już zardzewiałe, należało do niego. Drugie, bliźniacze, było wspomnieniem po kimś, kogo kochał. Kogo nie kochał należycie. Kiedyś myślał, że ta broń wygląda jak przerośnięty kilof, ale oswoił się z tym faktem. Wystarczyło kilka zamaszystych cięć, by odrąbać gałęzie, które pozwoliły sobie na zbyt wiele i oswobodzić ciała ofiar. Dla szerokich, silnych ramion Silencio nie było problemem złapanie i wyniesienie ich wszystkich trzech naraz. Zostawił ich, nieprzytomnych, na miękkiej trawie pod ścianą elektrowni. Tu byli bezpieczni, a on musiał się jeszcze czymś zająć.
Cieszył się, że nikt go nie widzi. O ile ogromne ciało Dona Silencio przerażało samo w sobie, to już po chwili znajomości można się było przekonać, że to raczej dobroduszny zboczeniec. Ale teraz gniew wypełniał go w całości, emanował z każdego pora jego skóry. Spojrzenie mogło burzyć mury, mordować i powalać. Skrzydła zaniosły go na powrót do wnętrza budynku, a tam opadł ciężko przed pniem drzewa. Postawił swoją kosę na sztorc, gotów do ataku.
Gałęzie cofnęły się, a oko zwróciło w jego stronę, z ohydnym, oślizgłym odgłosem.
- Tyle lat, Silencio, mój synu. Tyle lat.
- Nie waż się tak do mnie zwracać. - syknął diabeł. - Nie mam czasu na pogaduszki. Więc nie wyrywaj się, gdy będę odtwarzał twój Sarkofag.
- Zasmucasz mnie, synu. - drzewo jakby specjalnie dało nacisk na ostatnie słowo. - Nie widziałem cię od wieków, a teraz nawet nie chcesz zamienić paru zdań ze starcem.
- Ani teraz, ani nigdy. Za dobrze cię znam. - Silencio machnął dłonią. Z podłogi natychmiast zaczęły wyrastać kolczaste pędy, gdzieniegdzie pojawiały się czerwone róże, ale tylko na chwilkę, bo roślina natychmiast kamieniała. Kolejne pnącza nakładały się na siebie, odtwarzając ścianę.
- Szkoda. Zaiste, szkoda. Tym bardziej, że w umysłach białowłosych znalazłem coś ciekawego.
- Co niby takiego? - wzrost jakby zwolnił.
- Jesteś ciekaw, prawda? - w głosie drzewa dało się usłyszeć rozbawienie. - Ja też, mój synu, wierz mi. To nęcąca, smakowita prawda. Łącząca ich oboje i ważąca o losach nas wszystkich. Łącząca się z wizją kataklizmu, która torturuje umysł młodego księcia Mefistofelesa. To przepowiednia, zostawiona tam przez pewną potężną istotę. Jednak ja nie jestem w stanie do niej dotrzeć.
- Zaraz zapewne zasugerujesz, że tylko książę jest w stanie dowiedzieć się, o co chodzi?
- Dokładnie tak. I pamiętaj: to ważne, bardzo ważne, mój ostatni, zdradziecki synu.
Ostatnia róża skamieniała, kończąc rekonstrukcję Sarkofagu.
========
Rozdział był długi jak cholera, z 8 stron. Poniosło mnie, co nie? Mam nadzieję, że było nieco szoku :D
Myślę, by wkrótce zmienić tutaj wystrój oraz kilka innych szczegółów, ale na razie tego nie tykam. Póki co, tutaj macie nieco rysowanej radości.
Ta miłość... kocham taką kreskę =D
Do następnego!